Marek Grechuta, piosenkarz, poeta, kompozytor, uznawany za najwybitniejszego przedstawiciela polskiej poezji śpiewanej. Ten, któremu udało się "ocalić od zapomnienia" wiersze Mickiewicza, fragmenty "Wesela" Wyspiańskiego, czy wersy Bolesława Leśmiana. Pozostawił po sobie niezapomniane przeboje, jak chociażby "Będziesz moją panią", "Korowód", "Hop – szklankę piwa", "Dni, których nie znamy", "Wiosna – ach to ty", "Świecie nasz", czy "Nie dokazuj".
Zmarł nagle w nocy 9 października 2006 roku, w wyniku niewydolności krążenia, która była skutkiem ogólnego pogorszenia stanu zdrowia.
Marek Grechuta zawsze "odstawał"
W trakcie studiów w Krakowie wraz z Janem Kantym Pawluśkiewiczem założył Kabaret Architektów Anawa, który wkrótce przeobraził się w zespół Anawa. W 1967 roku Marek z grupą Anawa podbili Polskę utworem "Tango Anawa". Droga do kariery stała otworem. Cztery lata później ukazała się jedna z najważniejszych płyt Grechuty - "Korowód".
Marek Grechuta był współtwórcą "Szalonej lokomotywy", spektaklu muzycznego opartego na dziełach Witkacego, muzyki filmowej i teatralnej, związał się ze słynną Piwnicą pod Baranami, koncertował w Polsce i na świecie: Europie, USA, Kanadzie i Australii. Swoimi piosenkami i muzyką sławił wiersze Jana Kochanowskiego, Juliusza Słowackiego, Kazimierza Przerwy-Tetmajera, czy Bolesława Leśmiana.
Miał okres przerwy, lecz kiedy powrócił w 1989 r., bez problemu odnalazł się na ówczesnej scenie muzycznej. W 2002 r. wspólnie z cieszącym się wtedy ogromną popularnością zespołem Myslowitz nagrał utwór "Kraków".
"Marek jest fenomenem. Mówię w czasie teraźniejszym, dlatego, że w swoim czasie był fenomenem i teraz jest fenomenem. Ta postać tajemnicza, ten jego fascynujący walor głosu, repertuar, wrażliwość, wszystko to buduje osobowość artystyczną, która przed dziesięcioma laty i przed dwudziestoma laty była równie fascynująca co dzisiaj" - wspominał Grechutę w rozmowie z PAP kompozytor Jan Kanty Pawluśkiewicz.
"Te rzeczy, które robiliśmy i te, które Marek sam robił, szły w poprzek mainstreamu. Ale nie w sposób radykalny i rewolucyjny, tylko z całą świadomością popartą erudycją, znajomością poezji i takim obeznaniem muzycznym i wrażliwością muzyczną inną niż posiadali inni" – podkreślał w rozmowie autor muzyki do wielu piosenek Grechuty.
Marek Grechuta z powodu choroby przerywał próby, a nawet występy
Marek Grechuta zawsze był inny. Kiedy wszyscy chcieli grać big-bit, jak nazywano w Polsce muzykę rock'n'rollową, on śpiewał poezję. Kiedy wszyscy chcieli zwrócić na siebie uwagę, on skrywał się w cieniu.
"Ubierał się w nieco staroświeckim stylu. Gdy chłopcy z zespołu Anawa nosili spodnie dzwony lub zdobywane za granicą wojskowe zielone kurtki, on chodził w trenczu à la Humphrey Bogart w filmie Casablanca. Marek był w dobrym tonie i ten dobry ton został doceniony w Krakowie" – pisała Marta Sztokfisz w biografii Marka Grechuty pt. "Chwile, których nie znamy".
Karierę Marka Grechuty utrudniały także poważne problemy zdrowotne. Artysta przez wiele lat cierpiał na zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Zdarzało się, że z tego powodu Marek przerywał próby, a nawet występy. Wielu plotkowało wtedy — krzywdząco — że to skutek nadużywania alkoholu. Pomimo ogromnej pomocy ze strony żony, długotrwałe napady silnej depresji wyłączały niemal Grechutę z normalnego funkcjonowania.
Tajemnicze zaginięcie syna Marka Grechuty
Stan artysty znacznie pogorszyło także nagłe zaginięcie syna w 1999 r. Marek Grechuta wziął wówczas nawet udział w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", w którym poruszano sprawę tajemniczego zaginięcia. Syn muzyka Łukasz, który wyruszył w samotną pieszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela i Rzymu, odnalazł się dopiero po 8 miesiącach od emisji programu, w dwa lata po zaginięciu. Okazało się, że Łukasz Grechuta, absolwent Akademii Sztuk Pięknych, w tym czasie pielgrzymował.
"To, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy miałem taką potrzebę ducha. [...] Moja wędrówka trwała dwa lata. Zakończyłem ją w Rzymie. Byłem na mszy, którą odprawiał papież" – opowiadał syn artysty w rozmowie z portalem Onet.pl.
