Kinga, Zawodnik, znana z programów telewizyjnych "Dieta czy cud" oraz "Pierwszy raz Kingi", niedawno przeszła operację zmniejszenia żołądka. Schudła już 30 kilogramów, a to dopiero początek.Kinga nie ustaje w pracy i ma mnóstwo planów na przyszłość. Inspiruje w mediach społecznościowych do walki o zdrowie, prowadzi spotkania i prelekcje. Spełnia przy tym swoje marzenia, nagrała m.in. piosenkę.

Reklama

Jak się Pani czuje po operacji?

Zdecydowanie coraz lepiej, na początku było różnie. Teraz cały czas do przodu.

Pamiętam jeden z odcinków "Dieta czy cud", kiedy rozmawiała Pani z lekarzem, który opowiadał, jakie ryzyko niesie operacja zmniejszenia żołądka. Była Pani wtedy tym przerażona. Przerażenie minęło?

To trudny temat. Dorastałam do tego co najmniej dwa lata. U mnie wszystkie naturalne, niechirurgiczne metody zawiodły. Owszem udawało mi się dużo schudnąć, np. 30, 10 czy 15 kg, ale potem znowu tyłam. Uważam, że to był ostatni dzwonek, kiedy mój organizm pozwalał na wykonanie takiej operacji. Decyzję podjęłam ze względów zdrowotnych, a nie estetycznych. Są osoby, które twierdzą, że poszłam na łatwiznę, żeby szybko schudnąć. Piszą też do mnie ludzie, że najpierw mówiłam o samoakceptacji, a potem zrobiłam operację. No nie, nie zrobiłam tego dla urody, ale dla zdrowia.

Kinga Zawodnik przeszła operację bariatryczną. / archiwum prywatne

Poczytałam sobie komentarze u Pani na Instagramie. Jest wiele wspierających i bardzo jasnych. Ale są też te z ciemnej strony mocy. Bardzo boli ten hejt?

Staram się odróżnić konstruktywną krytykę od typowego hejtu. Niektórzy mogą mieć wątpliwości, bo mówiłam o ciałopozytywności, o akceptacji i poszłam potem na operację zmniejszenia żołądka. Po takim zabiegu chirurgicznym szybko się traci kilogramy. To naturalne, bo nie można jeść. Wyglądam coraz szczuplej, czyli coraz lepiej. Mogło więc parę osób pomyśleć, że byłam kiedyś nieszczera. Dziwię się, że ludzi nie patrzą na to pod kątem zdrowotnym. Koncentrują się tylko na wyglądzie. Powtarzam, to była operacja ratująca życie, a otyłość to jest śmiertelna choroba, która zabija ludzi. Cały czas akceptowałam siebie, kiedyś też. Ale priorytetem jest dla mnie dbanie o zdrowie.

Kinga Zawodnik już widzi efekty operacji. Piękna złota kreacje stała się zdecydowanie za duża. / archiwum prywatne
Reklama

Zabieg to początek nowego sposobu życia?

Operacja bariatryczna nie jest drogą na skróty. To pierwszy element walki o zdrowie i życie. Jest początkiem procesu uczenia się zdrowych nawyków żywieniowych, regularnych posiłków, itp. Np. pół godziny przed posiłkiem i pół godziny po nie wolno nic pić. To nie jest tak, że po operacji człowiek leży, pachnie i chudnie. Jest wskazana aktywność fizyczna. Pamiętam też o tym, że żołądek zawsze może się rozciągnąć, jeśli wrócę do dawnych nawyków. Operacja nie działa cudów.

W programach w TVN próbowała Pani przeróżnych aktywności. Było hula hop, pole dance. Co Pani lubi najbardziej?

Zaczęłam już chodzić na basen, to jeden z moich ulubionych sportów. Woda odciąża stawy i mięśnie. W programie testowałam sztuki walki i bardzo mi się to spodobało. Od 1,5 roku trenuję więc MMA. Miałam sparingi na macie. Teraz fizjoterapeutka pozwoliła mi wrócić do treningów. Spaceruję też, jeżdżę na rowerze, dopóki pogoda na to pozwala.

Kinga Zawodnik trenuje sporty walki. / archiwum prywatne

Ma Pani nadal tego czarnego kota z programu?

Kot i mieszkanie były „na stanie” w programie. Ale mam dużo zwierząt w domu rodziców, koty też są.

Jak znalazła się Pani w telewizji?

Przez przypadek. Katarzyna Dudzińska, reżyserka programu, wypatrzyła mnie w aptece, gdzie pracowałam. Od słowa do słowa, jakoś się zgadałyśmy. To był dla mnie trudny czas, zmarł wtedy mój tata. Niedługo potem zapukała do mnie telewizja. W programie przetestowałam ponad 20 diet. I wiem na pewno, nie ma żadnej diety cud, nawet nie lubię słowa „dieta”, bo to kojarzy się
z rygorem. Uważam, że trzeba o siebie mądrze dbać, wypracować zdrowe nawyki, pić wodę
i być aktywnym. Nie myśleć o tym w kategorii rygoru, nakazów i zakazów. Jak wpadniemy w zaklęty krąg diet, to się z niego nie wydostaniemy nigdy: dieta keto, dieta ananasowa, dieta słoiczkowa – tak można bez końca. Bezsensowne skakanie z kwiatka na kwiatek, które daje rezultaty na krótki czas. Potem efekt jo-jo może nas zaszokować. Dietowanie przez całe życie nie ma sensu…

Przed i po operacji musiałam robić zdjęcia tego, co jem. Ostatnio dietetyczka zauważyła, że mam na talerzu coraz więcej warzyw. Wszystko siedzi tak naprawdę w głowie. Najpierw tam trzeba sobie wszystko poukładać, przewartościować życie i nie iść za tym, co pokazuje internet.

