- Suzin usłyszał od dziewczyny z tramwaju: Janek, ogłosiliśmy konkurs na spikerów
- Kto tworzył telewizję gdy znalazł się w niej Jan Suzin?
- Romans Jana Suzina z Ireną Dziedzic
- "Nie spróbowałby się pan tak leciutko, od środka, uśmiechnąć?"
- "Filmu, który zobaczymy za chwilę nie polecałbym raczej osobom o łagodnym usposobieniu"
Mówi się, że przypadki decydują o tym, co dzieje się w życiu. W jego przypadku było ich kilka. Dziewczyna, gazeta i chwilowa przerwa w pracy. To dzięki niej inżynier Suzin potwornie się nudząc, zerknął na ogłoszenia w gazecie.
"Patrzyłem to przez okno na Ogród Saski, to na pustą rysownicę i licho mi podsunęło myśl o telewizji. Zacząłem sobie pomalutku wyobrażać, jak powinien wyglądać taki poszukiwany +spikier telewizyjny+"- czytamy w zebranych w książce "Nieźle się zapowiadało" wspomnieniach Suzina.
Gazetą, którą wówczas przeglądał był najprawdopodobniej "Express Wieczorny", bo jak wspomina "Życie Warszawy", które czytał nieprzerwanie od 1945 roku "starało się być gazetą poważną i nonsensów nie drukowało". Treść ogłoszenia brzmiała tak: "Naczelna redakcja programu telewizyjnego ogłasza konkurs na spikera telewizyjnego. Kandydaci powinni…".
Suzin usłyszał od dziewczyny z tramwaju: Janek, ogłosiliśmy konkurs na spikerów
Nie tylko samo ogłoszenie, ale i obecność telewizji w życiu człowieka jawiła się Suzinowi jako nonsens.
„Przecież to w Polsce nie istnieje. Wiadomo, że gdzieś w dalekim i bogatym świecie lecą w przestrzeń obrazy zamienione w kropki czy też kropki zamienione w obrazy, a i tak nie wiadomo, czy to prawda. Ale w Warszawie? Skąd? Jak? W jaki sposób? Nikt przecież o tym nie słyszał” – pisał.
Kiedy ogłoszenie przeczytał i wystarczająco wynudził się w pracy, wsiadł do tramwaju. To tam przypadkiem spotkał znajomą dziewczynę. Na pytanie "Co robisz?", odpowiedziała, że pracuje w telewizji. Na odchodne rzuciła: "Janek, ogłosiliśmy konkurs na spikerów, zgłoś się, chyba byś się nam nadał".
Spotkaną w tramwaju dziewczyną była inna znana potem przez lata osobowość telewizyjna, czyli Olga Lipińska. Suzin był jej sąsiadem z Saskiej Kępy. Twórczyni kabaretów wspomina, że tak zaraziła go entuzjazmem dla telewizji, że "zamiast do Biura Projektów skręcił na plac Warecki, i pozostał tam do końca życia".
Kto tworzył telewizję gdy znalazł się w niej Jan Suzin?
W tamtym czasie oprócz Lipińskiej, twórcami telewizji były takie sławy jak profesor Bardini, Jerzy Antczak, Adam Hanuszkiewicz, czy Erwin i Otto Axerowie a chwilę później również Jan Suzin, czy takie sławy jak Edyta Wojtczak oraz Krystyna Loska.
"Zakładaliśmy, że nasz widz jest inteligentny i nie daruje nam łatwizny. Pamiętajmy, że jeszcze za twarz trzymała nas cenzura. Kiedy kilka lat później wyjechałam na stypendium do paryskiej telewizji, byłam zdumiona miałkością jej programów artystycznych i rozrywką pod publisię, wyjąwszy programy literackie i publicystyczne. Tu z kolei byłam zdumiona, że mogli mówić o wszystkim. Jako dziecko cenzury zastanawiałam się: kto im to puścił?! Nikt. Sami sobie puścili" – uważała Lipińska.
Romans Jana Suzina z Ireną Dziedzic
Dla Suzina pierwsi twórcy telewizji byli jak "kapłani wiedzy tajemnej". Na pierwsze przesłuchania poszedł bez tremy, bo jak wspominał chciał tylko zobaczyć studio telewizyjne. Nie wierzył w to, że się dostanie. Tymczasem przeszedł wszystkie przesłuchania i został jednym z dziesięciu pierwszych prezenterów zaproszonych „do współpracy” z telewizją. W tamtym czasie chętnych było ponad dwa tysiące. Suzin szczególnie spodobał się Irenie Dziedzic, która zasiadała w komisji i z którą później miał romans.
