Kiedy okazało się, że Cezary Pazura swoimi kabaretowymi występami uświetniał prezentacje garnków, wciskanych głównie starszym osobom za mocno wygórowaną cenę, w mediach wybuchła prawdziwa burza. Tabloidy zaatakowały aktora za to, że dla zysku firmuje swoją twarzą taki proceder.
W rozmowie z plejada.pl, Pazura wyjaśnia, jak doszło do nawiązania tej współpracy i zapewnia, że nie był świadom tego, czym zajmuje się zatrudniająca go firma:
Jeszcze zanim zacząłem pracować z Edytą, przyszedł do mnie agent i powiedział, że pewna firma organizująca pokazy zwróciła się do nas z prośbą o występ kabaretowy. Norma. Miały odbywać się w weekendy. Spoko. Agent zgłosił do nich, bo występów było dużo, a nie zawsze miałem czas: Jurka (Kryszaka), Andrzeja (Grabowskiego) Piotrka (Bałtroczyka) i mnie. Postanowiłem wziąć w tym udział, tym bardziej, że miałem świetny program. Wyglądało to tak: Przyjeżdżałem na miejsce. Publiczność czekała. Robiłem swoje. Wracałem do domu. Koniec. Z gazet potem dowiedziałem się, że firma, która mnie zaprosiła, rzekomo sprzedaje garnki i organizuje pokazy kulinarne. Widziałem bilety wstępu i tam było jasno napisane, że firma zaprasza na pokaz, a dodatkowo dla tych, którzy będą brali udział w imprezie, jest możliwość obejrzenia występu Cezarego Pazury. I tyle. Inni muszą zapłacić za bilet. Co w tym złego? Czy innego?
Aktor zapewnia, że nie miał pojęcia, iż tuż przed jego występem odbywały się pokazy garnków:
Jakie garnki? Ja widziałem przed sobą roześmiane twarze i dobrze bawiących się ludzi. Nigdy nie byłem na części poprzedzającej mój występ. Bo z jakiej racji? Pojęcia nie miałem, o co tam chodzi. Nikt mnie o tym nie informował. To był ich biznes. Teraz też przyjeżdżam na spotkania, sympozja, eventy firm, ale nie biorę w nich udziału. Występuję zazwyczaj wieczorem jako jego "gwiazda". Kto wie, może ta firma działałaby dalej na rynku? Ale konkurencja nie śpi. Jakie wrażenie zrobiłaby na pani wiadomość, że firma x "naciągała" ludzi na jakąś rzecz? Informacja zyskała na wartości, dopiero, gdy dołączyło się do niej nasze nazwiska. Podobno dziennikarz tabloidu, który wziął w tym udział, wzbogacił się o 27 tysięcy.