Gdy w środę wieczorem wracała swym porsche do domu, zahaczyła autem o wystający pręt i przedziurawiła oponę. Mimo że do jej mieszkania było już tylko kilkadziesiąt metrów, nie dało się jechać dalej. Trzeba było wezwać pomoc drogową.
"To nic poważnego. Złapałyśmy tylko gumę, a ponieważ samochód jest serwisowany przez salon porsche, to oni się wszystkim zajęli. Samochód ma automatyczną skrzynię biegów, nie było więc mowy o odholowaniu i trzeba było odwieźć go na lawecie" - uspokaja zmartwionych dziennikarzy "Faktu" Maja Sablewska, menedżerka Dody.