Dziennik.pl: "Stylowy magazyn" to drugi, zupełnie nowy program, jaki poprowadzi Pani w zbliżającym się sezonie, czy ma pani tremę?
Agnieszka Szulim: Ogromną. Mam ogromną tremę, dlatego, że żaden z tych programów nie jest gotowym formatem, nie ma żadnych wytycznych, żadnej instrukcji obsługi, sami decydujemy o tym, co jest ciekawe, co może się spodobać, a co nie. To jest wbrew pozorom bardzo odpowiedzialna i trudna praca, musimy trafić w gusta, a jak wiadomo gusta są różne, każdego interesuje coś innego. Tak więc jest dużo pracy
Czy nowe programy pozwalają Pani rozwijać się zawodowo?
Bardzo. Uczę się o telewizji, uczę się robić programy, nie tylko je prowadzić. Powiedziałam kiedyś, że w „Pytaniu na śniadanie” pracowało się w innym systemie, że dostawałam dzień wcześniej scenariusz, przygotowywałam się, przychodziłam na program. Ktoś mi zarzucił wówczas, że w ten sposób krytykuję Telewizję Polską. Bzdura, tak się po prostu pracuje w telewizjach śniadaniowych i to w każdej telewizji śniadaniowej, bo tam za program odpowiadają wydawcy, prezenterzy zaś mają za zadanie przygotować się i przyjść ten program poprowadzić. I nie ma w tym nic złego. Teraz mam okazję zaangażować się w tworzenie programów więc to robię, wykorzystuję okazję, żeby nauczyć się czegoś nowego.
Porozmawiajmy zatem o samym programie. Jakie tematy będą poruszane w "Stylowym magazynie"?
Przeróżne! Wachlarz tematów jest bardzo szeroki, mamy tak naprawdę jeden wyznacznik – kobietę. Chcemy robić program dla kobiet i blisko kobiet. Ja się śmieję, że będę namawiała kobiety do tego, żeby były egoistkami, żeby chociaż przez chwilę pomyślały o sobie, o tym co lubią robić, co je interesuje, jak żyją, czy się dobrze ze sobą czują, czy znają siebie, czy znają swoje ciało, jak im jest w relacjach z innymi, również z mężczyznami, ale niekoniecznie. To jest taki program, w którym możemy robić wszystko, pod warunkiem, że będzie to miało coś wspólnego z kobietami.
Tak żeby zobrazować zawsze mówię, że formuła jest najbardziej zbliżona do telewizji śniadaniowej, ponieważ będą goście w studio i będą materiały. Tylko pora zupełnie inna, czyli sobota godzina 17.
Jakich gości możemy spodziewać się w "Stylowym magazynie"?
Bardzo różnych, wszystko zależy od tematu. Na pewno chcemy wykreować grono ekspertów, którzy będą pojawiać się w naszym programie. Parę ciekawych osób już mamy na oku. Będziemy zapraszać gości znanych i mniej znanych, na pewno takich, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Będziemy oczywiście zapraszać też mężczyzn, ale po to, żeby rozmawiać z nimi o kobietach.
W ostatnim czasie Pani nazwisko bez wątpienia należy do grona najgłośniejszych w polskim show biznesie. Czy odczuwa już Pani negatywne skutki wzmożonej popularności?
Tak, Pudelek zrobił się w stosunku do mnie o wiele bardziej zjadliwy, jadą po bandzie (śmiech). Zaczynam dostrzegać, że im więcej o kimś piszą, tym mniej ma to wspólnego z rzeczywistością. Taka branża, trudno. Poza tym czasem zobaczę na parkingu w galerii handlowej jakiegoś pana, który robi mi zdjęcia. Zazwyczaj do tego się to ogranicza. Tyle, nie czuję, żeby wokół mnie działo się coś szczególnego.
W podobnej sytuacji, jak Pani teraz, rok temu była Małgorzata Rozenek. Jako nowa gwiazda TVN szybko zdobyła popularność, show biznes oszalał na jej punkcie, a później stała się ofiarą medialnej nagonki. Czy nie ma Pani obaw, że w Pani przypadku ten scenariusz może się powtórzyć?
