Gdy władzę w PRL sprawował Bolesław Bierut tradycyjne sylwestrowe bale odbywały się w gmachu Politechniki Warszawskiej. Uczestniczyli w nich członkowie KC, ale i przedstawieciele ludu. Na wielu fotografiach z tamtych lat i z 31 grudnia można zobaczyć, jak pisze Sławomir Koper w książce "PRL po godzinach", "towarzysz Bierut pląsa z przodownicami pracy, a premier Cyrankiewicz wybiera do tańca najładniejsze aktywistki młodzieżowe".
Żona Cyrankiewicza, czyli Nina Andrycz nie odmawiała tańców górnikom, czy hutnikom w galowych strojach. W prasie i w mediach ten ostatni dzień w roku a zwłaszcza bale z udziałem wierchuszki, przedstawiany był jako najbardziej pozytywny. Gdy skończyła się epoka Bieruta, Władysław Gomułka przeniósł wieczór sylwestrowy do gmachu Komitetu Centralnego.
Górnolotne przemówienia Gomułki podczas sylwestra w PRL
To właśnie tam na ostatnim piętrze na początku bawili się głównie pracownicy KC. Z czasem pojawiało się coraz więcej ludzi z zewnątrz. O północy I sekretarz wygłaszał górnolotne i dosyć długie orędzia.
"Wkraczamy w nowy rok pełni wiary, że stanie się on kontynuatorem wysiłku swojego poprzednika w dziedzinie zapewnienia ludzkości trwałego pokoju" – tak Władysław Gomułka witał rok 1964. Jak pisze Koper to był jedyny dzień w roku, gdy "I sekretarz wyglądał na odprężonego, tańczył zresztą niemal do końca imprezy". Po północy nadużywał alkoholu a pił zawsze czystą wyborową i o 6 rano udawał się wraz z żoną do domu.
Gierek przeniósł bal noworoczny do Pałacu Kultury
Edward Gierek uznał, że lepszym miejscem na bal noworoczny niż KC, będzie Pałac Kultury. Powrócił do bierutowskiego zwyczaju wyróżniających się pracowników. Skrócił też długość przemówienia, które kierował do uczestników i ewentualnych widzów Kroniki czy Dziennika Telewizyjnego. Nie były też one nadawane na żywo, ale nagrywane wcześniej. Jeśli nie w Pałacu, Gierek spędzał Sylwestra w Łańsku, Mucznem, czy Arłamowie.
Zwykły obywatel, który chciał udać się na bal mógł wybrać się do jednego z eleganckich lokali w jego mieście lub do hotelu. W Warszawie najczęściej wybierano imprezy organizowane w hotelach Forum, Victoria, czy Bristol. Chwalono też zabawy w Domu Dziennikarza przy Foksal. W Trójmieście z kolei bawiono się w słynnym Maximie w Gdyni.
Bilety wstępu, butelka radzieckiego szampana na dwie pary
Zabawa w Forum organizowana była zazwyczaj na tysiąc osób. Na bilety wstępu stać było zazwyczaj najbardziej zamożnych lub tych, którzy cieszyli się uznaniem właścicieli takich przybytków. Cena biletu obejmowała przystawki, dwa ciepłe dania, zupę, deser po 5 rano. O północy serwowano radzieckiego szampana na dwie pary a butelka wódki miała starczyć na dwie osoby przez całą noc. Na stołach, jak wspominają pracujący w Forum kelnerzy, królowały m.in. mięsa w galarecie, pasztety, roladki i pieczenie. Daniem ciepłym zwykle był indyk lub kotlet z cielęciny. Kotleta schabowego serwowały lokale nieco niższej klasy.
Zabawa w mniejszych, czy większych lokalach trwała zazwyczaj do białego rana. Nie mogła odbyć się bez profesjonalnego zespołu oraz wodzireja. Jednym z nich był nie żyjący już Bohdan Krzywicki. Prowadził i najlepiej wspominał w rozmowie z Dziennik.pl bal w Hotelu Bristol. Prowadził go w dwóch salach i w dwóch językach, bo imprezę swoją obecnością zaszczyciła angielska rodzina królewska.
Wodzirej na statku "Batory"
- W pewnym momencie podszedł do mnie podchmielony mężczyzna i poprosił o specjalną dedykację dla chorego kolegi Rysia. Spełniłem prośbę, zadedykowałem Ryśkowi piosenkę, złożyłem życzenia zdrowia w nowym roku. Wtedy kolega Rysia wsunął mi do kieszeni kopertę. Kiedy ją otworzyłem w garderobie, oniemiałem. Wewnątrz było 20 milionów złotych. Zawrotna na tamte czasy suma – opowiadał.
- To był jakiś bardzo bogaty człowiek albo po prostu gangster – mówił.
W połowie lat 70. oprócz tradycyjnych bali, pojawiły się też oferty noworocznych rejsów statkiem "Batory". Bohdan Krzywicki również miał okazję je prowadzić. - Na statku noc sylwestrowa, była właściwie, jak każda inna. Codziennie odbywały się tam bale – kapitański, atlantycki, bal mody czy piękności. Ale jeden sylwester zapadł mi szczególne w pamięci. Rozszalałe morze, 12 w skali Beauforta, latały krzesła, tłukła się porcelana, "wilki morskie" z torebkami przy twarzach, a ja szklaneczka whisky i do pracy – wspominał legendarny wodzirej.
Ci, których nie stać było na ekskluzywne bale, bawili się na balach organizowanych przez zakłady pracy, remizy, świetlice, czy domy kultury. Na tych zabawach również nie brakowało wodzirejów, zespołów a także atrakcji w postaci występów znanych satyryków, czy aktorów. Mimo, że w PRL-u brakowało wszystkiego, stoły podczas sylwestrowych imprez uginały się od nadmiaru jedzenia. Królowały jajka w majonezie, sałatki jarzynowe, grzybki, czy półmiski z wędlinami. Na ciepło podawano flaki albo strogonowa. Hitem były także koreczki, czyli nabity na wykałaczkę kawałek sera, wędliny, ogórka i papryki.
Balony na druciku, serpentyny i życzenia od Jana Suzina
Sale, w których odbywały się zabawy, ozdabiano dekoracjami z krepiny i bibuły oraz serpentynami. Biurowe dziurkacze produkowały konfetti a na ulicach Warszawy można było kupić balony na druciku, z którymi w dobrym stylu było wkroczyć na bal.
W telewizji 31 grudnia emitowano amerykańskie filmy, a reżimowe radio puszczało nagle muzykę taneczną. O północy uwielbiani prezenterzy czasów PRL m.in. Jan Suzin, czy Krystyna Loska składali widzom noworoczne życzenia. W latach 80., jak pisze Sławomir Koper, "w kręgach młodzieżowych popularne stały się prywatki przy dźwiękach specjalnego wydania radiowej Listy Przebojów Programu III. Marek Niedźwiecki dbał o dobrą muzykę, a szczególną oprawę miało odliczanie ostatnich minut przed północą".
"Potem następował obowiązkowy wystrzał z korka od szampana i dźwięki niezapomnianego Happy New Year w wykonaniu szwedzkiej grupy Abba. Dla wielu osób w średnim wieku jest to jedno z najprzyjemniejszych wspomnień z sylwestrowych imprez z tamtych lat" - pisze Koper.