Dziennik.pl: W nowym sezonie "Magla towarzyskiego" zostaje pani sama na placu boju. Czy nie obawia się pani, że cała ta agresja ze strony celebrytów i ich fanów spadnie teraz wyłącznie na pani głowę? W końcu Tomasz Kin przyjmował część ciosów na siebie?
Karolina Korwin-Piotrowska: Szambo lało się głównie na mnie, więc ja jestem uodporniona. Jakby co, mam prawników. Nie boję się.
Czy nowa odsłona "Magla towarzyskiego" będzie jeszcze ostrzejsza?
Na pewno będzie inna. Pewnym testem na to, jaki będzie ten program, jest pierwszy gość, czyli Edyta Herbuś. Nikt nie spodziewałby się, że ona pojawi się w tym programie, a jednak przyszła i pokazała się z zaj***ej strony. Zaimponowała wszystkim tym, jak zachowywała się na planie. W tym programie nie będzie gości, których się nie zaprasza i tematów, których się nie porusza. Ja jestem bardzo ciekawa tych ludzi i tego drugiego dna. To drugie dno wyszło w rozmowie z Edytą, Aśka Krupa też swoje do pieca dorzuciła. Myślę, szczególnie młody widz, który wyczuwa wszechobecne w show biznesie manipulację i kłamstwo, jest ciekaw mechanizmów, które do tego doprowadzają. Ja bym bardzo chciała, żeby udało się też pokazać pewne stereotypy, które rządzą tym światem.
A jak to się w ogóle stało, że Edyta Herbuś, która tak często była przedmiotem drwin i ostrej krytyki ze strony "Magla", zgodziła się pojawić w programie?
Ja uwielbiam ludzi, którzy łamią stereotypy, walczą z nadaną im czapą medialną. Ktoś pomyśli, że ona jest ostatnią osobą, która mogłaby się u nas pojawić, a ja sadzę, że jest najlepszym gościem, który powinien pojawić się w pierwszym odcinku. Mam nadzieję, że jej wizyta rozpocznie taka serię, bo ona jest dowodem na to, że nie ma osób, z których nie da się wyciągnąć czegoś fajnego. Każdy ma coś do powiedzenia, a Edyta myślę że wielu osobom zaimponuje w tej rozmowie. Sama mi się kilka razy odszczekała i fajnie, bo to ma temperaturę i emocje, a jednocześnie rozmawiamy ze sobą jak kulturalni ludzie, którzy są siebie ciekawi. To spotkanie nie było reżyserowane, ona weszła na spontanie i to jest godne szacunku.
Którzy celebryci pani zdaniem mają najbardziej agresywnych fanów?
Generalnie celebryci wysługują się fanami. Te wszystkie fankluby działają trochę jak sekta, która zalewa ci Facebooka, pisze wulgarne maile i wyzywa od najgorszych. Przodują w tym dwie nasze divy, czyli Doda i Edyta Górniak. W ich przypadku są to kościoły fanowskie. To jest trochę taki fenomen ogólnoświatowy, bo spróbuj napisać coś negatywnego o Bieberze czy One Direction, to spotka się kara boska. Te grupy fanowskie są bardzo silne i to one załatwiają za celebrytów brudna robotę. Tak samo jest w Polsce. Ich idol jest absolutnie nietykalny i choćby robił rzeczy głupie i haniebne, dla nich pozostaje bogiem. Tak więc w Polsce zdecydowanie celebryci wysługują się fanami.
Czy odnosi pani wrażenie, że polskie gwiazdy są bardzo mało odporne na krytykę? Wiele z nich narzeka, że polski show biznes nie docenia swoich artystów i przywołuje amerykański rynek jako ten, który rzekomo nosi swoje gwiazdy na rękach.
