Karolina Korwin-Piotrowska, która w Antyradiu prowadzi audycję "Kino na podsłuchu", zamieściła na swoim profilu w mediach społecznościowych długą i bolesną dla filmu i jego twórców recenzję "Akademii Pana Kleksa".
Korwin-Piotrowska o "Akademii Pana Kleksa": Kleksa jest jak na lekarstwo
Dziennikarka zaczyna swój wpis na Instagramie od mocnego akcentu: "»Czekaliście na to 40 lat« mówi na początku Piotr Fronczewski, dawny Kleks, i to jest najlepszy moment filmu" – pisze Korwin-Piotrowska.
Korwin Piotrowska zwraca uwagę na widoczne w nowej wersji "Akademii…" inspiracje zagranicznymi filmami, które niewiele mają wspólnego z pierwowzorem.
"Dla mnie to boleśnie chaotyczna, mocno inspirowana Władcą Pierścieni, Hobbitem, Osobliwym domem Pani Peregrine opowieść z wątkiem pacyfistycznym i dydaktycznym, w którym Kleksa jest jak na lekarstwo. Tomasz Kot ma niestety niewiele do grania, kilka scen to za mało na tak długi film. Tu jedynie Stankiewicz, choć dowcipy o kupie i Stenka mają materiał do roboty i coś mogą z roli wykrzesać, a szkoda" — napisała.
Polityczna poprawność i polskie kompleksy
W nowej wersji "Akademii Pana Kleksa" Adasia Niezgódkę zastąpiła Ada Niezgódka. Jak najbardziej poprawnie politycznie i w duchu ideologii gender. Karolina Korwin-Piotrowska zauważyła jednak, że przy tym wszystkim wciąż wychodzą nasze polskie kompleksy, w filmie charakteryzujące się, chociażby usilnymi próbami udawania, że "jest światowo".
"Fajnie, że Adaś to teraz Ada, szkoda, że znowu romantyzujemy ojca, którego nie ma, a matka tak go poszukuje, że zapomina urodzin własnej córki. Dlaczego mieszkają w NY, który udaje warszawska Wola? Może chodziło o wprowadzenie międzynarodowego aspektu historii, bo dzieciaki są z różnych krajów, różnych ras, choć pokazani stereotypowo" – podkreśliła dziennikarka.
Korwin-Piotrowska: Toniemy w kompleksach
Może i nie do końca jest światowo, za to "jest na bogato".
"Tak zbliżamy się do samej Akademii, która na pierwszy rzut oka zachwyca, rzeczywiście działa wyobraźnią twórców i budżet. Nie po to w filmie jest paczkomat i na premierze też był, żeby było biednie" – czytamy w recenzji Korwin-Piotrowskiej.
Najwyraźniej pieniądze to nie wszystko, bo jak zauważa dziennikarka, w filmie "nadal nie ma historii i jest coraz więcej szkolnej nudy.
"[…] wszystko tonie w pięknych obrazkach, tylko ile można oglądać piękne i puste obrazki? Do tego mocno inspirowane tym, co widzieliśmy już w hollywoodzkich filmach?" – pyta retorycznie Korwin-Piotrowska.
"Zrobienie nowej wersji tej historii to nie tyle szarganie świętości, ale zderzenie się z nowym światem. Minęło 40 lat, książka miała premierę w 1946 roku, mamy 2023 i po raz kolejny mam wrażenie, że toniemy w kompleksach jak Jasio, który sobie wyobraża Hollywood, zamiast skupić się na historii i warsztacie. Wielki zawód" — podsumowała Karolina Korwin-Piotrowska.