Scenariusz "Morderczyń " jest inspirowany książką Katarzyny Bondy pt. "Polskie morderczynie ". Bonda to gorące nazwisko w polskiej literaturze kryminalnej. Czego fani pisarki mogą spodziewać się po serialu? Jak się ma scenariusz do książki?
Można mówić o inspiracji, ale na pewno nie jest to adaptacja książki Katarzyny Bondy. "Polskie morderczynie " były punktem wyjścia dla scenarzystów, którzy zainspirowali się przedstawionymi tam historiami kobiet i przełożyli je na język filmowy. Serial analizuje przyczyny, które doprowadziły te kobiety do popełnienia zbrodni. Książka Bondy była dla mnie interesująca przede wszystkim dlatego, że nie jest to fikcja literacka, ale zbiór wywiadów przeprowadzonych ze skazanymi za najcięższe przestępstwa. Wynika z nich, że kobiety zabijają, bo nie widzą innego wyjścia z sytuacji. Większość z nich to ofiary przemocy domowej, pochodzą często z problematycznych, patologicznych środowisk. W teatrze Studio w Warszawie mieliśmy właśnie premierę nowego spektaklu “Polowanie na osy”, który porusza podobną tematykę. Podstawą adaptacji jest nowa książka Wojciecha Tochmana pt. "Historia na życie i śmierć" o sprawie młodej kobiety, skazanej na dożywocie za zabójstwo.
Od czego zaczęła Pani budowanie postaci policjantki Karoliny, głównej bohaterki serialu Viaplay "Morderczynie"?
Od analizy jej relacji z ojcem (też policjantem), która była trudna, a jednocześnie formująca dla tej postaci. Ojciec wychowywał ją w surowej dyscyplinie. Nauczył ją widzieć świat tylko w czarno-białych barwach. Wraz z rozwojem akcji serialu Karolina musi skonfrontować się z prawdą o sobie, o relacjach w rodzinie, przez co zmienia się jej postrzeganie świata. W trakcie tej wewnętrznej podróży dogrzebuje się do swoich traum z dzieciństwa, do swojego "czarnego" w środku.
Figura ojca zdeterminowała nie tylko życie zawodowe Karoliny. Zaważyła też na jej funkcjonowaniu jako kobiety?
Ojciec był dla Karoliny wzorem do naśladowania w sferze zawodowej, ale też pierwszą, silną, męską figurą w jej życiu. Serial to też opowieść o emancypacji bardzo ambitnej, głównej bohaterki, która musi wyjść z zaklętego kręgu mężczyzn, którzy ją przez lata kształtowali i zbudować swoją pozycję zawodową w patriarchalnym systemie. Motyw mierzenia się z figurą ojca pojawił się też w filmie, przy którym ostatnio pracowałam. "Innego końca nie będzie" w reż. Moniki Majorek będzie miał swoją premierę w przyszłym roku.
Karolina jest dzielnicową, to bardzo trudna i wymagająca praca. Spotykała się Pani z policjantkami podczas przygotowań do roli?
Tak, mieliśmy kilka spotkań z dzielnicowymi. Był nawet taki pomysł, żebym poszła z nimi na rewir, ale zabrakło czasu. Te rozmowy wystarczyły, by zrozumieć ich zaangażowanie w ludzkie problemy. Zrozumiałam, że dzielnicowa musi mieć łatwość w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich, "musisz umieć z każdym pogadać" usłyszałam. One oczywiście twierdzą, że w policji jest totalnie partnerski system. Pamiętam jednak, że podczas wszystkich konsultacji siedział razem z nami ich przełożony. Nie mogły więc do końca swobodnie mówić. Opowiadały o traumatycznych doświadczeniach, związanych ze służbą, o sprawach związanych z krzywdzeniem dzieci, przemocą w rodzinie, o samobójstwach. Były bardzo poruszone. Policjantki mierzą się na co dzień z ogromnym stresem i presją. To wszystko ma wpływ na ich życie prywatne. Mówiły: "Wie pani, niektórzy sięgają do kielicha, inni palą papierosy, a inni idą pobiegać". Każdy ma swoje metody na oczyszczenie się z zawodowej traumy, na wypędzenie spod powiek obrazów, które trudno "odzobaczyć".
Policjanci nie mają zapewnionej opieki psychologicznej?
Myślę, że policjanci mogą traktować potrzebę pomocy psychologicznej jako oznakę słabości. Tak samo robi nasza bohaterka, która z psycholożką kontaktuje się tylko na płaszczyźnie zawodowej i wyraźnie unika w rozmowie wątków osobistych.
A jak to jest z aktorami?
Aktorzy są środowiskiem mocno sterapeutyzowanym. Sięgamy po pomoc i nie wstydzimy się tego. Wspomniałam o serialowej rozmowie Karoliny z psycholożką. Tę rolę zagrała Agnieszka Glińska, która w trakcie przygotowań do filmu była m.in. moją coach aktorską. Agnieszka jest reżyserką, aktorką, a teraz także profesjonalnie prowadzi terapię Gestalt. Jej pomoc na wielu płaszczyznach była nieoceniona. Razem z Agnieszką i Krisem Rusem (reżyserem) wspólnie budowaliśmy postać Karoliny od początku do końca.
Zagrała Pani wiele mocno skomplikowanych postaci, także m.in. w filmie "Eastern ", czy serialu "Warszawianka ". Jak sobie pani radzi z wychodzeniem z tych mrocznych, psychicznych klimatów?
Przy okazji "Morderczyń " to było 50 dni bardzo intensywnego planu zdjęciowego, byłam wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Do domu wracałam, żeby się wyciszyć. Ten czas przetrwałam dzięki wsparciu, które dał mi mój partner, Giovanni. Przy tak emocjonalnie wymagających zadaniach, trzeba umieć zaopiekować się sobą, skutecznie wychodzić z roli. Mam swoje sposoby.
Ogląda pani seriale kryminale?
Na etapie pracy nad "Morderczyniami" oglądałam ich bardzo dużo. Numer jeden dla mnie to chyba "Mare z Easttown " z fenomenalną Kate Winslet, której bohaterka była dla nas inspiracją do postaci Karoliny. Bardzo dobre są też skandynawski "Most" i "Rojst’97". Wszystkie z kobietami w rolach głównych.
Jak pani wybiera role? Intuicja?
Cieszę się, że dostaję coraz więcej propozycji zagrania silnych, niezależnych kobiet. Może ja już wskoczyłam do szuflady z napisem "twardzielka"?
"Morderczynie" w warstwie wizualnej pokazują mroczna stronę Warszawy. Lubi pani to miasto?
Uwielbiam, ale do Warszawy miałam długą drogę. Wychowałam się w Krakowie, studiowałam w Łodzi na filmówce, potem wróciłam na 5 lat do Krakowa, gdzie pracowałam w teatrach Ludowym i Starym, mam do Krakowa ogromny sentyment, mam tam rodzinę, przyjaciół, lubię tam wracać, ale Warszawa otworzyła mi nowy etap w życiu. I za to jestem jej wdzięczna.