Gdy strażnicy zobaczyli cenne skrzypce w przedziale, którym podróżował muzyk, natychmiast wzięli go ze sobą na szczegółową kontrolę. Na nic zdały się jego tłumaczenia, że jest artystą, a instrument wykonany przez Guarneriego del Gesu w połowie XVIII wieku to jego narzędzie pracy. Uto Ughi musiał pokazać wszystko, co ma w bagażu i swoich kieszeniach.

Reklama

Próbował wyjasniać, że do Lozanny jeździ ze swoimi skrzypcami co pół roku, by miejscowy specjalista je mógł konserwować. Mówił, że tym razem po prostu nie wziął ze sobą certyfikatu instrumentu, bo zapomniał, iż Szwajcaria nie jest w Unii Europejskiej i na granicy tego kraju z Włochami nie obowiązuje zasada wolnego ruchu.

Kiedy wreszcie pogranicznicy dali się przekonać, że mają przed sobą znanego muzyka, a nie przemytnika, na przeprosiny zaprosili go na kolację.

Najwyraźniej strażnicy graniczni nie są melomanami, bo gdyby tak było, pewnie szybciej zorientowaliby się, że o przemyt posądzili cenionego na całym świecie witruoza skrzypiec.