Marcin Hakiel treningi tańca rozpoczął w wieku siedmiu lat. Reprezentuje najwyższą międzynarodową klasę taneczną "S". Uczestniczył w dwóch pierwszych edycjach programu rozrywkowego TVN "Taniec z gwiazdami", partnerując Katarzynie Skrzyneckiej, a później Katarzynie Cichopek, z którą zwyciężył w finale 2. edycji show, a rok później wygrał Finał Finałów Tańca z gwiazdami. W 2006 r. otworzył w Warszawie pierwszą placówkę szkoły tańca "Hakiel – Akademia Tańca".
Z Katarzyną Cichopek przez kilkanaście lat tworzył jedną z najgorętszych par polskiego show-biznesu. Małżeństwo doczekało się dwójki dzieci, Heleny i Adama, nie przetrwało jednak próby czasu. Marcin Hakiel i Katarzyna Cichopek rozstali się oficjalnie w sierpniu 2022 r. W pierwszej połowie 2022 r. Marcin Hakiel udzielił pamiętnego wywiadu w programie "Miasto kobiet", w którym mówił m.in. o przyczynach rozstania z żoną.
Co słychać u Marcina Hakiela?
Wszystko dobrze, dziękuję. Cały czas zajmuję się tym samym, swoimi szkołami, będziemy właśnie otwierać nowe placówki. Poza tym rodzina, dzieci. Moje życie nie jest jakoś bardzo interesujące (śmiech).
Wychodzi na to, że mamy bardzo roztańczone społeczeństwo?
Tak, jest bardzo duże zainteresowanie tańcem. Na pewno przyczyniły się też do tego wszystkie programy taneczne, na początku wpływające na modę na taniec, potem kreujące potrzebę. Zaczyna u nas być jak na Zachodzie, gdzie taniec jest wpisany w ogólną kulturę, naturalne jest nabywanie umiejętności, żeby w ogóle móc coś zatańczyć. Mamy też dużo grup dziecięcych, co jest bardzo fajne, żeby zająć czymś te dzieci, szczególnie w dobie zabaw ze smartfonem.
Tańcem zarażasz od dzieciństwa?
Mamy zajęcia dla dzieci od 3 do 12 lat, trochę mniej jest grup młodzieżowych, bo oni właśnie siedzą w smartfonach i tym podobnych urządzeniach i zajęcia dla dorosłych. Dużo mamy grup dla kobiet, są zajęcia salsy, latino i zajęcia dla par, na przykład typu "pierwszy taniec".
Czy w przypadku tańców, podobnie jak w muzyce, możemy mówić o jakichś sezonowych modach?
Te trendy wynikają też właśnie z muzyki. Ludzie wybierają najpierw muzykę, do której chcą się nauczyć tańczyć, a dopiero potem jest pod to układana choreografia. To jest bardzo różnie, są pary, które chcą coś swojego zatańczyć i dajemy wtedy około 5 lekcji, a są pary, które mówią: chcemy zrobić wielkie show. Angażują w to np. rodziców, świadków ślubnych, czy gości i spędzają 20-kilka godzin na sali z instruktorem, przygotowując dosłownie taki mini teledysk. Wiele zależy od potrzeby. Jeśli chodzi o trendy… na pewno króluje walc, angielski, jeśli wolniejszy, albo szybciej – wiedeński. Salsa jest cały czas popularna.
Przez lata tańczyłeś i uczyłeś tańca w popularnych programach telewizyjnych. Nie ciągnie cię do tego?
Były już takie rozmowy prowadzone i… w sumie…zobaczymy. Ja jestem otwarty, ale też nie jest tak, że ja muszę koniecznie wrócić do telewizji. Mam swoje życie, jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem, ale jak się trafi coś fajnego, to…kto wie.
Słyszę, że rozwijasz sieć szkół, a tymczasem po twoim głośnym wywiadzie i rozstaniu plotkarskie media trąbiły, że szkoły przechodzą poważny kryzys?
Oh… Moje życie prywatne nie jest do końca związane z moim biznesem. Oczywiście, ja firmuję swoim nazwiskiem swoje szkoły, ale wydaje mi się, że moje nazwisko jest ok w tej całej historii.