Poukładać sobie w głowie, czyli iść na psychoterapię?

Przygotowując się do operacji musiałam chodzić na terapię do pani psycholog. Wiele dobrego wyniosłam z tych wizyt. Uważam, że choć raz w życiu każdy powinien iść na terapię. To pomaga wyciągnąć wnioski i naprawić to, co w życiu nie funkcjonuje tak, jak powinno. Praca z głową jest bardzo ważna na każdym etapie życia i w każdej branży.

Bywa Pani cały czas na imprezach i na eventach. Widziałam Panią w tej wspaniałej złotej sukni, która kiedyś była obcisła, a teraz jest luźna. Ale, skoro imprezy, to i bufet. Nie ulega Pani pokusom?

Sukienka jest już dużo za duża. Jedzenie zawsze kusi. 30 lat jadłam śmieciowe jedzenie, więc w trzy miesiące nie pozbędę się od razu złych nawyków. Alewybieram teraz to, co jest dla mnie dobre,co mi służy i odżywia. Na evencie jem, ale dużo mniej niż wcześniej i zupełnie inne rzeczy. Raczej sałatkę niż coś innego. Bardzo pilnuję też godzin posiłków. Jak na evencie jest super fajne jedzenie, ale to nie moja pora na jedzenie, to trudno, nie jem.

Pracowała Pani w aptece. Teraz już tylko telewizja?

Uwielbiam pracę w aptece, całe dzieciństwo o tym marzyłam. Lubię rozmawiać z pacjentami i jak tylko mogę, to biorę pojedyncze dyżury. Ale teraz przy wszystkich moich projektach nie mogę tam pracować na cały etat.

Żeby wziąć udział w programie, opowiadać o walce z otyłością, musiała Pani przekroczyć barierę wstydu?

Raczej nie.Jestem zahartowana. Pomyślałam sobie: a co tam, nikt mnie nie zna, spróbuję. Chciałam mieć fajne wspomnienia, bo ja kolekcjonuję dobre wspomnienia. Poza tym miałam wrażenie, że to będzie zabawa na krótko. Teraz ludzie mnie znają i rozpoznają, a przygoda z telewizją już trochę trwa. Fajnie, że tak to się potoczyło. Mam dystans do siebie i niczego nie udaję, myślę, że to też ludzi ujęło.

Kinga Zawodnik prowadzi warsztaty dla młodzieży „Bądź sobą i miej czyste serce” / archiwum prywatne

Prowadzę teraz projekt dla młodzieży „Bądź sobą i miej czyste serce”. Jeżdżę po całej Polsce, rozmawiam. Opowiadam im o hejcie, o tym, czego doświadczyłam. A była to przemoc psychiczna i fizyczna. Jestem dla nich wiarygodna, bo wiem dokładnie, o czym mówię. Takie spotkania są bardzo potrzebne, bo przemoc i hejt to u nas sprawy, które zamiata się pod dywan. Młodzież bardzo chce o tym rozmawiać, bo hejt jest wszędzie – w szkole, w domu, w internecie.

Rzez 30 lat mojego życia doświadczyłam dużo złego i dużo dobrego. To ukształtowało mój charakter. Cieszę się, że mogę teraz robić fajne projekty i pomagać. Wiem, że wiele z tych osób, które mnie hejtują i mi zazdroszczą, nie dałoby rady przejść tej drogi, którą ja przeszłam. Nie jest łatwo wskoczyć w moje buty.

Zaczęła już Pani kupować nowe ubrania?

Chodzę w tym, co ma, nie pozbyłam się jeszcze z szafy niczego. Dziewczyny cały czas mnie pytają, kiedy będę robiła wyprzedaż szafy. Nie robię też zakupów ubraniowych. Może jeszcze nie do końca do mnie doszło, że już tyle schudłam. Przede wszystkim zależy mi na tym, żeby być zdrową. Wygląd zewnętrzny to efekt uboczny.

Nie dziwię się, że dziewczyny pytają o Pani ubrania, trudno kupić coś fajnego w większym rozmiarze.

Wiem coś o tym, jest mało firm, które szyją ładne ubrania plus size. Jest ogromny problem, jeśli chodzi o modę w większym rozmiarze. A każda z nas chce się czuć kobieco, seksownie i elegancko. Na razie zostawiam swoje perełki dla siebie, potem – zobaczymy.

Nagrała Pani singiel "Czyste serce". Znowu szczęśliwy przypadek?

Od dziecka chciałam śpiewać. Swoją drogą, kto by nie chciał. Ale fałszowałam. Rok temu przez przypadek rozmawiałam z pewnym producentem muzycznym i opowiedziałam, że chciałabym kiedyś nagrać piosenkę. Obiecał mi pomóc, przez rok uczyłam się śpiewu. Zaśpiewałam piosenkę, która powstała specjalnie dla mnie, i wystąpiłam w swoim własnym teledysku.Wiele osób mnie pyta, czy wydam płytę.

Marznie się spełniają?

One się nie spełniają. My je spełniamy. Teraz finalizuję budowę domu i chcę się tam jak najszybciej przeprowadzić. Mam jeszcze kilka fajnych marzeń, które czekają w kolejce.