Ten rodzinny dramat odcisnął swoje piętno na artyście i spotęgował chorobę. Marek Grechuta zaczął przyjmować silniejsze leki, zmienił mu się głos, a nawet sposób poruszania się. Swoje wspaniałe utwory bardziej już recytował, niż śpiewał.
Marek Grechuta kochał nad życie. Przypłacił to zdrowiem
To była wielka, romantyczna miłość i jak w romantycznych balladach, skończyła się tragicznie. Podobno to właśnie po rozstaniu z Haliną Marmurowską, swoją szkolną miłością, u artysty miały się pojawić widoczne oznaki choroby dwubiegunowej.
"Lubił grać ze mną na cztery ręce albo on na fortepianie, ja na skrzypcach – skończyłam szkołę muzyczną. Cieszyły nas spacery, brydż, pływanie kajakiem, wycieczki – zwłaszcza dalsze, 20-kilometrowe do Zwierzyńca. [...] Miał we mnie partnerkę, przyjaciółkę. Nie zainteresowałaby go płocha panienka" — mówiła Halina Marmurowska, wspominając związek z Markiem Grechutą w książce "Chwile, których nie znamy. Opowieść o Marku Grechucie".
To był też poważny związek. Oboje planowali wspólną przyszłość. Ślub, dom i rodzina. Najpierw pokonała ich odległość. Marek studiował architekturę w Krakowie, Halina wybrała Akademię Medyczną w Lublinie. Rodzice dziewczyny byli przeciwni temu, bo ich córka przeniosła się do ukochanego do Krakowa. Potem zjawił się ten drugi. Jeszcze na studniówce Halina i Marek tańczyli razem, przed jej maturą nie byli już ze sobą.
Halina na studenckim obozie sportowym w Augustowie poznała Krzysztofa Michałowskiego, swojego przyszłego męża. O rozstaniu z Markiem tak mówiła po latach: "Otoczony w Zamościu kobietami, był przez nie kochany. Obsługiwały go i rozpieszczały: mama, babcia, ciotka. Czy rozstałam się z Markiem, nie chcąc pełnić takiej roli? Nie".
Dla artysty był to ogromny zawód miłosny. On się załamał, ona "oniemiała", kiedy zobaczyła, co Marek zrobił w akademiku. Na przewieszonym przez cały pokój sznurze od bielizny powiesił jej zdjęcia.
Marmurowska po latach zapewniała też, że wbrew obiegowym opiniom, to nie rozstanie wywołało u Marka dwubiegunówkę. "Wczesne objawy choroby pojawiły się u artysty, gdy jeszcze był na studiach" – mówiła.
Marek Grechuta przeżył ze "świętą żoną" blisko 40 lat
Artysta znalazł miłość, szczęście i życiowe wsparcie u boku Danusi, absolwentki Wydziału Geografii Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Zaczęło się bardzo romantycznie. Artysta zaprosił blondynkę, która wpadła mu w oko, na koncert zespołu. Anawa. Kiedy śpiewał "Pani pachnie jak tuberozy / to nastraja i to podnieca…", patrzył tylko na nią, a ona wiedziała już, że śpiewa tylko o niej i tylko dla niej (fragment piosenki "Pomarańcze i mandarynki" – przyp. red).
Uczucie rodziło się jednak powoli, ślub wzięli po cichu i w tajemnicy przed rodzinami, w Nowej Hucie, 4 lipca 1970 r. Byli małżeństwem przez 36 lat. "Byliśmy zupełnie pewni swoich uczuć i nie mieliśmy potrzeby dodatkowych potwierdzeń" – wspominała po latach Danuta. Na pytanie, jak się żyje z artystą, odpowiadała: "tak samo, jak w każdym innym małżeństwie, tylko dużo trudniej. [...] To typ człowieka i artysty, którego należało pilnować, chronić albo strzec".
On napisał o niej utwór "Nieoceniona", ona nie była zachwycona tym, że wtedy zaczęto o niej mówić "święta żona". Jak wynika z książki "Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty", której autorami są Jakub Baran i Danuta Grechuta, uważała, że to zbyt egzaltowane słowa, nie lubiła "aż takich słodkości".
Danuta była dla Marka jednak nie tylko muzą, ale i ogromnym wsparciem, domową opiekunką.
"Niebywałą siłę dającą mu nadzieję powrotu do normalności czerpał od żony, zawsze mógł liczyć na jej pomoc. I tak naprawdę nikt poza Danusią nie wytrzymywał jego lęków, trudnych okresów" - mówiła Magda Umer, artystka, przyjaciółka Marka.
Ostatnie dni swojego życia artysta przeżył u boku ukochanej żony Danusi, w domu z ogrodem, który sami wybudowali. Po śmierci męża Danuta latami nie mogła słuchać utworów Marka. Nawet tego, w którym śpiewał tylko dla niej "Pani pachnie jak tuberozy…".
Przy pisaniu tekstu wykorzystałem cytaty m.in. z książki Danuty Grechuty i Jakuba Barana „Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty”, wyd. Widnokres, Kraków 2012 oraz Marty Sztokfisz „Chwile, których nie znamy”, wyd. W.A.B., Warszawa 2013.