Pani Magdo za nami aż dziesięć sezonów talk show "W roli głównej". Czy w polskim show biznesie nie zaczyna brakować gwiazd, które mogłaby Pani gościć w programie?
Magdalena Mołek: Nie, ponieważ ja w ogóle nie lubię tego sformułowania gwiazda, ponieważ ono się u nas w kraju zdewaluowało. Uważam, że do tego programu potrzebna jest osoba, która chce powiedzieć to, co w życiu uważa za istotne. Zupełnie nie obawiam się, że będzie mi brakowało rozmówców, bo oni będą zawsze. Dopóki tylko ja dzwonię i po drugiej stronie osoba z którą chcę porozmawiać odbiera telefon. Nawet jeśli czasem nie jest przekonana, to tylko dlatego, że nie ma czasu, a nie dlatego, że nie chciałaby się ze mną spotkać w tym programie. Mam wrażenie, że ten program ma już swoje miejsce w wyobraźni i widzów i tych którzy w nim biorą udział. Więc chyba nie grozi mu emerytura.
Czy po tych 10 sezonach i dziesiątkach rozmów, jakie przeprowadziła Pani w programie, zmienił się klucz doboru gości? Czym obecnie kieruje się Pani wybierając swoich rozmówców?
Ponieważ odcinki powstają z wyprzedzeniem, nie mogę właściwie używać klucza aktualności. Jest ona raczej niestosowalny do tych drzwi. Więc zostaje mi albo intuicja, albo wyczucie albo wiedza o tym, co się będzie działo. Trochę o premierach filmowych, teatralnych, trochę o tym, co w ogóle w show biznesie, za tych kilka miesięcy, kiedy program będzie na antenie, będzie miało miejsce. Więc staram się być w miarę aktualna, choć to nie jest łatwe. Często też podejmuję decyzje spontanicznie. Gdzieś kogoś zobaczę, w czymś obejrzę, spotkam i nagle mam inspirację, że chciałabym z tym kimś usiąść jak z Panią teraz i poznać go bardziej. Przygotowując się do tego programu, przeczytawszy właściwie wszystko, co się na temat tego mojego gościa ukazało, ciągle mam poczucie niedosytu. I dopiero jak siadam z nim w cztery oczy, to się okazuje, że można rozmawiać na tysiące sposobów, niekoniecznie powielając to, co już jest powszechnie wiadomo i odkrywać tę osobę na nowo.
Zapraszając gości zapewne wiele czyta Pani na ich temat. Czy stara się Pani także zaskakiwać rozmówców informacjami, które nie są ogólnodostępne, a Pani udało się do nich dotrzeć poprzez osoby z ich otoczenia?
Nie, ja nie zaskakuję swoich gości. Jeśli już, to na pewno nie wiedzą, którą szafuję i nie wiedzą, którą zdobyłam z kręgu przyjaciół i znajomych. Ja raczej staram się słuchać tego, co mówi do mnie gość i słyszeć, co mówi. Między słowami zawsze jest jakiś komunikat i ja ten komunikat wychwytuję i staram się dopytać. I nagle otwierają się nowe drzwi i okazuje się, że ten ktoś, kto siedzi naprzeciwko mnie, sam nie wiedział ,że jest to rzecz, która była tak znacząca w jego życiu. Nagle w te naszej rozmowie pękają lody i tylko od jego woli i chęci, a często zmierzenia się z samym sobą, wynikają takie dobre rzeczy. Czasem zabawne, bo są goście, którzy rozbawiają mnie do łez i są tacy, którzy wzruszają mnie do łez.
Jeśli bywa trudno nakłonić kogoś do rozmowy, to z takiego powodu, że ten ktoś wolałby zachować siebie dla siebie i się tym nie dzielić. Myślę, że moi goście wiedzą, że jak przychodzą do mnie, to mają 100 % kredytu zaufania. Oni mi ufają, ja im ufam i z tego rodzi się jakaś dobra jakość. To jest siła tych, można by powiedzieć już niemodnych rozmów. Myślę, że one zawsze będą na czasie.
Czy ma Pani w pamięci jakieś trudne rozmowy, podczas których gość nie chciał się otworzyć?
Tak, bardzo dużo, wtedy moje ciało bardzo to przeżywa. Ja jestem wówczas bardzo nastawiona, cały czas się do tego gościa przysuwam i nachylam, co denerwuje moich kolegów realizatorów, bo psuję im kadry kamerowe i trudno jest nade mną nadążyć. Ja słynę z tego, że wymykam się spod kontroli jeśli chodzi o plan zdjęciowy, bo tak się zasadzam na gościa chcąc go poznać, że mowa ciała wchodzi w grę. Byli tacy goście których mi się nie udało otworzyć, ale oni mieli tajemnice, których do dzisiaj nikomu nie opowiedzieli, więc nie mam poczucia, że coś mnie ominęło, czy coś mi się nie udało.
Jestem dumna, że udało mi się wypracować już taką pozycję, która pozwala mi z komfortem dzwonić osobiście do gości z zaproszeniem i usłyszeć „zrobię to dla Pani”. To jest najprzyjemniejsze w tym zawodzie.
Jakie rozmowy wspomina Pani najprzyjemniej?
To jest przede wszystkim moja praca. Jestem nauczona innego stylu pracy, niż dzisiaj można zaobserwować. Ja jestem pracoholikiem, dużo się przygotowuję, wchodzę w te osoby, staram się jak najwięcej o nich myśleć, nie tyle czytać, co myśleć, próbować sobie wyobrażać. A najlepsze pytania przychodzą nocą, powinnam je zapisywać, bo nazajutrz ich nie pamiętam (śmiech)
Należy Pani do gwiazd, które bardzo chronią swoją prywatność. Nie widujemy Pani na okładkach kolorowych gazet, ani w plotkarskich portalach. Czy nie obawia się Pani tego, że w dzisiejszych czasach, kiedy od gwiazd mediów wymaga się, by wzbudzały wokół siebie szum, Pani kariera na tym traci?
Ja sobie zawsze odpowiadam na takie pytanie w ten sposób, że moja praca w telewizji, jest pracą w telewizji. Ja ją mam, nic nie trwa wiecznie oczywiście, ale obecnie ja ją mam. Wykonuję ją, najlepiej jak potrafię i uzależniona od mocy telewizji, jestem jej absolutnie poddana. Uważam, że każdy ma prawo w życiu do wyciszenia się. Ja celowo dałam sobie spokój z istnieniem w prasie, nie mówię plotkarskiej, bo to mnie nigdy nie interesowało, ale choćby kobiecej, na czas, który był w moim życiu najważniejszy. Jestem mamą i całą swoją energię na ten moment poświęciłam na to, żeby wychować młodego człowieka. Żadne magazyny kobiece, żadne inne okładki nie są w stanie zastąpić mi tego, czego dane mi było doświadczyć w ostatnim czasie. Co nie oznacza, że niedługo, w jakiejś formie wrócę. Ja uważam, że przyszłością jest Internet i to jest moje miejsce, w którym siebie gdzieś tam w przyszłości postrzegam. To co miałam zrobić do zrobienia w życiu prywatnym, wypełniało mój czas od początku do końca, a teraz przyjdzie czas na inwestycję w siebie zawodowo. Myślę, że to jest ten moment