Polscy celebryci w Stanach nie przeżyliby 6 minut. Nie wychodziliby z sądu, skarżyliby wszystkich choćby po jednym programie Kimmela. To byłaby rzeźnia, oni nie zdają sobie sprawy, jak wygląda amerykański show biznes. Musimy sobie też powiedzieć szczerze, że polscy celebryci kłamią i niestety zapracowali sobie na hejt, który zbierają od ludzi, bo ludzie zwyczajnie to widzą. Nawet wielkie firmy, które zatrudniały celebrytów do reklam, teraz mówią "oni są niewiarygodni w tym co robią". To są po prostu kłamcy, tak przylepieni do swojego medialnego wizerunku, że im się już te światy zlewają, mają inną wersję siebie na poniedziałek, inną na wtorek, a jeszcze inną na niedzielę. Oni przez to wariują i niestety nie traktują poważnie swoich odbiorców. Myślą, że ludziom można wcisnąć każdy bajer. Najgorszym błędem polskiego show biznesu jest to, że ma ludzi za debili, a odbiorców za nie myślących kretynów. I to się mści. Są już historie i przykłady karier, które o tym świadczą. Tak się nie da przez całe życie, bo w pewnym momencie kłamstwo wychodzi. Celebryci nie potrafią spojrzeć na siebie obiektywnie, nie biorą dobrych rad, chcą tylko hołdów. To są ludzie przyzwyczajeni do tego, że wszyscy im mówią, że jest świetnie. Budzą się z ręką w nocniku, kiedy wcale nie jest świetnie, kiedy paparazzi są po domem, a policja wzywa na przesłuchanie. I nagle robi się niesympatycznie. Wtedy oczywiście wszystkiemu winne są media, nie oni.
A co pani sądzi o celebrytkach, które twierdzą, że nie są celebrytkami?
Twierdzą, że nie są celebrytkami, a są na co drugiej ściance, chodzą na imprezy za pieniądze, a żadnym większym talentem, poza ładnym ubieraniem się, nie są w stanie się pochwalić. Moim zdaniem, rolą mediów jest mówienie ludziom: to jest gwiazda, to jest ktoś, kto ma absolutny talent i może nie będzie na was patrzył z każdej okładki i wyskakiwał z każdej reklamy, ale on nie jest na rok, czy dwa, tylko na epoki, a to jest celebryta, który zarabia na tym, że jest znany, nie ma wielkiego talentu, a jego termin przydatności do spożycia to jest może pół roku, w porywach do dwóch lat. Szybki sposób eksploatacji, może okładki, duże pieniądze, ale zapomnisz o nim, on nie jest ważny, nie zmieni twojego życia, nie wzruszysz się przy nim. Myślę, że media powinny to ludziom uświadamiać i pokazywać te granice. Ja jestem przeciwna temu, żeby ten świat celebrycki z gwiazdorskim się zlewały.
A jednak one się czasem zlewają. Mamy przykłady niewątpliwie utalentowanych artystów, których ciągnie w stronę celebrytyzmu. Przykładem może być Cezary Pazura, świetny aktor, który jednak zalicza kolorowe okładki z każdą kolejną żoną i opowiada mediom o swoim życiu bardzo chętnie.
Cezary Pazura jest wspaniałym aktorem. Życzę mu jak najlepiej i kładę go na półce z napisem "wybitny". On ponosi konsekwencje swojej naiwności medialnej, szczególnie tej z lat 90-tych z czasów małżeństwa z Weroniką Marczuk, gdzie permanentnie był na okładkach, udzielił wielu niepotrzebnych wywiadów i brał udział w niejednej, beznadziejnej sesji zdjęciowej. Tego mogłoby nie być, bo przez to on dał się przepalić niejako na własne życzenie. To był ogromny błąd. Ale to jest facet, który ma talent, ma efekt "cool", jest w dobrym wieku dla mężczyzny i aktora również, świetnie się trzyma i życzę mu żeby znalazł reżysera, który go poprowadzi, żeby nie był już kojarzony z reklamą garnków, tylko z czymś poważnym.
A nie sądzi pani, że on sam wciąż sobie szkodzi, chociażby angażując się w kontrowersyjne kwestie społeczne.
Niestety w Polsce nie dajemy ludziom przyzwolenia na to, żeby mówili o swoich poglądach, zwłaszcza politycznych. Pytanie, jak daleko on w to wejdzie. Na razie myślę, że to jest niegroźne. Ja się śmieję, że może jak PiS wygra wybory, on zostanie ministrem kultury. Ja bym go jednak wolała jako aktora, chciałabym, żeby nam dawał takie emocje jak kiedyś, bo robił to fenomenalnie i dalej jest w stanie to robić. Trzeba mu w tym kibicować, bo ja nie lubię, kiedy wielki talent się marnuje. Życzę mu, żeby dostał rolę na miarę swojego talentu, albo niech sam sobie wyprodukuje coś na miarę swojego talentu, bo myślę, że jest tego wart.
