Jak wspominał Smoleń w książce "Panie Smoleń! - co tam słychać u Laskowika", pierwsze zaproszenie do kabaretu Tey otrzymał dużo wcześniej niż w 1977 roku, gdy trafił do jego składu. Odmówił, bo jak tłumaczył, nie chciał wchodzić w istniejący program, lecz rozpocząć swoją działalność wraz z powstaniem kolejnego.

Reklama

Zajął w nim miejsce Janusza Rewińskiego. Gdy przyjechałem po wakacjach do Poznania, okazało się, że nie ma już Janusza Rewińskiego. Podobno obraził Dyrektora – takie słyszałem opinie, a Zenek go nie obronił, bo nie poszedł na sąd pracy. Jednym słowem, przyczyna wyjazdu Janusza z Poznania, nie była mi znana, na pewno nie była związana z moją osobą - tak odejście Rewińskiego komentował Smoleń.

Jak doszło do współpracy Bohdana Smolenia i Zenona Laskowika?

Kabaret Tey po raz pierwszy zaprezentował się 18 września 1971 roku. Smoleń do jego składu trafił właśnie w 1977. - Laskowik zobaczył go kilka lat wcześniej, gdy występował jeszcze z kabaretem Pod Budą. Spotykali się przez te kilka lat na różnych występach, przeglądach, festiwalach - mówi Katarzyna Olkowicz, autorka książki "A tam, cicho być", która jest biografią artysty.

- Kiedy w Teyu doszło do rozłamu i Rewiński odszedł, w głowie Laskowika zaczęły pojawiać się nowe pomysły. Chciał stworzyć polską wersję Flipa i Flapa. Mały miał być odzwierciedleniem publiczności i masy, duży - reżimu. Nic dziwnego, że zaczął namawiać do wzięcia w tym udziału Smolenia. Duży, powiedzmy, że gruby Laskowik i mały, chudziutki Smoleń już na pierwszy rzut oka stanowili duet idealny – opowiada Olkowicz.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Zenon Laskowik wybrał się więc do Krakowa, znalazł Smolenia i namówił go do współpracy. - Smoleń się zgodził, bo czuł, że to właśnie jest ten moment, kiedy trzeba pożegnać studencką, kabaretową działalność i iść dalej, w świat, a przy okazji zacząć w ten sposób zarabiać na życie - mówi Olkowicz.

Przyczynkiem do tego ostatniego, był fakt, że Smoleń bardzo szybko się ożenił. Ze swoją ukochaną Teresą wzięli ślub na drugim roku studiów, chwilę później, rok po roku urodziła mu się dwójka dzieci. Wszyscy mieszkali w akademiku, więc współpraca z Laskowikiem, a co za tym szło - przeprowadzka do Poznania, oznaczała dla niego etat i polepszenie się warunków.

Kiedy odbył się pierwszy występ Smolenia i Laskowika?

Pierwszy wspólny występ Laskowik i Smoleń dali w 1978 roku. Pierwszy tekst, jaki wygłosili na scenie, stojąc obok siebie, brzmiał: "Witamy Państwa serdecznie. Wita państwa Wielkopolska (tu Laskowik się wypina), a obok, jak by to powiedzieć, Małopolska, państwa wita, żeby nie powiedzieć, galicyjska bieda". Po tych słowach Bohdan robił minę, a ludzie płakali ze śmiechu.

Od tego występu zaczyna się najlepszy okres zarówno w dziejach kabaretu Tey, jak też w życiu zarówno Smolenia, jak i Laskowika. Narracja wymyślona przez Laskowika działa. On występuje jako wróg ludu, czerwony, ruski, a Smoleń jest reprezentantem i kumplem publiczności. To on wygrywa w słownych potyczkach z Laskowikiem.

Trwa ładowanie wpisu

- Wielu osobom wydawało się i wciąż wydaje, że występy Teya były improwizacją, że te skecze były wymyślane na poczekaniu. Nic bardziej mylnego. Obydwaj je bardzo dokładnie przygotowywali i ćwiczyli. Przed wejściem na scenę odbywało się bardzo dużo prób. Kiedy rozmawiałam z Laskowikiem, powiedział mi, że od początku wiedział, że wybór Smolenia to strzał w dziesiątkę, ale dopiero podczas prób Bohdan tak naprawdę w to wszedł, otworzył się. Wyznał, że Smoleń był jego muzą. Patrzył na niego i od razu do głowy przychodziły mu piosenki, skecze. Mówił o tym, że to było takie porozumienie dusz, duet doskonały, co zresztą było widać na scenie - mówi Olkowicz.

