- Tadeusz Pluciński trafił do teatru dzięki kobiecie
- Aktorki zastrzegały, że chcą grać tylko z nim
- Pluciński przyznawał się do romansów, „o których wszyscy i tak wiedzieli”
- Cztery raz na ślubnym kobiercu
- Jędrusik o związku z Plucińskim: To był prowincjonalny romans
Tadeusz Pluciński uchodził za największego kobieciarza wśród polskich aktorów. Patrząc na jego życiorys, można stwierdzić, że powiedzenie „niedaleko pada jabłko od jabłoni” w jego przypadku sprawdziło się. Rodzice Plucińskiego rozwiedli się przez… romanse jego ojca, już w trakcie trwania wojny.
Ona była Austriaczką, on urzędnikiem wydziału oświaty i kultury oraz opiekunem małego Zoo. Podczas wojny ojciec Plucińskiego pracował jako zawiadowca na stacji kolejowej w Koluszkach. Mały Tadeusz mieszkał na zmianę raz u ojca, raz u matki. Uczył się w szkole handlowej w Warszawie i na tajnych kompletach.
Gdy skończyła się wojna jego matka i siostra wyjechały do Niemiec, dokładnie do Monachium. Tadeusz został w Polsce i zamieszkał z ojcem. Pewnego dnia w pociągu do Łodzi poznał Alinę Janowską. Młoda wówczas aktorka utrzymywała rodzinę po śmierci ojca. Dorabiała występując w teatrach i ucząc tańca. Dzięki temu mogła utrzymać matkę i młodszego brata.
Tadeusz Pluciński trafił do teatru dzięki kobiecie
- Alina jechała pociągiem przez Koluszki i zobaczyła mnie na peronie. Zachłysnęła się mną i odnalazła w Łodzi. A gdy odnalazła, to już nie puściła – wspominał w jednym z wywiadów Pluciński. To ona zaraziła go w pewnym sensie miłością do teatru. Pluciński bywał za kulisami, obserwował grę aktorów. To właśnie tam zauważył go Edward Dziewoński, który stwierdził, że przy takim wzroście i aparycji powinien być na scenie. I tak się stało. Krok po kroku zdobywał szlify w aktorskim fachu. Sztuki grania uczyli go Leon Schiller oraz Aleksander Zelwerowicz.
Nie narzekał na brak ról. Mawiał, że przychodzą do niego same, tak jak kobiety. Nigdy o nie nie zabiegał. Kiedy zdawał do szkoły teatralnej, lenistwo wzięło górę. Był nieprzygotowany i nie nauczył się monologu Papkina z „Zemsty”
Aktorki zastrzegały, że chcą grać tylko z nim
- Hołdowałem zasadzie „co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, a będziesz miał dwa dni wolne”. Na egzaminie udawałem schrypniętego. „Pan do teatru dla głuchoniemych”- huknął na mnie Zelwerowicz. „W niedzielę ferujemy wyroki. Jak panu gardło nie wyzdrowieje, to niech pan nie przychodzi". Obkułem Papkina – wspominał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Obsadzano go bardzo często „po warunkach”. Przystojny, nonszalancki, 183 cm wzrostu. Grywał głównie amantów, a aktorki bardzo często zastrzegały sobie, że będą grać tylko z nim. - Ale ja nigdy nie chciałem być amantem! - wspominał w rozmowie z „Super Expressem”.
Na swoim koncie miał wiele zapamiętanych przez widzów ról w takich filmach jak „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, „Brunet wieczorową porą”, „Poszukiwany, poszukiwana”. Grał w „Karierze Nikodema Dyzmy”, serialach „Stawka większa niż życie”, „Stawiam na Tolka Banana”, „Alternatywy 4”. W „Hydrozagadce” Andrzeja Kondratiuka zagrał z Ewą Szykulską parodię erotycznej sceny i siebie jako amanta. To właśnie tam pada uważane do dziś za kultowe zdanie „Zdejm kapelusz”.
Pluciński przyznawał się do romansów, „o których wszyscy i tak wiedzieli”
Jak pisze w swojej książce „PRL. Po godzinach” Sławomir Koper, Pluciński nie tylko kobieciarzem był, ale „zawsze twierdził, że taki los był mu po prostu pisany, gdyż cnotę stracił w wieku 13 lat (z matką kolegi)”.
