Ilona Wrońska i Leszek Lichota mają dwójkę dzieci nastoletnią Nataszę i Kajetana. Obydwoje zadecydowali, że ich dzieci nie będą chodzić do szkoły, tylko będą uczyć się w domu.

Reklama

Po zakończeniu szkoły podstawowej na chwilę Natasza i Kajetan wrócili do "tradycyjnej" edukacji. Od nadchodzącego nowego roku szkolnego wracają jednak do starego trybu, co ma być "dojrzałą i przemyślaną decyzją".

Ilona Wrońska w rozmowie z Plejadą powiedziała, że decyzja ta wynika między innymi z chęci lepszego zarządzania czasem, w czym tradycyjna edukacja najwyraźniej ich zawodzi.

Dlaczego dzieci Ilony Wrońskiej i Leszka Lichoty nie chodzą do szkoły?

Natasza i Kajtek po ósmej klasie mieli epizod szkolny, jednak zdecydowali się wrócić do edukacji domowej. Po ośmiu latach w takim trybie są przyzwyczajeni do zarządzania swoim czasem. Jeśli idziesz do szkoły, musisz się podporządkować wielu rzeczom, a oni przez te lata edukacji domowej mieli dużo wolności. Trudno więc jest zaakceptować fakt, że nagle nie ma się czasu na swoje pasje, bo dochodzą prace domowe, przygotowania do testów i sprawdzianów. To pochłaniacz czasu, który oni chcą spożytkować inaczej - powiedziała.

Aktorka przekonuje, że nie martwi się o edukację dzieci, a system nauczania jej zdaniem jest przestarzały i niedostosowany do obecnych realiów.

Natasza jest w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego, a Kajtek w drugiej. To już młodzież, która sama ogarnia większość swoich spraw i bierze odpowiedzialność za naukę. Kontakt z rówieśnikami w szkole wpłynął na nich jak najbardziej pozytywnie, zyskali nowe znajomości. Problem tkwi jednak w systemie nauczania, który jest przestarzały i niedopasowany do dzisiejszych potrzeb - stwierdziła.

Wrońska dodała, że jej dzieci same decydują, kiedy zaliczają kolejne przedmioty.

Ilona Wrońska o synu, który nie chodzi do szkoły: Wrzesień robi sobie wolny

Natasza i Kajtek planują sami, kiedy zaliczyć dany przedmiot i kiedy w ogóle zacząć się uczyć. Syn zdecydował, że wrzesień robi sobie wolny i zaczyna od października, trochę tak po studencku. Zresztą cały system zaliczania w edukacji domowej można porównać do tego, który jest na studiach. Zalicza się blokami, jest jeden egzamin roczny z każdego przedmiotu, więc można ustalić sobie terminy zaliczenia kilku przedmiotów, np. na grudzień i potem do nich nie wracać, tylko koncentrować się na następnych - powiedziała.

Wrońska przyznaje, że chciałaby, aby to nie dzieci dostosowywały się do systemu edukacji, ale system do nich. Chciałaby, by szkoła zrezygnowała z przedmiotów, które nie przydadzą im się w codziennym życiu.

Reklama

Dzieci są przeładowane materiałem, więc trzeba dać im oddech i możliwość wyboru przedmiotów, których chcą się uczyć. Przecież w liceum młody człowiek powinien mieć już taką możliwość. Jeżeli nie chce uczyć się matematyki, bo podstawy poznał w szkole podstawowej i są one dla niego wystarczające w codziennym życiu, po co zmuszać go do tego jeszcze w liceum? Może woli historię sztuki, albo coś innego? - stwierdziła.