Podczas przesłuchań charakteryzatorka szepnęła mu do ucha, że wygląda na takiego, co ma tu zostać na dłużej. I tak też się stało.
Choć wybrani kandydaci na prezenterów wykonywali różne zawody, wspólne dla nich było to, że znają nieźle język ojczysty, trochę obcych, nie boją się kamery. O samej telewizji nie mieli żadnego pojęcia.
Suzin wspominał, że ostro się za nich zabrano. Były lekcje aktorstwa, dykcji i interpretacji, ale sami musieli wypracować swoją osobowość i nieznane nikomu dotychczas standardy.
"Była to jedna wielka partyzantka, a właściwie ruletka, w której w dodatku nie było wiadomo, czy numer wyszedł i ile wynosi wygrana. To ostatnie zresztą nie miało dla nas żadnego znaczenia. Chcieliśmy tylko w to grać i graliśmy. I nic już nie było w stanie nas od tego oderwać. +Wizyta u zwariowanych chałupników+ - tak pisał o nas "Express Wieczorny". I miał rację. Byliśmy właśnie tacy" – pisał Suzin.
"Nie spróbowałby się pan tak leciutko, od środka, uśmiechnąć?"
Pierwszy dyżur nie zapisał się w jego pamięci jakoś szczególnie. Wiedział co ma powiedzieć, gdzie stanąć. Gdy zapowiedział, do studia wparadował tłum kolegów i skomentował na gorąco wszystko, co się przed chwilą wydarzyło. Chodziło, jak pisze Suzin, by jak najprędzej uzyskać pełny i prawidłowy obraz spikera telewizyjnego.
"Ale jak on miał naprawdę wyglądać, nie wiedział nikt. Nawet nasi profesorowie" – pisał. Wymyślił sobie, że spiker ma być poważny i uroczysty. – Czemu pan jest taki smutny? Nie spróbowałby się pan tak leciutko, od środka, uśmiechnąć? – zapytała go kilka miesięcy później, spotkana w studiu Hanka Bielicka. „Spróbowałem. I chwała kochanej Hani za to! To był mój pierwszy krok do pozytywnych osiągnięć w tym zawodzie” – wspominał Suzin.
Debiutująca w Polsce telewizja składała się z ciasnego pomieszczenia, które było nazywane studiem. Znajdowały się w nim dwie kamery, mnóstwo reflektorów oraz kilkanaście pokoików, w których mieściły się redakcje oraz "wiecznie nawalające telekino i jeden słabiutki nadajnik". Program telewizyjny również nie był imponujący. Królował głównie teatr i małe formy, miniwykłady i coś w rodzaju quizów. Z czasem na antenie zaczęły pojawiać się Polskie Kroniki Filmowe oraz filmy fabularne i krótkometrażówki.
"Filmu, który zobaczymy za chwilę nie polecałbym raczej osobom o łagodnym usposobieniu"
Kiedy pojawiły się "Wiadomości Dnia" można w nich było zobaczyć kilka informacji z prasy lub wytelefonowanych z Polskiej Agencji Prasowej. Odczytywał je dyżurny spiker, a ilustrowane były od czasu do czasu przynoszonymi z miasta przez fotoreportera Krystiana Barcza z „Życia Warszawy” zdjęciami rozwieszanymi na tekturce przed kamerą. Z czasem propozycji dla widzów było coraz więcej a spikerzy musieli się w nich odnajdywać.
W internecie wciąż można znaleźć wiele zapowiedzi Jana Suzina. Jedną z najczęściej oglądanych jest ta dotycząca filmu z Arnoldem Shwarzenegerem.
„Filmu, który zobaczymy za chwilę nie polecałbym raczej osobom o łagodnym usposobieniu. Jest to bowiem film brutalny, ta brutalność jest być może z przymrużeniem oka, niemniej jednak jest. A ja osobiście nie jestem zwolennikiem brutalności w kinie, w telewizji. Uważam, że dziś pod koniec dwudziestego stulecia, kiedy wszyscy jesteśmy w taki, czy inny sposób stresowani, potrzeba nam raczej trochę ciepła, łagodności, trochę ja wiem może nawet wzruszeń. Ciągle jestem zwolennikiem tezy, że melodramat ma przed sobą kolosalną przyszłość. No, ale cóż rzecz gustu. Dlatego też zwolenników mocny wrażeń oraz pana Schwarzeneggera zapraszamy na film 'Ścigany'" – mówi Suzin.
Jan Suzin nie przeczytał depeszy o Chruszczowie
Prezenter chętnie dzielił się z widzem swoimi upodobaniami. Oprócz melodramatów, „uwielbiał filmy lotnicze” a „zacierał ręce” gdy był to film lotniczy wojenny. Suzin był świetny w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami, nawet takimi, które mogły skończyć się wyrzuceniem z pracy.