A co sądzi pani o ostatniej głośnej wypowiedzi Jana Jakuba Kolskiego, który ostro skomentował to, co tabloidy zrobiły z tragedią jaka wydarzyła się w jego rodzinie. Czy nie uważa pani, że takie osoby jak Kolski, płacą trochę cenę za to, jak mocno obnażają się medialnie celebryci? Przecież to oni przyzwyczaili media do tego, że niemal wszystko w ich życiu jest na sprzedaż.
Wracamy znów do tego, że celebryci kłamią. Gdyby tabloidy ujawniły zapisy rozmów z gwiazdami, a większość z nich pewnie nawet nie ma świadomości, że tabloidy takie rozmowy nagrywają, to wyszłyby lepsze taśmy niż te "Wprostu". Parę karier by padło, wyszłoby totalnie koszmarne zachowanie tych ludzi. Oni sami ustawiają się z tabloidami, wysyłają im zdjęcia i informacje. Pokazywano mi takie maile, ja wiem kto to robi, kto sprzedaje mediom zdjęcia za 30 -50 zł od sztuki, a potem mówi, że gwałcą i ingerują w jego życie. Zgadzam się z tym, że Kolski jest ofiarą tego, co celebryci z mediami wyczyniają od dobrych paru lat. Układ niepisany w wielu przypadkach jest taki, że ja tu wam coś dam, a później i tak będę głośno krzyczał. W przypadku Kolskiego zaś zaingerowano w jego prywatność w sposób żenujący i haniebny, dlatego tak ważne jest mówienie ludziom, jakie są mechanizmy, żeby wiedzieli, że w takie newsy nie należy klikać. Że czytanie każdego takiego artykułu o tytule "Grażyna Błęcka-Kolska zabiła córkę" jest dawaniem pieniędzy do kieszeni wydawcy. Trzeba mieć świadomość, że jest to manipulacja, w którą nie można dać się wkręcić. Polacy za bardzo poważnie podchodzą do tabloidów. Mamy szacunek do słowa pisanego i szokujące jest to, że ludzie wierzą we wszystko to, co jest napisane. Musimy się jednak nauczyć, że tabloid nie jest na poważnie i że trzeba to mijać i na siłę nawet z tego śmiać. To jest oczywiście bardzo trudne, jeśli mówimy o Kolskim, ale w wielu przypadkach, jest do wykonania. Życzyłabym tabloidom, aby wreszcie wyciągnęły ze swoich przepastnych szaf materiały na polityków. Bo takowe mają, ale na razie boją się tego zrobić. Na świecie jest tak, że tabloidy żyją głównie z polityków. Tak też powinno być u nas, bo politycy żyją z naszych pieniędzy i na to zasługują. Natomiast sytuacje z Kolskim, czy rok temu ze Stuhrem, nie powinny mieć miejsca. Niestety to się dzieje, ponieważ gazety mają rodzaj cichego przyzwolenia na takie postępowanie, a także dlatego, że jest cała masa celebrytów, którzy takie informacje sprzedają, a później idą do innych gazet i mówią "och te media są takie niedobre, wchodzą mi z butami w życie". A ja sobie wtedy myślę: kochana gdyby ktoś ujawnił twoje nagrania z negocjacjami, czasami nawet finansowymi, to takich głupot już byś nie opowiadała.
Czy w polskim show biznesie, w ostatnim czasie wydarzyło się coś, co zaskoczyło panią pozytywnie?
Podobał mi się ostatni wywiad Anny Muchy, który przeczytałam z zainteresowaniem. Ona tam po raz pierwszy opowiedziała szczerze, albo tak to sprzedała, o tym jak wygląda jej życie. Podoba mi się także to, w jaki sposób promują się młodzi aktorzy z filmu Komasy "Miasto 44". Są bardzo wyważeni, spokojni, bez taniego lansu. A przecież mogliby się lansować bo są piękni i zdolni. Cieszy mnie to i jeśli ta ich promocja pozostanie taka godna, będzie super. My się powoli uczymy tego, jak siebie sprzedawać w mediach. Bo nie da się pracować w show biznesie i nie być nigdzie. Ja jednak wierzę, że da się być, ale na własnych warunkach.
Dziękuję za rozmowę
Dziękuję
Karolina Korwin-Piotrowska - polska dziennikarka, autorka dwóch książek poświęconych tematyce show biznesu i pop kultury.Obecnie prowadzi program "Magiel towarzyski" na antenie TVN Style oraz audycję "Bez cukru" w Radio PiN, pisze felietony dla "Grazii" i prowadzi własną rubrykę we "Wprost"