Nikt nie spodziewał się śmierci Michaela Jacksona, przynajmniej w najbliższych 20 latach. Wydaje mi się, że jest to jedna z niewielu postaci, które wykroczyły całkowicie poza sferę czysto muzyczną. Jackson to symbol pewnej epoki, tak jak Elvis Presley w latach 50., The Beatles w 60. czy też Frank Sinatra.

Reklama

Nawet jeżeli pokolenie ludzi urodzonych w latach 70. i później preferowało inny rodzaj muzyki, to nikt nie mógł pozostać obojętny wobec Jacksona. Po pierwsze dlatego, że jego muzyka była wszędzie w latach 80. Po drugie był to taki osobliwy czas, kiedy promowano rzeczy znakomite. I to co robił Jackson na początku z Quincy Jonesem, to była muzyka popularna, taneczna, tak wysokiej próby, że kiedy ja ją usiłuję prezentować moim dzieciom po tak wielu latach, to one wciąż przy niej szaleją.

Mój syn przyszedł kiedyś ze szkoły i powiedział mi: "Tato, ja to słucham japońskiego rapu z kreskówek, ale wiesz czego słucha mój kolega? On słucha Jacksona". Na co ja wyciągnąłem ze swojej płytoteki nagrania DVD Jacksona. Między innymi "Thriller". Od tamtej pory, a było to trzy miesiące temu, moi synowie traktują Jacksona w sposób wyjątkowy, i bardzo lubią go słuchać i oglądać.

Jackson był nie tylko, wielkim wokalistą i fenomenalnym tancerzem na miarę Freda Astera, ale też świetnym kompozytorem i tekściarzem. Mamy tutaj do czynienia z legendą wielkiego formatu, przewyższającą wiele innych postaci ze względu na autorstwo swojego repertuaru. Osobiście uwielbiam Franka Sinatrę. Jest to dla mnie największy mistrz, ale on nigdy w życiu niczego nie napisał, podobnie zresztą jak Elvis Presley, który przyznaje się do czterech tekstów.

Najbardziej zależy mi na tym, aby ludzie przestali myśleć o Jacksonie jak o jakimś kompletnym świrze, który zrobił sobie 300 operacji plastycznych, stał się potworem, ubierał swoje dzieci w maski i wyrzucał synka przez okno, ale skupili się na jego muzyce. W najbliższym czasie nie będzie to jednak możliwe, ponieważ wszyscy będą chcieli mówić tylko na temat jego barwnego życia. Mam nadzieję, że kiedy to całe szaleństwo opadnie, to ludzie, którzy myśleli o Michaelu jak o postaci, którą należy sobie powiesić na choince jako śmieszną zabawkę, uznają, że to był muzyk wysokiej próby i go za to docenią. Bardzo na to liczę.

Gdy dzisiaj włączam telewizję muzyczną i widzę kiepskiej klasy muzyków, którzy usiłują coś rymować, śpiewają wulgaryzmy i nic szczególnego sobą nie reprezentują, to uważam że trzeba takie zjawiska piętnować, jako chorobę naszych czasów. Na tym tle Jackson, który w swoim specyficznym stylu walczył swoją muzyką o rzeczy naprawdę wartościowe - mówił o miłości, ekologii, równości - wypada naprawdę wspaniale.

Jest mi niezwykle przykro, że Jackson już nie żyje. Miałem szczerą nadzieję, że po tym ciężkim okresie w jego życiu wraz z rozpoczynającą się trasą koncertową zacznie się dla niego nowy etap. Michael do końca niestety pozostał postacią tragiczną, zaszczutą, a przede wszystkim bardzo samotną i niezrozumianą. To bardzo smutna historia. Mam nadzieję, że filmy, które powstaną na jego temat, a takie z pewnością będą, nie okażą się widowiskiem obliczonym na tanią sensację, ale mądrym obrazem życia tego niezwykłego człowieka.