- Marcello Mastroianni powiedział: „Ja nie zdobywam kobiet, nie walczę o nie, ja po prostu im się poddaję”. W moim przypadku było bardzo podobnie. To nie ja miałem kobiety. To kobiety miały mnie – mówił.
Kolejne role na szklanym ekranie i deskach teatru sprawiały, że stawał się bożyszczem kobiet, uwielbianym i pożądanym. Pisma z jego wizerunkiem były sprzedawana spod lady. Pluciński od swojej sławy odcinał kupony i korzystał. Złośliwi, jak pisze Koper, twierdzili, że pod względem romansów i uwiedzionych kobiet mógł konkurować jedynie z Jerzym Kalibabką. Pluciński bywał jednak o wiele bardziej dyskretny. Zawsze mówił, że przyznaje się tylko do tych romansów, „o których wszyscy i tak wiedzieli”.
Cztery raz na ślubnym kobiercu
Na ślubnym kobiercu stawał cztery razy, a jednym z romansów, do którego otwarcie się przyznawał, był ten z Kaliną Jędrusik. Mąż seksbomby PRL, czyli Stanisław Dygat, wiedział o tym, że tych dwoje „coś łączy” i dawał na to przyzwolenie.
Pluciński za każdym razem, gdy się żenił, był przekonany, że to będzie miłość na zawsze i ta, która go zmieni. Tak było, dopóki uczucie było gorące i namiętne. Gdy do związku wkradała się rutyna i codzienność, zaczynał uciekać, kłamać, a kiedy z tego powodu rozpętywała się burza między nim a żoną, brał szczoteczkę do zębów i znikał z domu.
Pierwszą żoną Plucińskiego miała zostać Alina Janowska, ale mimo że myśleli o ślubie, serce skradł jej inny mężczyzna. Jej pierwszym mężem został architekt Andrzej Borecki. Pluciński zdecydował się na małżeństwo z Barbarą Brun Barańską. Wytrzymali ze sobą kilka lat i rozwiedli się, bo aktor zaczął zdradzać żonę. Drugą jego żoną była Ilona Stawińska. Pluciński twierdził, że do rozwodu doszło, bo „choć byli razem, to osobno”. Nie to jednak było prawdziwym powodem rozstania. To właśnie będąc w związku ze Stawińską, Pluciński zaczął romansować z Kaliną Jędrusik.
„Zdarzył się też niecodzienny przypadek, gdy jego druga żona, aktorka Ilona Stawińska, została jego teściową. Po rozwodzie z Plucińskim, wyszła bowiem za Czesława Wołłejkę, a Tadeusz ożenił się z jego córką, Jolantą…I dochował się z nią dwóch synów. Zatem Stawińska stała się przyszywaną babcią dzieci swojego byłego męża…” – pisze Koper.
Jędrusik o związku z Plucińskim: To był prowincjonalny romans
O romansie Jędrusik i Plucińskiego wiedzieli wszyscy. W środowisku był on głównym tematem plotek i wszelakich domysłów. Obydwoje poznali się w Teatrze Współczesnym”, gdzie pod koniec lat 50. grali w sztuce „Opera za trzy grosze” Bertolda Brechta. Kalina jako żona Dygata chciała utrzymać tę relację w tajemnicy, ale Pluciński pochwalił się nowym romansem w teatralnym bufecie.
I choć ten romans wydawał się być płomiennym, skończył się tak szybko, jak się zaczął. Na salonach mówiono, że Kalina zaangażowała się w tę relację, a Tadeusz porzucił ją dla kolejnej. Myślałam, że to będzie prawdziwa miłość, a to był prowincjonalny romans – mówiła zdradzona Jędrusik.
Po rozstaniu z Kaliną, aktor pojawił się w SPATiF-ie z nową ukochaną. Traf chciał, że Jędrusik też tam akurat była. Zauważyła nas i zrobiło się groźnie, była przecież nieprzewidywalna. Ale podeszła tylko do dziewczyny, po czym zaczęła ją głaskać po głowie i powiedziała: Ładna jesteś, ładna, ale cycków takich, jak ja to nie masz! I jednym ruchem rozdarła na sobie bluzkę, z której wyskoczyły bujne piersi – opowiadał. Nie wiadomo jednak było, czy to prawda, czy jedna z barwnych anegdot, które Pluciński lubił opowiadać.