Nie żałujesz dziś, że rok temu udzieliłeś pamiętnego wywiadu w programie "Miasto kobiet", w którym mówił m.in. o przyczynach rozstania z żoną?
Nie, nie. Ja generalnie nie żałuję niczego, co w moim życiu się wydarzyło. Podjąłem decyzję, że udzielę tego wywiadu i dobrze się po tym czułem. Oczywiście, były różne głosy, ale widzisz, w tym momencie znowu rozmawiamy, że ktoś coś powiedział, a ktoś coś innego, a ja się nie bawię w takie rzeczy, jeśli chcę coś powiedzieć, to to mówię. Udzielam, jak teraz, wywiadu, albo napiszę coś na Instagramie. Nie muszę się chować za jakimiś znajomymi. Ja wiem, że żadnych ustaleń z moją byłą małżonką nie złamałem, jeśli chodzi o ten wspomniany wywiad, więc wszystko jest ok.
Trochę się jednak po tobie wówczas, brzydko mówiąc, przejechali?
Taa. Niektóre media zrobiły ze mnie jakieś nie wiadomo co, że podobno sobie nie radziłem… a ja cały czas prowadziłem normalnie swoje życie. Miałem, mam grono przyjaciół, którzy też mnie wspierali. To nie jest tak, że ja sobie nie radziłem. Ja poczułem potrzebę udzielenia tego wywiadu i go udzieliłem, m.in. dlatego, że dużo różnych nieprawdziwych informacji pojawiało się w przestrzeni publicznej i dlatego stwierdziłem, że się wypowiem. Z drugiej strony to też nie były nie wiadomo, jakie rewelacje.
Podkreślasz, że żyjesz normalnie. Normalny tata Hakiel to…
Rano odwożę dzieci do szkoły, potem je odbieram, normalne życie normalnego rodzica. Lubimy spędzać razem czas, lubimy w weekendy gdzieś wyjechać. Wydaje mi się, że jestem normalnym ojcem. Zajmuje się dziećmi w tym czasie, kiedy one są ze mną. Mnie najbardziej cieszy to, że one z chęcią do mnie przychodzą. To jest dla mnie największy sukces.
Któreś z dzieci idzie tanecznym krokiem w ślady taty? Czego uczą się od ojca?
Córka. Córka (Helena – przyp. red.) jest bardziej naznaczona artystycznie, może nie sam taniec, ale chodzi i na zajęcia teatralne, i na lekcje śpiewu, gra też bardzo ładnie na pianinie. Zobaczymy, ma na razie 10 lat, ale kto wie, może później będzie chciała pójść w tym kierunku.
Wychodzę z założenia, że najważniejsza postawa, jaką mogę im przekazać, to jest moja własna postawa, to jak się zachowuję, spędzając z nimi czas. Nie mówię im "macie robić to, macie robić tamto". Po prostu spędzamy razem czas i ja widzę, że one przejmują ode mnie coś z tego, co ja robię, czy jak ja żyję. Ja lubię szczególnie ten czas teraz, długie jesienne wieczory, kiedy możemy sobie pograć w Monopoly czy w karty. Wydaje mi się, że to jest właśnie ten czas, kiedy dzieciaki najwięcej przejmują od nas, rodziców.
Skoro mowa o porach roku, to niedaleko do Świąt Bożego Narodzenia. Są już jakieś plany? Wspólnie świętowanie z eks?
Nie, no wspólne to nie (śmiech). Mamy ustaloną opiekę rodzicielską i w tym roku pierwszą część świąt dzieci są z mamą, a później ja je przejmuje. Jakie plany? Mamy dopiero początek listopada (śmiech). Prezentów też nie trzeba ukrywać, bo to już nie są małe dzieci, syn (Adam – przyp. red.) ma 14 lat, córka 10 i prezenty nie są już najważniejsze. Myślimy o tym, żeby może gdzieś wspólnie wyjechać, spędzić razem czas z dala od zgiełku miasta, ale zobaczymy. Często podejmujemy decyzje spontanicznie, siadamy sobie i mówimy: "może góry?" i jedziemy w góry.
Gdziekolwiek by te święta nie były, dziennik.pl życzy Wam wyjątkowo ciepłych chwil spędzonych razem. Dziękuję za rozmowę.