Anna Sobańda: Na swoim profilu na Facebooku mocno zaangażował się pan w propagowanie idei pomocy uchodźcom. Dlaczego ten temat jest dla pana tak istotny?
Tomasz Kammel: Ponieważ nie potrafię pogodzić się z faktem, że 3 godziny lotu stąd giną ludzie, że są takie miasta jak Aleppo w Syrii, gdzie 120 tys. niewinnych dzieci codziennie narażonych jest na śmierć w imię idiotycznego konfliktu.
Co powiedziałby pan Polakom, którzy twierdzą, że nie chcą w swoim kraju uchodźców z Syrii, ponieważ boją się o swoje bezpieczeństwo?
Pewnie powołałbym się na słowa papieża Franciszka w tej sprawie.
Czy pana wpisy dotyczące uchodźców spotykają się z dużym hejtem w sieci?
Hejt się pojawia, ale nie jest taki duży. Jeśli coś ma 100 tys. osób w zasięgu i w tym jest 50 czy 60 nienawistnych wpisów, to nie jest dużo. Być może jednak są też tacy, którzy nie piszą, ale to czują.
Dlaczego pana zdaniem niektórzy tak negatywnie reagują na ten problem?
Myślę, że to jest strach, który wynika z niedoinformowania. To także generalizowanie, któremu chciałbym się przeciwstawić. Jesteśmy katolickim narodem w środku Europy. Zwierzchnik Kościoła propaguje ideę pomagania tym, których wojna wyniszcza i zabija. Fajnie, gdybyśmy go słuchali.
Swego czasu pisał pan o akcji kolacji dla uchodźców, mającej na celu integrację takich osób z Polakami. Dlaczego nie doszła do skutku?
Przeanalizowałem ten pomysł i czas, w którym moglibyśmy to zrobić, nie był optymalny. Być może jednak zrobimy to teraz, jesienią. Jestem też w kontakcie z UNHCR w Polsce. Oni są jedną z organizacji robiących wspaniałą robotę, często zupełnie pod prąd. Próbujemy wspólnie, gdzie się da, krzewić ideę prawdy dotyczącej uchodźców.
Liczycie, że uda Wam się przekonać Polaków?
To nie jest tak, że Polacy są przeciwko, tylko zawsze hejt głośniej słychać. Znam wielu ludzi, którzy wspierają ideę pomocy uchodźcom. Pamiętajmy też, że w Polsce jest około 25 tys. muzułmanów zintegrowanych, zasymilowanych i sprawnie wpisujących się w życie w naszym kraju. A to znaczy, że ci ludzie są i mogą być częścią naszego społeczeństwa.
Jest szansa na to, że Polska przyjmie uchodźców?
Trudno powiedzieć, ponieważ to nie jest kwestia nadziei, tylko decyzji. Gdybym ja miał głosować w referendum, byłbym bardzo za tym. Jestem jednak za przyjmowaniem uchodźców, a nie przestępców czy cwaniaków, którzy chcą zarabiać na tym pieniądze, oszukiwać, bądź popełniać zbrodnie. Przyjmowałbym tylko tych, którzy tego naprawdę potrzebują. Niezbędna jest bardzo restrykcyjna weryfikacja.
Sądzi pan, że potrafimy taką weryfikację przeprowadzić?
Byłem kilka tygodni temu z UNHCR-em Polska na wschodniej granicy, gdzie odwiedzaliśmy ośrodki dla uchodźców. Rozmawiałem ze strażą graniczną - oni naprawdę są odpowiednio przygotowani do tego, żeby weryfikować tożsamość ludzi, którzy do nas przyjeżdżają, katalogować te nazwiska, wiedzą, z kim mają do czynienia. Są w stanie pomóc tym ludziom i jednocześnie zapewnić nam bezpieczeństwo. Jesteśmy dobrze zorganizowanym państwem, możemy przyjmować uchodźców i chciałbym, żeby Polacy o tym wiedzieli.
W przestrzeni publicznej głosy przeciwko przyjmowaniu uchodźców są jednak bardzo donośne, głównie ze strony organizacji nacjonalistycznych pokroju ONR. Co pan sądzi o odradzaniu się takich ruchów w Polsce?
Mnie bardziej przeraża nienawiść niż przydział ideologiczny. Jeśli ludźmi kieruje nienawiść i brak tolerancji, wówczas zaczynam się bać. Jestem wielkim orędownikiem dialogu i uważam, że jeśli argumenty są sensowne i merytoryczne, wówczas każdy z każdym może się dogadać. Nawoływanie do przemocy, nienawiść, nietolerancja to skrajnie obce mi postawy.