Kiedy okazało się, że Maryla Rodowicz i Andrzej Dużyński po 30 wspólnie spędzonych latach postanowili się rozwieść, nikt nie mógł uwierzyć, że to zgodne małżeństwo jednak się rozpada. Piosenkarka z początku źle znosiła rozstanie, jednak czas zagoił rany i teraz dobrze czuje się jako singielka:
Wyczyściłam siebie, swoją psychikę, odzyskałam spokój i czuję się naprawdę świetnie. Żyję kompletnie innym życiem. Mam koncerty, mam dzieci i już nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie wiosna, kiedy zrobi się ciepło, wystawię swoje palmy na taras. Cieszę się, bo lato ma być upalne, a więc moje palmy też będą bardzo zadowolone. Usiądę wtedy na tarasie, przyjdą koty, które się zwykle snują bez celu, podbiegnie suka Mary (w hodowli nazywała się Marilyn Monroe) i będzie wspaniale – wyznała w "Vivie!"
Maryla pokusiła się także o smutną refleksję na temat swoich związków. Artystka twierdzi bowiem, że relacje z mężczyznami zawsze przynosiły jej wiele negatywnych emocji:
Miłość zawsze była dla mnie destrukcyjna. Pamiętam, że kiedy rozstawałam się z Danielem, płakałam całą noc. A rano przyjechał po mnie bus, mieliśmy jechać na koncert do Poznania. Mówię menedżerowi, że nie pojadę, bo nie nadaję się kompletnie. W końcu pojechałam, ale czułam się okropnie. Koszmar. Spuchnięte oczy i jeszcze przyplątała się opryszczka. Wyglądałam niewyjściowo. Zawsze było tak samo: „Dlaczego nie dzwoni, dlaczego nie przyjeżdża?”. Wszystko było powodem do rozpaczy. A teraz nareszcie spokój i niech tak już zostanie. Mam swoje palmy, zwierzęta, mam dzieci, mam muzykę, fanów. Wystarczy…
W jednym z niedawnych wywiadów Rodowicz wyznała, że nie umawia się na randki, można więc przypuszczać, że walentynki spędzi z dziećmi bądź przyjaciółkami, a nie kandydatem na partnera.