- To, że w tekstach, które przygotowywane były do odczytania na wizji, zdarzały się pomyłki, bo pośpiech, bo trzeba zdążyć, było na porządku dziennym. Sytuacją, w której Suzin naprawdę zachował zimną krew i wykorzystał na sto procent swoje umiejętności, było odczytanie tekstu: „odlatując z Warszawy Nikita Chruszczow oświadczył, że dołoży wszelkich starań do przygotowania trzeciej wojny światowej”. Redaktorowi, który ten tekst opracowywał wypadła fraza: „aby nie dopuścić do”. Suzin podniósł tę depeszę, rzucił okiem i…odłożył na bok, na oczach widzów, w ciszy. Zaraz po zejściu z anteny, zaczęły się krzyki, dlaczego opuścił tę wiadomość. Wtedy on ze stoickim spokojem odpowiedział, że „Bo chyba nie nocowalibyśmy dzisiaj w domu”. Gdyby nie ta jego umiejętność ogarnięcia całego tekstu spojrzeniem, rzeczywiście nie byłoby ciekawie – wspomina Halszka Wasilewska, która przez lata pracowała w telewizji jako publicystka i reporterka.
"Suzin nie musiał być ideałem, ale w oczach widzów był"
Jej zdaniem Suzin wyróżniał się kindersztubą, jakiej dziś wielu prezenterów nie ma.
- Proszę zauważyć, że on chociaż podpowiadał widzowi, co warto obejrzeć, a czego nie, nie onieśmielał go, nie wpędzał w kompleksy. Miał to wyczucie na ile nie może z jednej strony się z tą osobą, po drugiej stronie ekranu spoufalić, a z drugiej przysłowiowo poklepać go po plecach. To owocowało tym, że nawet gdyby zdarzyła mu się jakaś ewidentna wpadka na wizji, którą ten widz by zauważył, to by mu ją wybaczył a może nawet nie zauważył. On nie musiał być ideałem, ale w oczach widzów był. Dziś jest inaczej. Nie chcę powiedzieć, że każde, ale dużo wpadek gwiazd, celebrytów jest wychwytywanych od razu i maglowanych na wszystkie możliwe strony – mówiła w rozmowie z Tygodnikiem TVP.
Pracę w biurze projektowym Suzin porzucił właśnie na rzecz telewizji. Przez cztery dekady był prezenterem, ale jego niski, ciepły głos świetnie sprawdzał się także w roli lektora. Był jednym z dwóch pierwszych w tej roli. Oprócz niego filmy naczytywał też Eugeniusz Pach. Suzin czytał głównie westerny i programy popularnonaukowe.
"Wyszedłem ze studia i już nie wróciłem"
Swój ostatni dyżur w studiu prezenterskim odbył 26 listopada 1996 roku. Dokładnie 41 lat od debiutu, który miał miejsce 26 listopada 1955 r.
"Edyta Wojtczak, odchodząc, zrobiła wieczór pożegnalny, ja zdecydowałem, że wyjdę po cichu. Na zakończenie dyżuru powiedziałem jak zwykle +Życzę państwu dobrej nocy+, wyszedłem ze studia i już nie wróciłem" – wspominał. Suzin nie miał w pracy przyjaciół. Był człowiekiem, z którym jak mówili jego współpracownicy, trudno się było zaprzyjaźnić. Nie pożegnał się, więc z nikim.
"Nikt nie miał pomysłu na Suzina"
Kiedy odszedł, jak wspominała w rozmowie z „Angorą” Bogumiła Wander, „odciął się od wszystkich”. Zdaniem Alicji Pawlickiej, która była żoną Suzina, jej mąż przestał czuć się potrzebny.
- Nikt nie miał pomysłu na Suzina. Osobowości nie były w cenie– mówiła.
W książce Suzin opisuje sytuację z pogrzebu twórców "Sondy", którzy zginęli w wypadku samochodowym. W ceremonii udział brało tysiące ludzi. Czoło konduktu docierało do cmentarza, z kościoła wciąż wylewał się tłum. Obok Suzina szedł Tony Halik. "Popatrz, co warte jest ludzkie życie. Jedna chwila i co po nas zostaje? Nada! Nic. Zupełnie nic" – powiedział do Suzina.
"A to?" – spytał Suzin pokazując otaczający ich tłum. "Tak. Masz rację. Chyba to" – odpowiedział Halik.
Kiedy Suzin wycofał się z życia publicznego, nie oglądał telewizji, nie lubił reklam i obniżającego się jego zdaniem poziomu. Pod koniec życia zmagał się z ciężką chorobą. Zmarł 22 kwietnia 2012 roku.