Kilka dni temu udzielając wywiadu Radiu Koszalin, Wojciech Cejrowski stwierdził, że rządowy program "500+" rozleniwia ludzi i powoduje, że coraz mniej osób pracuje. Na potwierdzenie swojej tezy podróżnik podał przykłady. Jego zdaniem przez zapomogę na dzieci ludziom nie chce się już dorabiać zbieraniem i sprzedawaniem jagód. Żalił się także, że mężczyźni, których dotychczas zatrudniał do wycinania trzciny, w tym roku powiedzieli mu: "panie, ja mam trójkę dzieci, to ja mam 1000 złotych miesięcznie".
Wyciągnięta przez Wojciecha Cejrowskiego konkluzja, jakoby "500+" rozleniwiało Polaków, zdenerwowała Małgorzatę Terlikowską. Żona redaktora naczelnego Frondy, na łamach portalu męża zarzuca podróżnikowi pogardę wobec najbiedniejszych:
Przerwa w zbieraniu jagód czy wycinaniu trzciny raczej nie spowoduje, że osoby te wypadną z rynku pracy. Przydrożny rów jest spory i w akcie desperacji zawsze można tam wrócić, żeby latem dorobić coś do budżetu. Nie ucierpi też na tym przyszła emerytura, bo to przecież praca na czarno, nieopodatkowana, nieozusowana. Co więc tak boli pana Cejrowskiego? Że trzeba będzie podnieść stawki wynajmowanym do pracy osobom? Bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć tę pogardę dla biedniejszych. Do zbierania jagód czy wycinania trzciny wrócić można zawsze, raczej nikt tych umiejętności nie zapomni, dzieci potrzebują nas tylko określony czas i warto go wykorzystać w pełni, szczególnie kiedy jest taka możliwość. - czytamy w felietonie na fronda.pl
Terlikowscy jako rodzice piątki dzieci, z programu "500+" otrzymują 2 tys. złotych miesięcznie. Pani Małgorzata zapewnia jednak, że te pieniądze jej nie rozleniwiają:
I jeszcze jedna uwaga – od mamy piątki dzieci. Ostatnią rzeczą, na jaką mam czas w domu, to jest siedzenie. Tyle jest co dzień do zrobienia, że „siedzenie” jest luksusem. Przykro, że pan Cejrowski nie potrafi docenić domowej pracy kobiet, tylko nią gardzi.