Jak donosi "Fakt":
- Wczoraj w samo południe Szapołowska zjawiła się w gmachu Teatru Narodowego, gdzie od lat pracowała na etacie. Czekała ją trudna rozmowa z szefem, Janem Englertem, rozsierdzonym jej niesubordynacją.
To nie mogło być miłe spotkanie. Choć oboje znają się bardzo dobrze, stosunki między nimi od soboty uległy znacznemu pogorszeniu. Zamiast wystąpić w sztuce „Tango”, Szapołowska wolała bowiem w tym samym czasie oceniać śpiewających amatorów w "Bitwie na głosy" w TVP 2. Tym samym aktorka postawiła swojego przełożonego w bardzo niezręcznej sytuacji. Musiał on przeprosić zebranych widzów i odwołać spektakl.
Rozmowa nie była długa i właściwie potwierdziła tylko to, czego można się było spodziewać już od kilku dni. Englert najwyraźniej nie zamierzał słuchać wyjaśnień Szapołowskiej i na pożegnanie wręczył jej wymówienie.
– Po rozmowie z panią Grażyną doszło do rozwodu za obopólną zgodą – wyjaśnił Jan Englert w rozmowie z Faktem. – Po dodatkowy komentarz proszę dzwonić do pani Grażyny Szapołowskiej – dodał.
Okazuje się jednak, że była już gwiazda Teatru Narodowego „rozwód” rozumie zupełnie inaczej niż jej pracodawca. Bezpośrednio po wyjściu ze spotkania Szapołowska nie była skłonna do rozmów, a na poprawę humoru wybrała się do fryzjera.