Anna Sobańda: Patrząc na nowe twarze w TV, mam wrażenie, że zyskaliście na tak zwanej "dobrej zmianie" w TVP.
Edward Miszczak: Ja nie mam takiego wrażenia. Oczywiście jest tak, że przyszedł Kraśko, odszedł Kuźniar, powrócił Sołtysik, odszedł Węglarczyk, ale dobra zmiana nie ma nic do tego. To jest tak jest w życiu, ludzie szukają nowego wyzwania, mają kłopoty, mają swoje problemy, gdzieś się zwalnia miejsce. W pewnym momencie myślałem, że będę musiał zmienić telefon, bo dzwoniło do mnie pół telewizji publicznej. Nie da się jednak przenieść wszystkich. Trzeba byłoby założyć kanał TVP Nostalgia (śmiech)
Niektórych jednak przyjęliście.
Piotr Kraśko nas przekonał do tego, że bardzo chce i że z nami jest mu pod drodze. Hania Lis została wyszukana przez producentów programu "Azja Express".
Czy w przypadku Piotra Kraśki od początku był pomysł połączenia "Dzień Dobry TVN" z TVN24BiS?
Na początku było tylko "Dzień Dobry TVN". W związku z tym, że w tym programie jest mało polityki, pomyśleliśmy, by wraz z Jolą Pieńkowską poprowadził pasmo poświęcone polityce zagranicznej w TVN Biznes i Świat. Ten pomysł okazał się genialny. Kraśko jest taki zakręcony pracą w TVN-ie, bo pracuje w warunkach, o których pracownicy tamtych kanałów nie wiedzą, że takie w ogóle istnieją. U nas są całe zespoły, które pracują na gwiazdę. Można poczuć się prawdziwą gwiazdą i nie tylko dlatego, że występuje się w tym, czy innym okienku, tylko dlatego, że nie zostawia się gwiazd samych sobie. Kiedyś o godzinie 3 nad ranem zadzwonił do mnie kierownik produkcji i żalił się, że jedna z gwiazd po zakończeniu zdjęć o tej godzinie szuka koszernego jedzenia w hotelu. I on pyta, co ma zrobić, bo przecież to idiotyzm. A ja mu odpowiedziałem, że ma szukać tego koszernego jedzenia, bo jeśli gwiazda takie je, to nie jest idiotyzm, tylko potrzeba i on jako kierownik produkcji powinien o to zadbać. Powiedziałem mu też, że znam wiele rynków telewizyjnych, gdzie pracuje się do 18, a jego gwiazda pracuje do 3 nad ranem. Kazałem mu więc szanować tę gwiazdę i szukać jej jedzenia.
Czy sądzi pan, że Hanna Lis odnajdzie się w działce lifestyle'owej?
Na razie nie wybiegajmy w przyszłość, bo Hanna Lis jest uczestniczką tylko jednego programu "Azja Express". Wobec innych projektów decyzje jeszcze nie zapadły.
Czy Grażyna Torbicka zostanie gwiazdą TVN-u?
Na pewno pomagamy jej w festiwalu, o dalszej współpracy na razie nic nie wiem.
Chciałby pan widzieć ją w wśród swoich gwiazd?
Bardzo, ale nie wiem, czy jestem dla niej dobrym partnerem. Nie wiem, czy przechodząc do nas, nie straci. Ja nie jestem wariatem, który zawraca ludziom głowę, a później przestaje odbierać telefony. Jestem odpowiedzialny i jeśli decyduję się na jakiś związek, to się w niego angażuję. Nie będę ukrywał, rozmawialiśmy o tym. Na razie jednak nie urodziło się z tych rozmów nic konkretnego. Ona musi chcieć, my musimy mieć gdzie. Cały ambaras, żeby dwoje chciało naraz.
A Tomasz Zimoch? Znajdzie swoje miejsce w TVN?
My mamy ten problem, że nie mamy sportu, chociaż kochamy tego faceta.
TVN zyskał nowe gwiazdy, ale niektóre stracił. Jak zareagował pan na odejście Jarka Kuźniara? Próbowaliście go zatrzymać?
Tak, ale on wybrał świat internetu. Ja uważam, że przedwcześnie, jeszcze będzie tęsknił za starą telewizją (śmiech) Słyszałem, że mówił, że brakowało mu polityki i uciskało go "Dzień Dobry TVN". Tymczasem ja rozmawiałem z Jolą Pieńkowską, która próbowała już chyba wszystkich gatunków dziennikarskich i powiedziała, że nigdzie nie nauczyła się tak wiele jak w "Dzień Dobry TVN". Bo tam jest szeroki wachlarz tematów, można zrobić wszystko. Czy dziennikarstwo polega tylko na robieniu rozmów z politykami? Jeśli tak, to ja pieprzę takie dziennikarstwo.
A jeśli Kuźniar zatęskni, pozwoli mu pan powrócić do TVN?
A kto wrócił na jego miejsce w "Dzień Dobry TVN"? Znany TVN-owski bumerang Andrzej Sołtysik. Nie wykluczamy więc powrotów.
Jakiś czas temu wybuchła burza wokół badań telemetrycznych. Telewizja Polska zarzuciła nierzetelność agencji Nielsen Audience Measurement, z którą TVN również współpracuje. Czy podzielacie zastrzeżenia TVP?
Cały czas z nimi współpracujemy i nie mamy zastrzeżeń. Często odbywają się dyskusje o szerokości i głębokości panelu. To normalne, że kiedy człowiek dostaje gorsze wyniki, to jest mu przykro. Sądzę jednak, że inni prezesi, którzy teraz narzekają, też raz mają lepsze, raz gorsze wyniki. Co nie wyklucza tego, że cały czas trzeba dyskutować z firmami badawczymi o doskonałości panelu, o jego kształcie.
W Stanach Zjednoczonych stacje telewizyjne są mocno kojarzone z konkretnymi opcjami telewizyjnymi...
W Polsce jest tak samo.
Jakiej więc opcji czujecie się reprezentantem?
Działamy tak, jak działaliśmy przez cały czas. Nie zmieniamy, nie wywalamy, ciągle robimy swoje.
Czyli jesteście wierni jednej opcji?
Nie, my jesteśmy wierni sobie, staramy się iść środkiem, nie przynależymy do żadnej opcji. Nas się podejrzewa o opcje, ale to nieprawda. Oczywiście o jednym dziennikarzu można mówić, że jest prawicowy, o innym, że plaftormerski, ale oni obaj pracują w jednej stacji. Jak by pani głębiej poszukała, to w naszej stacji znajdą się i tacy, i tacy.
Na koniec zapytam o nowe reality show, czyli "Ślub od pierwszego wejrzenia". Nie boicie się kontrowersji?
Ta kontrowersja jest iluzoryczna, a z tyłu jest odpowiedź na pytanie, dlaczego 7 mln polaków jest singlami. 30-letnia panna w Warszawie to rozkosz, ale na prowincji to stara panna. Ten program odkrywa tyle niesamowitych intymności, tyle rożnych poglądów miedzy młodym i starszym pokoleniem, między szczęściem a nieudacznictwem. Największa kontrowersja tego formatu to, że jest ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego, ale nie to jest najważniejsze w tym programie. Dawno nie było tak dobrego reality show.
Ale czy Polacy są na niego gotowi?
Jak nie pokażemy, to nie będziemy wiedzieli.