Pan Waldemar przyjechał do "Sanatorium miłości" z Zielonej Góry. W 3. odcinku programu opowiedział o swoim pełnym dramatycznych przeżyć życiu.
Dużo przeżyłem w życiu traum. Mimo wszystko staram się brać je na wesoło, u mnie się wciąż wszystko zmienia – mówił.
Jako mały chłopiec trafił do domu dziecka, bo jak mówił "rodzice go nie chcieli". Ojciec uważał, że pan Waldemar nie jest jego synem. Przyznał, że takiej traumy, jaką jest dom dziecka, nie da się wymazać z pamięci.
Znałem rodziców, ale moja matka potrafiła mi powiedzieć, że "wolała urodzić kamienie, niż mnie". Byli niedobrzy dla mnie. Oddali mnie, ojciec był egoistą – opowiadał pan Waldemar.
Pytany o marzenia, powiedział, że najbardziej doskwiera mu samotność, dlatego chciałby poznać kobietę i to z nią spędzać czas.
O swoich traumatycznych przeżyciach związanych z odejściem chorej na raka żony opowiedział także pan Adam z Wolbromia.
Widziałem ostatnie chwile jej cierpienia. To były takie chwile, gdzie wstrzymuje się oddech, nie można oddychać. Człowiek zaczyna jęczeć, ból jest niesamowity. Przed domem rósł taki krzew i ona na ten krzew patrzyła. Mówiła: "Te gałązki weź, tu oderwij" - wspominał pan Adam.
Dramatyczne przeżycia związane z ratowaniem życia swojego chorego syna oraz o ukochanym mężu opowiadała także pani Iwona. Wspominała, że Janusz, bo tak miał na imię, był człowiekiem i mężczyzną, którego każda kobieta powinna spotkać na swojej drodze.
Miałam w nim ogromne wsparcie – mówiła. Wyznała, że przez pół roku po jego śmierci nie potrafiła żyć. Chciałam umrzeć. To było egoistyczne wobec mojego syna, ale nie potrafiłam się pozbierać – wyznała.
W programie nie zabrakło również radosnych chwil, jak randka pani Steni z panem Władkiem na górskiej polanie.
Kocham góry i dziewczyny – mówił, czule przytulając panią Stenię.
Ta nie była mu obojętna. W oczach masz takie diabliki, że uuuu…- śmiała się.
Po pierwszej edycji programu „Sanatorium miłości” emitowanego przez TVP1, który oglądał średnio 3,5 mln widzów, przyszedł czas na kolejną odsłonę. Już po dwóch pierwszych odcinkach wyraźnie widać, że bohaterowie są bardziej konkretni. Wiedzą, czego chcą, co im w duszy gra i jakie mają potrzeby.
Jesteśmy takimi "juniorami na bis" – żartował w rozmowie z dziennik.pl przed emisją programu pan Wojtek z Warszawy. Jest rozwodnikiem. Przyznaje, że sam nie wie, dlaczego tak naprawdę postanowił zakończyć swój długoletni związek.
Może czegoś w tym brakowało, może ja zawiodłem – zastanawiał się. Dodał jednak szybko, że nie chce i nie lubi rozpamiętywać przeszłości.
I ja, i cała dwunastka wysłaliśmy zgłoszenie po to, żeby coś w swoim życiu zmienić, poznać kogoś, w kim się zakochamy albo chociaż zaprzyjaźnimy – mówił.
Gdzie jest Wolbrom?
Zaznacza przy tym, że szukanie miłości w żadnym wieku nie jest wstydem.
Moją misją i marzeniem jest to, by ten program trafił do pokolenia moich dzieci i wnuków. Chciałbym żeby zobaczyli, że po 60 też jest życie. Z moich obserwacji wynika, że trochę się nad tą swoją dojrzałością, bo nie będę używał słowa starość, zastanawiają. Jeżeli my im damy przykład, że można, to nie tylko nas zaakceptują w tych naszych miłosnych podbojach, ale sami się na nie za kilkanaście albo kilkadziesiąt lat odważą. Traktuję to jako swoją misję – wyznał pan Wojtek.
Podobnie, jak bohaterowie poprzedniej edycji, mają swoje wady i zalety. Wiesława z Białegostoku, która przez ponad 20 lat mieszkała we Włoszech, porównywana jest do Ryszarda z pierwszej odsłony programu. Tak, jak on wszystko komentuje, krytykuje i co chwila docina pozostałym uczestnikom. Gdy tylko nadarzy się okazja podkreśla, że musi zrzucić kilka kilogramów, tak ze "trzy albo cztery".
Na pytanie, kto namówił ją do tego, by zgłosić się do programu, odpowiada, że bratanek. "Ciociu ty się do tego nadajesz" – powiedział. Taka grubiutka przyjechała, zadychałam się i poznałam dobrych ludzi. Jak gdzieś się wybieraliśmy grupą, to panowie mówili, że będziemy szli tempem Wiesi. Opiekowali się mną – śmieje się.
Walka z nadwagą zakończyła się sukcesem. Pani Wiesi udało się zrzucić aż 11 kilogramów. Będzie widać, więc warto oglądać kolejne odcinki – zachęca do oglądania.
"Hitem" pierwszego odcinka, podczas którego uczestnicy poznawali się podczas tzw. "szybkich randek", a więc krótkich, trwających ok. 5 minut rozmów, była nazwa miejscowości, z której pochodzi Adam. Widzów i internautów wzruszyło zakłopotanie pań, które na hasło "Wolbrom" robiły wielkie oczy i nie wiedziały, że leży on między Olkuszem a Miechowem.