„Nie chciał słyszeć, że to się skończy rozwodem”
Po raz trzeci ożenił się ze sławną tancerką Krystyną Mazurówną. Była połowa lat 60. To było najkrótsze małżeństwo Plucińskiego. Trwało tylko trzy miesiące. Wzięli go, bo najbardziej na tym ślubie zależało ojcu Mazurówny.
- Tadeusz zadzwonił do mojego taty i nagadał, że ja mieszkam bez ślubu z obcym facetem. Ojciec był oburzony i mówi do mnie: Krysiu u nas w rodzinie tego nigdy nie było. Musisz coś z tym zrobić, trzeba to uregulować. Nie chciał słyszeć, że to się skończy rozwodem. Był w stanie zaakceptować córkę rozwódkę, byleby tylko nie mieszkała z kimś na kocią łapę – mówiła w rozmowie z „Faktem”.
Tancerka po latach wspominała, że aktor był jej „niesłusznie poślubionym mężem”. Wspominała o tym, że był rozrzutny i zdarzało mu się bywać „damskim bokserem”. Rozwodzili się aż trzy lata, bo choć rozstali się w zgodzie, na sali sądowej stoczyli batalię o majątek.
- Prawdziwy bój stoczyliśmy np. o moje futro, które kupiłam w Moskwie. Trzeba było w sądzie pokazywać jakieś kwity po rosyjsku. Wkurzyłam się i zapowiedziałam, że będziemy dzielić futro na pół. Tadeusz dostał rękaw i część z kieszeniami, a ja drugą, z której później uszyłam sobie kołnierz - opowiadała Mazurówna.
Wersja zdarzeń według Plucińskiego była zupełnie inna. - Rozwiedliśmy się bezproblemowo. I bardzo mnie zdziwiło, że uważa inaczej – twierdził.
„Obiecywałem sobie nigdy się nie rozstać”
Czwarty, ostatni w swoim życiu ślub wziął z aktorką Jolant Wołłejko. Poznali się w Teatrze Polskim, gdzie obydwoje mieli angaż. Nie wszystkim podobał się fakt, że aktorka związała się z Tadeuszem. Jej ojciec - Czesław Wołłejko - wpadł w szał.
- Był moim kolegą z jednego teatru, dzieliliśmy garderobę i co tu dużo mówić, uważał, że nie mam najlepszej reputacji - opowiadał Pluciński w „Gazecie Wyborczej”.
- Byłem szczęśliwy. Obiecywałem sobie nigdy się nie rozstać – dodał.
Ze związku z Jolantą miał dwóch synów Pawła i Piotra. Choć szanował swoją ostatnią żonę, jej także nie pozostał wierny. Po rozwodzie utrzymywali bardzo dobre relacje, a ona opiekowała się nim, gdy pod koniec życia był sam i chorował.
Pluciński o czwartej żonie: Jola wytrwale zniosła wszystko
Wołłejko twierdziła, że gdyby po jego śmierci odwiedziła jego grób, zastałaby karteczkę: „Jestem w kwaterze numer sześć, u pani Zosi, zaraz wracam”. Pluciński miał bardzo dobry kontakt z synami i doczekał się wnuków.
- Bez niej nie dałbym rady. Jola wytrwale zniosła wszystko, rozwiedliśmy się prawie 40 lat temu, a ona wciąż jest moim największym przyjacielem i vice versa. Ja zrobię dla niej wszystko – mówił o byłej żonie. To ona regularnie odwiedzała go w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, gdzie zamieszkał. Tadeusz Pluciński zmarł w 2019 roku. Pochowano go na warszawskich Powązkach.
Pomimo upływu lat nadal oglądał się za atrakcyjnymi dziewczynami na ulicy.Jak pisze Koper,być może właśnie dlatego swoje wspomnienia zatytułował „Na wieki wieków amant”.
Podczas pisania tego artykułu korzystałam z książki "Na wieki wieków amant", M. Adaszewska, T. Pluciński.