Smoleń - celebryta epoki PRL

Kolejny punkt zwrotny w karierze twórców kabaretu Tey to kariera na szklanym ekranie. Zbigniew Napierała, który wylansował go w estradzie poznańskiej, trafił do pracy w telewizji. Jako szef oddziału poznańskiego ściąga kabaret do siebie. Tey występuje od tej pory z muzykami Zbigniewa Górnego, powstają krótkie filmiki z cyklu "Muzyka Małego Ekranu", m.in. "Doroznosiciele", w którym Laskowik i Smoleń roznosząc mleko po osiedlu dyskutują z mieszkańcami. To w tym czasie pojawiają się w Opolu ze słynnym programem "S tyłu sklepu", który do dziś ma miliony odsłon na YouTubie, a teksty wypowiadane przez Smolenia i Laskowika uchodzą za kultowe.

Popularność eksploduje tak wysoko, że Smoleń staje się celebrytą czasów PRL. Choć w tamtych czasach nie istniały portale internetowe, a gazety nie rozpisywały się o życiu prywatnym artystów, on jest jedną z tych gwiazd, która jest rozpoznawana nie tylko na ulicy, ale wszędzie tam, gdzie się pojawi.

Trwa ładowanie wpisu

- Pan Bohdan nie mógł czasem po występie spokojnie zjeść, bo zaraz przy jego stoliku w restauracji pojawiał się las rąk z karteczkami, serwetkami i długopisami, z prośbą o autograf. Często po tym, jak zszedł ze sceny, otaczało go kilku rosłych panów, coś w rodzaju ochrony, która zagradzała do niego dostęp, by mógł mieć kilka chwil dla siebie - mówi Olkowicz.

Pieniądze, wiara, zmęczenie materiału

Co w takim razie sprawia, że idealna współpraca Smolenia i Laskowika przechodzi nie tyle kryzys, ile zamienia się w cichą wojnę i powoduje, że panowie przez lata ze sobą nie rozmawiają?

- Myślę, że odpowiedzi na to pytanie jest kilka. Po pierwsze, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I tu właśnie tak było. Zenon Laskowik był w lepszej sytuacji, ponieważ pisał teksty, był ich autorem i dostawał za to tantiemy. Smoleń otrzymywał wynagrodzenie etatowe oraz za występy sceniczne. Nie było to po jego myśli. Uważał, że Laskowik niesprawiedliwie dzieli honoraria- mówi Olkowicz.

Kolejnym punktem zapalnym była przemiana, jaką przeszedł Laskowik. Satyryk zaczął stronić od alkoholu, bo stwierdził, że pije za dużo, ważne w jego życiu stały się wiara oraz Kościół.

- Mam wrażenie, że ten rozpad nastąpił także z bardzo prozaicznego powodu, a mianowicie tego, że Laskowik i Smoleń występując razem, ciągle ze sobą przebywali. Grali po trzy programy dziennie, byli razem na scenie, w pokoju hotelowym, w trasie, i tylko na kilka chwil wracali do swoich domów, więc niedziwne, że nadszedł taki moment zmęczenia materiału - uważa Olkowicz.

"Pasowała mu opowieść, że Laskowik to ten zły"

Z roku na rok narracja ze strony Smolenia na temat Laskowika była coraz twardsza. Pod koniec życia mówił o nim per "pan Laskowik". Syn Smolenia – Maciej – w książce Olkowicz przyznaje, że ojciec pielęgnował w sobie poczucie krzywdy. Nigdy jednak nie powiedział wprost, co Laskowik mu zrobił.

Trwa ładowanie wpisu

"Z jakiegoś powodu pasowała mu opowieść, że Laskowik to ten zły, a on ten pokrzywdzony, lubił z siebie robić ofiarę" - czytamy. Laskowik milczał na ten temat, więc Smoleń nie mógł się odbić od żadnych jego słów, komentarza. "Czasem myślę, że ojciec mówił tak, by Zenka sprowokować do jakiejś reakcji, przekraczając kolejne granice. Czasem wręcz zamęczał nas tym tematem, mówiąc o Laskowiku, ironizował, dystansował się od swojego udziału w rozpadzie ich duetu" - wspominał Maciej.

Znajomi obydwu satyryków twierdzą, że powodem rozstania była także zazdrość. Laskowik był zazdrosny o talent Smolenia. Kiedy zrobił słynną "Szeptankę" po odejściu z Teya, pokazał, że potrafi, że jest gwiazdą. Laskowik był zdaniem znajomych zawsze nadambitny, to przeszkadzało.