Ja bardzo Małgosi współczuję tego co się dzieje, bo skala zainteresowania jej osobą jest trochę przerażająca. Paparazzi śledzą każdy jej ruch, czy wychodzi ze sklepu z deską do prasowania, czy źle zaparkowała samochód, czy umyła ten samochód, czy unikała męża w galerii handlowej czy wręcz przeciwnie, szaleństwo. Mam wrażenie, że w moim przypadku ta skala zainteresowania nie będzie aż tak wielka, bo jestem w tych mediach od paru lat i trochę mnie już znają, nie mam tego „uroku nowości” na rynku. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Czy zaskoczyła Panią dyskusja, jaka wywiązała się w mediach po Pani wypowiedzi na temat pracy prezenterki, w której użyła Pani określenia „nadęta pinda”?
Zaskoczyła, a nawet trochę rozbawiła. Ja naprawdę mam w sobie mnóstwo pokory, jestem bardzo samokrytyczna. Stwierdzenie, że dla mnie ważnym momentem w pracy prezenterki było zrozumienie, że nie muszę być nadętą pindą siedzącą przy kwiatku, odnosiło się wyłącznie do mojej osoby i do moich początków pracy w Jedynce. To nawet nie była krytyka redakcji, w której praca polegała w dużej mierze na zapowiadaniu filmów. Chodziło mi o to, że to ja byłam w tym fatalna, sztywna, sztuczna. Zawsze śmialiśmy się z moimi szefami z Jedynki, że po roku już machnęli na mnie ręką, stwierdzili, że to nie ma sensu. I nagle nastąpił jakiś przełom, zaczęło być lepiej, zrozumiałam, że mogę być sobą, wrzuciłam na luz. „ Super Express” chciał zrobić z tego hecę i zrobił. Afera, która się rozpętała wokół tego, że miałam nazwać legendy telewizji polskiej „nadętymi pindami” jest o tyle zabawna, że doskonale wiem jak to działa. Założę się, że wyglądało to tak, dzwoni ktoś z „Super Expressu” do Pani Bogumiły Wander i mówi: „Szulim nazwała Panią nadętą pindą. Co Pani na to?”. Pani Bogumiła daje się podpuścić i dalej historia pisze się już sama, wszyscy robią przedruki, Szulim uderzyła do głowy sodówa, obraziła pół kraju itd. Jest temat! Tymczasem ja nawet przez moment nie odnosiłam się w tej wypowiedzi do pracy moich koleżanek, ani starszych, ani młodszych. I nadal nie zamierzam tego robić.
W jakim kierunku chciałaby Pani rozwijać swoją karierę?
To bardzo trudne pytanie, żyjemy w czasach, gdy telewizja błyskawicznie się zmienia, coraz więcej treści przenosi się do Internetu, być może za parę lat prezenterzy będą kompletnie zbędni, zastąpi się nas hologramami, nie mam pojęcia. Na pewno za parę lat widzę siebie nadal w telewizji, ale niekoniecznie na antenie.
Wiele osobowości mediów coraz chętniej przenosi się do Internetu. Czy Pani myślała o takim projekcie?
Oczywiście, że o tym myślałam. To idealny moment, żeby wystartować z jakimś projektem w Internecie, bo jeszcze jest tam miejsce. Wkrótce będzie go mniej. Ja w tej chwili nie mam do tego kompletnie głowy, ale ci, którzy teraz zainwestują swój czas i energię w Internet niedługo mogą odcinać kupony. Pod warunkiem, że będą mieli na siebie pomysł.
Czy wróży Pani sukces Kubie Wojewódzkiemu z jego nowym profilem na Facebooku?
Kuba jest w absolutnie genialnej sytuacji, że może sobie pozwolić na taki ruch, jak zlikwidowanie konta z milionem fanów. Tego mu bardzo zazdroszczę. A sukces już jest biorąc pod uwagę to, w jakim tempie przybywa mu na tym profilu fanów. Sama też jestem w tym gronie.
To na zakończenie wyjaśnijmy, jak to było z Mają Sablewską? Czy jak podają tabloidy, wygryzła ją Pani z TVN Style, czy też nie?
Powtórzę, im więcej o nas piszą, tym mniej ma to wspólnego z rzeczywistością (śmiech). To jest kolejna bzdura, nikogo nie wygryzłam.