W marcu Kammelowi udało się wrócić na Woronicza. Wcześniej, we wrześniu 2007 roku, Jedynka wyrzuciła go z hukiem. Litościwie przygarnęła go TVP 2. I na dzień dobry, zanim jeszcze cokolwiek zrobił, dała mu kolosalne pieniądze. Prezenter dostał kontrakt gwiazdorski na około 60 tysięcy złotych miesięcznie. Ciekawe, co Kammel musi robić za kwotę, której wielu ludzi nie zarobi w ciągu kilku lat - pyta "Fakt". Otoż niewiele. Do pracy przychodzi dwa razy w tygodniu i to tylko na kilka godzin. W marcu wraz z Beatą Sadowską prowadził piątkowe i sobotnie "Pytanie na śniadanie".
W maju zdjęto z programu sobotni poranek, na ekranie widywaliśmy go więc w czwartek i piątek. W połowie czerwca telewizja śniadaniowa w ogóle skończyła emisję programów, bo przyszedł czas na wakacyjną przerwę. Spracowany Kammel mógł odpocząć - czytamy w "Fakcie". Oczywiście pieniążki cały czas wpływają na jego konto. W tej chwili Tomasz prowadzi tylko koncerty "Hity na czasie". Przez całe wakacje w różnych miastach Polski odbędzie się pięć koncertów. Oznacza to, że teraz co dwa tygodnie ma zajęty wieczór.
Najwyraźniej prezenter przyzwyczaił się do tego, że ma wiecznie wolne, bo nawet na konferencję prasową związaną z festiwalem w Sopocie przyszedł nieogolony. W końcu jak wakacje, to wakacje - kpi bulwarówka.
I martwi się o to, jak dziennikarz poradzi sobie we wrześniu. Po kilku miesiącach leniuchowania wreszcie poprowadzi swój program. Pracy więc będzie znacznie więcej. Czy on to udźwignie? - zastanawia się "Fakt".