Stosunki polsko-rosyjskie są aktualnie - mówiąc językiem młodzieży - do kitu. Ale to nie znaczy, że w przyszłości nie mogą ulec znacznemu polepszeniu. Mogą, a rocznica wybuchu wojny to bardzo dobra okazja na poprawienie sytuacji między naszymi krajami.
JESTEŚMY SKAZANI NA WSPÓŁPRACĘ
Mamy dwie wersje podejścia do tych spraw: narodowo-rozliczeniową, i drugą, patrzącą bardziej w przyszłość, pragmatyczno-racjonalną. Prezydent Lech Kaczyński chce pokazać, że Polska ma prawo mieć pretensje, a tamci muszą się upokorzyć i przyjąć te pretensje. Ale to jest niemożliwe. Lech Kaczyński zachowuje się w stosunku do Rosji tak, jak mąż, który mówi swojej żonie, że jest brzydka - nawet jeśli naprawdę jest brzydka, to informowanie jej o tym na pewno nie umacnia związku.
Porównywanie zajęcia przez Polaków Zaolzia i podpisania przez Rosjan paktu Ribbentrop-Mołotow nie ma sensu. Nie można ich porównywać, ponieważ są to dwa zupełnie inne zjawiska. Trzeba o nich mówić odrębnie, zamiast przeciwstawiać je sobie.
Aby nasze stosunki mogły ulec poprawie, trzeba się opamiętać i uświadomić sobie, że jesteśmy skazani na współpracę. Jeśli Polska udaje, że nie zauważa Rosji, daje jej pretekst do ignorowania naszego kraju i bezpośrednich rozmów z Niemcami, Francją i innymi europejskimi krajami nad naszymi głowami. Premier Donald Tusk powiedział, że Rosję trzeba przyjmować (i rozmawiać z nią) taką, jaka jest. A jaka jest - to wszyscy doskonale wiemy.
Cieszę się, że premier Putin przyjechał do Polski, a nie zachował się tak, jak niektórzy Rosjanie, uważający Polskę za odwiecznego wroga Rosji. Głęboko wierzę w to, że ludzkość nie ma alternatywy dla dialogu. Jego brak zawsze kończy się tragicznie.