"Jest mnóstwo indywidualności, które nie wytrzymują ze sobą. Jak Simon i Garfunkel. Myślę, że tu było podobne, niepotrzebne ciśnienie" - stwierdza w książce Olkowicz Krzysztof Daukszewicz.

Kto pierwszy podjął próbę pogodzenia się?

Konflikt Smolenia i Laskowika przez lata był tematem, o którym się mówiło i pisało. Pierwszy po latach rękę na zgodę wyciągnął Laskowik. - Pojechał do szpitala niedługo przed śmiercią Bohdana. Przepraszał go znów, ale na twarzy kolegi, który już wtedy nie mówił, pan Zenon zobaczył tylko grymas złości i zrozumiał, że Bohdan nawet na łożu śmierci nie chce pojednania – wspomina Olkowicz.

- Smoleń całe życie bardzo lubił ludzi, rozmawiał z nimi, pomagał. Dopiero pod koniec to się u niego diametralnie zmieniło. Nie chciał się z ludźmi spotykać, nie lubił ich, drażnili go. Po wylewach, po tym, jak zaczął chorować, uruchomił mu się nowy słownik. Jak mówiła jego ostatnia partnerka Joanna Kubisa: "rzucał słowem skrzydlatym" - dodaje Olkowicz.

Ostatnie bardzo symboliczne przeprosiny

Ostatnie bardzo symboliczne przeprosiny Zenon Laskowik wygłosił nad trumną Smolenia, podczas jego pogrzebu.

Mówił wówczas tak: "[…] w tych ostatnich słowach chciałem […] dokończyć naszą rozmowę niedokończoną […] podczas naszego spotkania w szpitalu. Chciałem Ci powiedzieć, że zawsze byłem przyjacielem Twoim, zwłaszcza Twojego talentu, który pierwszy raz dostrzegłem na FAMIE w Świnoujściu. Kiedy śpiewałeś taką piosenkę o koguciku z piórkiem […], ale ten talent dostrzegłem i zapamiętałem go. W 1976 […] pojechałem do Krakowa, pamiętając o Twoim talencie, i zaproponowałem Ci współpracę. Może do końca nie miałeś refleksji, ale to głównie ten Twój talent mnie inspirował i dzięki temu powstały takie przeboje, jak skecz "Maluch", takie jak wywiad z Pelagią, który napisałem właśnie pod ten talent, czy "S tyłu sklepu". Na początku nie było entuzjazmu, jak pamiętasz, jak przyniosłem ten scenariusz, natomiast wiedziałem, że Twój talent go dopieści. I tak się stało. Dlatego dziękuję Ci za te wszystkie lata sukcesów, cieszę się, że przeszliśmy do historii po właściwej stronie. Natomiast nigdy nie chciałem, Bodzio, być Twoim kumplem. Żebyś to dobrze zrozumiał i słyszał, tam gdzie w tej chwili Twoja dusza się znajduje. Kumplem, który siedział przy butelce i palił papierosy. Nie chciałem tego, chciałem się wyrwać z tego. Wiesz, udało mi się. Nie posłuchałeś gdzieś mnie do końca, no, żałuję tego bardzo. I jakoś tak się stało, że nasza rozmowa już się urwała i do niej nigdy nie mogliśmy wrócić. Dlatego wróciłem dzisiaj do niej. Słuchaj, jest wiara we mnie, jest i nadzieja w to, że spotkamy się gdzieś tam. Nie wiem, żeby rozbawić Pana Boga […]".

- Wiele osób miało mu za złe te słowa, mówiono, że urządził sobie show na grobie kolegi. Kiedy rozmawiałam z synem Smolenia, powiedział, że jego zdaniem to, co powiedział Laskowik było szczere, zrozumiałe jednak tylko dla najbliższych obu artystów. Maciej stwierdził, że Laskowik pożegnał jego ojca jako "ktoś, kto z nim przepił kawałek życia" - mówi Olkowicz.

List od Laskowika

Syn Smolenia wyznał, że jego ojciec otrzymał kiedyś list od Laskowika, w którym ten za coś go przepraszał. "Boguś, byłem na koncercie, jesteś w świetnej formie, przepraszam cię serdecznie, Zenek Laskowik". Artysta był nim bardzo oburzony. W rozmowie z Olkowicz Laskowik przyznaje, że nie pamięta, by pisał do Smolenia.

"Przemówienie nad trumną Bohdana, pożegnanie go, zaakcentowanie, że zawsze byłem jego przyjacielem, a nie kumplem, dużo mnie kosztowało" - mówił Laskowik.

Bohdan Smoleń zmarł 15 grudnia 2016 roku, został pochowany na cmentarzu w Przeźmierowie.