Krzysztof Daukszewicz, Robert Górski oraz Artur Andrus postanowili odejść z programu "Szkło kontaktowe". Satyryk napisał w swoim oświadczeniu, że po tym, co przeżył on i jego rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo. Na te słowa satyryka postanowił na swoim Instagramie odpowiedzieć Piotr Jacoń.
Afera wokół "Szkła kontaktowego" trwa. Przypomnijmy, że podczas emisji programu 15 maja tego roku Krzysztof Daukszewicz chcąc zażartować, zadał Piotrowi Jaconiowi pytanie: "Jakiej dzisiaj jest płci?". Było to o tyle niefortunne, że dziennikarz TVN24 jest ojcem transpłciowej córki.
Mimo przeprosin oraz zażegnanego konfliktu między Daukszewiczem a Jaconiem, echa tej sprawy nie milkną. Najpierw sam satyryk stwierdził, że nie wróci już do programu, po nim na odejście w geście solidarności zdecydowali się Robert Górski oraz Artur Andrus.
Doceniam rękę wyciągniętą do mnie przez TVN, dziękuję Tomkowi Sianeckiemu i moim Kolegom za wsparcie, ale uważam że po tym, co przeżyłem ja i moja rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo - napisał Daukszewicz.
To była gafa, za którą od razu przeprosiłem. Nie miałem złych intencji. Piotr Jacoń nie uznał, jak mówił "pokątnych" przeprosin, ale jak miałem to zrobić? Poszedłem po programie i przeprosiłem. Później, gdy dzwonił do mnie, szybko okazało się, że nie dzwoni, by zażegnać konflikt tylko napisać na internecie następny manifest. I mam niestety nieodparte wrażenie, że sam się na swój krzyż wdrapał, bo nikt go tam nie powiesił. A już na pewno nie ja, ani moja rodzina, która nie może się pozbierać po hejcie, na który nas skazał - dodał.
Jacoń o rozmowie z Daukszewiczem: Wysłałem esemesa z pytaniem, czy mogę zadzwonić
Teraz sam Jacoń odniósł się do wypowiedzi, które ostatnio pojawiły się w mediach. Na swoim Instagramie zamieścił screen jednego z hejterskich komentarzy oraz komentarz żony Daukszewicza a pod nimi wpis, w którym tłumaczy całą sytuację ze swojej perspektywy.
Wróciłem z urlopu. Trwał miesiąc - planowaliśmy go od dawna. Okazało się, że w tym czasie zniszczyłem rodzinę Pana Krzysztofa -napisał.
Z Panem Krzysztofem rozmawialiśmy dwa dni po "tamtym" incydencie. Jego żona pisała wtedy na Facebooku o hejcie, jakiego doświadczają. Wysłałem esemesa z pytaniem, czy mogę zadzwonić. Pół godziny później oddzwonił on. Był w drodze do warsztatu na wymianę opon. Zapytałem, jak się ma. "Ja, panie Piotrze, jestem stary Litwin" - odpowiedział. "Daję radę". Wróciliśmy do tego, co się wydarzyło. Kto, co powiedział i jak to zrozumiał. "No dobrze, Panie Piotrze, ale jakie konkluzje?"- zapytał w końcu. Ja na to, że chyba najważniejsza jest ta, iż umiemy ze sobą rozmawiać. Zgodził się. Skończyliśmy żartem, że teraz, gdy się gdzieś spotkamy w towarzystwie, będziemy ostentacyjnie wpadać sobie w ramiona. By pokazać, jak to się robi, gdy ludzie się dogadują. O tej rozmowie napisałem w poście. Wtedy, cztery tygodnie temu. Dla przykładu. - czytamy we wpisie Jaconia.
Jacoń o aferze wokół "Szkła kontaktowego": Szukajmy sojuszników, a nie wrogów
Dziennikarz wspomniał również o żonie Daukszewicza.
Żona Pana Krzysztofa popłakała się ze wzruszenia, gdy usłyszała o telefonie ode mnie. Z radości i ulgi. Napisała o tym w komentarzu na moim profilu na IG. W odpowiedzi wysłałem Jej pozdrowienia - stwierdził.
To było miesiąc temu. Potem nie było mnie w kraju. Do sprawy nigdzie publicznie nie wracałem. Ale sprawa wróciła kilka dni temu wraz z tym esemesem: Panie Redaktorze, może już Pan wracać do pracy. Niech się Pan nie boi, mnie w TVN 24 już nie ma. Jednego ksenofoba na Pana drodze mniej. Zostali jeszcze Kaczyński i Czarnek. Z nimi będzie ciężej, ale życzę sukcesu. Ps. Co sprawia przyjemność, kiedy z ofiary człowiek zamienia się w kata? Ciekawi mnie to. Życzę sukcesów i na tym polu. Z szacunkiem. Krzysztof Daukszewicz - relacjonuje Jacoń.
Swój wpis podsumował słowami o "szukaniu sojuszników".
Miesiąc temu napisałem: szukajmy sojuszników, a nie wrogów. Podtrzymuję- czytamy.