Monika Luft karierę telewizyjną rozpoczęła jako dziennikarka hiszpańskiej telewizji publicznej TVE. W Telewizji Polskiej prowadziła m.in." Kawę czy herbatę?". Później związała się ze stacją Tele 5, by w końcu oddać się pisaniu książek.
Monika Luft: Media publiczne zawsze należą do łupów partii
Dziennikarka w ostatnim wywiadzie dla serwisu Plejada.pl opowiedziała m.in. o kulisach pracy w Telewizji Polskiej za swoich czasów, o "sterowaniu telewizją z Nowogrodzkiej" i o tym, dokąd zmierza współczesne dziennikarstwo.
Monika Luft przez jakiś czas pracowała w "Wiadomościach" TVP, ale zupełnie jej to "nie leżało", jak wspomniała w rozmowie z Michałem Misiorkiem z Plejady. Nie chodziło nawet o tarcia i intrygi, bo do takich zawsze dochodzi w tak dużej instytucji.
- Wszyscy walczą o swój kawałek tortu. Czasem ta rywalizacja jest zdrowa, czasem mniej. Ja starałam się trzymać z boku. Gdy miałam dyżur, robiłam swoje i wychodziłam – wspomina Monika Luft w wywiadzie dla Plejady. - Byłam świadkiem różnych sytuacji, które mi się nie podobały, ale bezpośrednio nie brałam w nich udziału. Nie uczestniczyłam w telewizyjnym życiu towarzyskim – dodaje.
Nie podobały jej się m.in. naciski polityczne. Monika Luft odczuła je na własnej skórze, kiedy musiała pojechać z kamerą aż do Janowa Podlaskiego tylko po to, żeby zarejestrować "jakąś wypowiedź Jolanty Kwaśniewskiej przy okazji wręczania jakichś nagród".
- Pilnowano interesów pewnych polityków i robiono wszystko, by jak najczęściej pojawiali się w programach Telewizji Polskiej, również lifestylowych – mówi Luft w wywiadzie.
Nie wszystkim naciskom jednak ulegała. Dziennikarka odmówiła poprowadzenia programu, którego gościem miała być Renata Beger. - Chodziło o to, by ocieplić jej wizerunek. W ogóle mnie to nie interesowało. Było mi naprawdę bardzo daleko do Samoobrony i nie chciałam brać w tym udziału – mówi w Plejadzie.
Zdaniem dziennikarki, "media publiczne zawsze należą do łupów politycznych zwycięskiej partii". Monika Luft podkreśla przy tym, że media w czasach PRL-u nie były publiczne, lecz "całkowicie podporządkowane PZPR i w pełni dyspozycyjne".
- Nie zapominajmy też, że zatrudniały niejednego współpracownika peerelowskich służb specjalnych. Szacuje się, że gdy upadał komunizm, w telewizji i radiu pracowało kilkuset funkcjonariuszy służb pod przykryciem oraz konfidentów – podkreśla Monika Luft.
Monika Luft: Miałam już dość tego, co działo się na Woronicza
Któregoś dnia na dziennikarkę czekała w TVP niespodzianka. Dowiedziała się, że pracy dla niej nie ma, ale może zostać na etacie za "całe 350 zł brutto". Nie rozpaczała, sama złożyła wypowiedzenie.
- Miałam już trochę dość tego, co działo się na Woronicza. Nie czułam się tam komfortowo. Wiedziałam, że jakiś rozdział mojego życia się kończy. Chciałam zamknąć jedne drzwi, żeby dać sobie szansę na otwarcie innych — przyznaje Monika Luft w rozmowie.
Na pytanie, czy telewizja to zamknięty rozdział w jej życiu, odpowiada krótko i zdecydowanie: "Tak".
Tym bardziej że nie ma najlepszego zdania o tym, co obecnie dzieje się w mediach publicznych.
- Moim zdaniem media muszą być przede wszystkim pluralistyczne. Gdy wszystkie stacje telewizyjne mówią jednym głosem, nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa. Różne grupy powinny mieć możliwość swobodnego wyrażania opinii. A więc nie chciałabym, żeby w TVP i TVN-ie mówiono o tych samych sprawach wyłącznie z jednej perspektywy – mówi Monika Luft. - Dziś z kolei rozstrzał pomiędzy nimi jest wręcz absurdalny. Wolałabym, żeby przekaz obu stacji był bardziej stonowany. Dziś, oglądając najpierw "Fakty", a potem "Wiadomości" można odnieść wrażenie, że to opowieści o dwóch różnych krajach. Jedna rzeczywistość nie ma nic wspólnego z drugą. Jestem za tym, by ścierały się ze sobą nawet skrajnie różne opinie, ale niech będą choć zbliżone do prawdy. Obecnie nie są. Choć i tak uważam, że lepszy już pluralizm, nawet ekstremalny, od sytuacji, kiedy wszystkie media chórem głoszą to samo – dodaje dziennikarka.
Monika Luft: Standardy w TVP nigdy nie były takie, jakbym sobie życzyła
Monika Luft przyznaje, że byłoby wspaniale, gdyby "wszystkie media zachowywały wysokie standardy, a więc: szacunek dla prawdy, wystrzeganie się dezinformacji i manipulacji, i realizowanie misji". Tak jednak nie jest i nie było.
- Standardy w TVP nigdy nie były takie, jakbym sobie życzyła. Nie mam poczucia, że przez ostatnich osiem lat coś tam diametralnie się zmieniło. Owszem, media publiczne informowały o rzeczywistości z punktu widzenia bliskiego partii rządzącej, ale – raz jeszcze podkreślę – tak było zawsze. Poprzednio Telewizja Polska ukochała sobie Donalda Tuska, a wcześniej – Aleksandra Kwaśniewskiego. Ja to pamiętam. Inni może nie. Albo udają, że nie – stwierdza gorzko dziennikarka.
Monika Luft mocno wypowiada się także na temat zawodu, którym sama się niegdyś parała. Dziś pochłonęła ją całkowicie kariera pisarska.
- Powiedzmy sobie szczerze, tzw. obiektywne dziennikarstwo jest w odwrocie. Zwycięża dziennikarstwo zaangażowane – twierdzi w rozmowie z Plejadą Monika Luft. - Pracownicy mediów na ogół nie kryją się ze swoimi poglądami i tak bardzo identyfikują się z partiami czy ideologiami, że ich działalność zawodowa staje się ściśle temu podporządkowana. Ci, którzy decydują się być twarzami programów najbardziej zaangażowanych w walkę polityczną, utożsamiani są z konkretnymi opcjami politycznymi. Dziennikarze, którzy próbują się z tego schematu wyłamywać, nieraz zbierają za to cięgi w swoich "bańkach". Bywa, że składają potem publiczną samokrytykę – dodaje.