Martyna Gliwińska w rozmowie z "Dzień Dobry TVN" zdradziła, że bardzo stresowała się tym, w jakich warunkach będzie rodziła swoje pierwsze dziecko:

Trafiłam do szpitala w przeddzień ogłoszenia kwarantanny. Wszystkie plany, jakie miałam z porodem, choćby, żeby przyjaciele mogli nas odwiedzić, legły w gruzach, o czym dowiedziałam się, jadąc w windzie na porodówkę. Pierwsza noc przed porodem była ciężka. Nie spałam, myślałam o tym, że będę sama, nikt mi nie pomoże. Nawet złapała mnie taka trema przed tym, że się w końcu z nim poznam - wspomina

Reklama

Ostatecznie jednak nie było tak źle, jak się obawiała, a sytuacja izolacji okazała się zaletą:

Sam poród okazał się dla mnie fantastycznym przeżyciem. To są takie niezapomniane chwile… Kiedy poznałam Kazika i mogliśmy być razem, byliśmy blisko, tylko we dwoje. Dlatego też chciałabym przestrzec wszystkie mamy, żeby się nie bały, że będą rodzić w tym czasie. Z tego też można wynieść takie pozytywne chwile, z racji, że jesteście sami - można lepiej się poznać z dzieckiem i się do siebie zbliżyć.

Gliwińska w trakcie rozmowy ani razu nie wspomniała o ojcu swojego dziecka, Jarosławie Bieniuku. Zapewniła jednak, że pierwsze tygodnie po porodzie to dla niej niesamowity czas:

Baby blues mnie nie dotyczy, nastawiłam się na najgorsze i dzięki temu czuję się teraz bardzo dobrze, a Kazik jest cudownym dzieckiem, jest spokojny, nie płacze i daje mi bardzo dużo radości i mocy. Kazik jest grzecznym dzieckiem, nie jest mi aż tak ciężko. Jest super. - powiedziała