"Tylko liczy dolce"
Postacią, która wzbudza wiele emocji i kontrowersji wśród pozostałych uczestników jest z kolei Bożena z Chicago. Krytyka spadła na nią, gdy na randce z panem Wojtkiem poruszała jedynie temat niskich emerytur w Polsce i liczyła, ile zarabiał, gdy przyznał jej się, że przez rok pracował w Stanach. "To jest księgowa. Tylko liczy dolce"; "Chciała się pochwalić rentą" – pisali oburzeni internauci. Inni próbując jej bronić, twierdzili, że życie w amerykańskiej rzeczywistości zmienia punkt widzenia. "Udało jej się i stąd ten hejt" - twierdzili.
O swojej sercowej przeszłości nie chce mówić zbyt wiele. Rozwiodła się 9 lat temu. W Lombard pod Chicago prowadziła aptekę.
Moje serduszko się zabliźniło, zamknęłam ten rozdział, nie wracam do niego. Dla mnie miłość to uczucie, bez którego nie można żyć, liczę na to, że coś dobrego mnie jeszcze w życiu spotka – powtarza jak mantrę.
Prowadząca program Marta Manowska przyznaje, że najbardziej w uczestnikach tej edycji zaskakuje ją ich otwartość i bezkompromisowość. Oni niczego nie udają, nie kombinują, są szczerzy w tym, co mówią i robią – stwierdza. Przyznaje, że chciałaby być taka, jak oni, gdy będzie w ich wieku. Mają w sobie tyle energii, radości. To bardzo budujące – mówi.
Poza przywarami i śmiesznymi sytuacjami, za bohaterami stoją też życiowe dramaty. Jedni się rozwiedli, innym ukochane osoby zabrała choroba.
Samotność to choroba. Trzeba z nią walczyć. Być konsekwentnym w wielu sprawach. Na co dzień mieszkam z mamą staruszką. Widzę cztery ściany, okna, plac wokół wielkiego domu. Nie mam pretensji do swojego losu, bo nie wyobrażam sobie nie opiekować się rodzicem, ale wiem, że trzeba patrzeć dalej w przyszłość, iść do przodu i znajdować czas oraz przestrzeń dla siebie – mówi pan Adam z Wolbromia.
"Seks to podstawa życia"
Pan Władek, któremu jak wspomina żona zmarła na rękach dokładnie pięć minut po północy, wyznaje, że pozbierał się dopiero dwa lata po jej odejściu. Jest wdzięczny wnukom, że jak tylko usłyszały, że szukają uczestników do programu, namówiły go żeby wysłał ogłoszenie. Otwarcie mówi o swoich potrzebach zarówno sercowych, jak i cielesnych.
Bogusia była przepiękną kobietą. Miała czarne włosy, duże piersi. Mało mówiła, była skryta, ale rozumieliśmy się doskonale, szczególnie w łóżku. Seks miałem zawsze na zawołanie, rano, wieczór i w południe. Nowa partnerka musi być zadbana i elegancka. Szukam przyjaciółki do wspólnych rozmów, wyjazdów i oczywiście do seksu, bo seks to podstawa życia. Chcę chodzić na randki jak nastolatek. Wiek nie ma znaczenia, ale chętnie bym się wziął nawet za trzydziestkę – opowiada nam o swoich preferencjach.– wyznał w rozmowie z "Super Expressem".
W oko wpadła mu pani Stenia z Wrześni. Sama o sobie mówi, że jest szaloną kobietą. Prowadza kwiaciarnię i salon sukni ślubnych. Chodzi na fitness, uwielbia taniec nowoczesny i uważa, że wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Mój sposób na podryw? Trzeba delikatnie zerkać na mężczyznę, raz, drugi a potem dać mu pole do działania, niech robi swoje – śmieje się.
Bez wyścigu szczurów
Takich osób, jak uczestnicy "Sanatorium miłości", którym samotność doskwiera jest w Polsce bardzo wiele. Z badania przeprowadzonego przez portal randkowy Sympatia wynika, że co piąty singiel "wdowiec" deklaruje, że nie jest szczęśliwy, żyjąc w pojedynkę. Ponad połowa singli – seniorów narzeka na brak towarzystwa. A aż 41 proc. badanych w wieku 60 i więcej lat nie potrafiło wskazać ani jednej zalety ich stylu życia. Według badań Polacy powyżej 45 roku życia są raczej zamknięci na nawiązywanie nowych relacji. Aż 64 proc. osób w wieku 45-59 lat i blisko 80 proc. w wieku 60 lat deklaruje, że nie szuka nowego partnera.
Takie programy, jak "Sanatorium miłości" są nie tylko strzałem w dziesiątkę ze względu na widzów, dla których jeszcze kilka lat temu nie było żadnej oferty programowej, ale też zachęcają osoby w tym wieku, by wyszły z domu, znalazły swój sposób na samotność, ale i na życie. To wstrzelenie się w niszę i brak oferty dla osób 60+ niesamowicie się TVP i prezesowi Jackowi Kurskiemu udało. Za to trzeba go pochwalić – zauważa dr Anna Jupowicz-Ginalska, medioznawca z UW.
Zauważa, że zarówno w "Sanatorium miłości", jak i w "The Voice Senior", którego finał miał miejsce przed Sylwestrem 2019 roku, pokazano, że człowiek dojrzały potrafi się świetnie bawić, mieć dystans do siebie i świata.
Realizuje swoje pasje, marzenia bez napięcia, czy wyścigu szczurów. Czasem robi to lepiej, niż przysłowiowy "młody Bóg", czy "król życia" – stwierdza.