Lindsay Lohan znów wpadła w kłopoty, potrącając mężczyznę i zbiegając z miejsca wypadku. Policja z Los Angeles potwierdziła, że w zeszłym tygodniu aktorka uderzyła swoim porsche w menedżera hollywoodzkiego klubu nocnego, próbując uciec przed czyhającymi na nią paparazzi. Poszkodowany zapowiedział, że zamierza wynająć adwokata i wnieść oskarżenie.
Lohan stanowczo zaprzecza, że taka sytuacja miała miejsce.
- To wszystko to kompletne kłamstwo. Tamtej nocy pojechałam do klubu, bo chciałam złożyć przyjaciółce życzenia z okazji urodzin. Niestety, nie udało mi się tego zrobić, bo wystraszyli mnie paparazzi, którzy byli praktycznie wszędzie. Te fałszywe oskarżenia są absurdalne - napisała Lindsay na swoim Twitterze.
Tym razem Lohan postanowiła jednak pozostać w domu bez konieczności wydania nakazu przez sąd. Aktorka podjęła taką decyzję na prośbę kuratora i przyjaciół, którzy błagali ją, by na ostatnie dwa tygodnie okresu próbnego całkowicie odcięła się od świata.
Do końca marca 25-letnia gwiazda będzie opuszczała areszt domowy tylko, aby dokończyć prace społeczne w kostnicy w Los Angeles. Może dzięki temu uniknie kolejnych kłopotów i więzienia, do którego w każdej chwili może trafić.