Szyją dla nas garnitury i koszule. Pracują za grosze po czternaście godzin na dobę. Słabo opłacani, nie marzący nawet o opiece medycznej czy dostatniej emeryturze, odkładają każdy grosz, aby wspierać rodziny na prowincji. Przynajmniej raz w roku usiłują wrócić do wiejskiego domu, by przytulić swoje dzieci. To koszty chińskiego "cudu gospodarczego".

Reklama

W gigantycznej rzeszy ludzkich mrówek są także Zhang Changhua i jego żona Cheng Suqin. Pochodzą z prowincji Syczuan, ale od prawie dwudziestu lat ich właściwym domem jest fabryka odzieży w Guangzhou. Jak wielu innych ubogich Chińczyków, opuścili dom, aby wspierać finansowo rodzinę, którą od tamtej pory mogą spotykać tylko raz w roku. To właśnie ich reżyser Lixin Fan wybrał na bohaterów swojego obrazu.

"To temat, którym zawsze chciałem się zająć" - mówi młody filmowiec o migracjach robotników - "Wpadłem na ten pomysł w 2003 roku, podczas pracy dla chińskiej telewizji". Lixin podróżował wówczas dużo po Państwie Środka, widział jak biedne i zacofane są wiejskie regiony, jawiące się jak relikty dawno minionej epoki. Realizując swój dokument, przez kilka lat towarzyszył Zhangowi i jego małżonce w ich szczególnych pielgrzymkach do domu. Kręcony w duchu cinema verite film szybko wzbogacił się o dodatkowe aspekty. Okazało się bowiem, że córka Zhanga, pozostawiona pod opieką babci Qin wyrosła na zbuntowaną nastolatkę. Dziewczyna zdążyła rzucić szkołę, a teraz rozgląda się za nowym samodzielnym życiem, do którego droga wiedzie przez... pracę w fabryce.

Ukazując zawiłe relacje rodzinne Zhangów, Lixin Fan ukazuje prawdziwe koszty chińskiego skoku gospodarczego. Wyświetlany na festiwalu Sundance, wyróżniony nagrodą dla najlepszego dokumentu na festiwalu w Amsterdamie, "Ostatni pociąg do domu", jest poruszającym obrazem prawdziwego życia we współczesnych Chinach.

Reklama

Ostatni pociąg do domu | Canal+ | piątek | 10 grudnia | godz. 21.00