W swoim najnowszym felietonie opublikowanym na łamach "Wysokich Obcasów", Dorota Wellman opisuje sytuacje, która zdarza się w wielu polskich parafiach:

Reklama

Proboszcz pewnego kościoła postanowił zbudować organy. Zafundować je mają wierni. Instrument ma być okazały i wyjątkowy. Doda kościołowi splendoru. Każda piszczałka to wydatek ok. 20 tys., a razem ze stołem do gry organy będą kosztować 2 mln zł. Proboszcz w czasie każdej mszy zachęca parafian do hojności. Wierni słuchają i myślą z trwogą, skąd wezmą pieniądze na taką darowiznę. Owieczki, a właściwie baranki, nie podniosą larum, nie zaprotestują, nie tupną nogą. Na cholerę Panu Bogu organy?! Po co mu alabastrowe okna, które ten sam proboszcz chciał mieć w swoim kościele? Po co Bogu spiżowe bramy? Myślę, że Bóg ma to w nosie.

Dziennikarka uważa, że wierni mają prawo protestować, gdy proboszcz zachowuje się niewłaściwie:

Wierni to nie znaczy bierni. Trzeba protestować, gdy z ambony słyszymy polityczną agitkę. Gdy w kazaniach pojawia się mowa nienawiści. Nie stać, nie słuchać, a potem tylko po cichu ponarzekać w domu. Kościół jest dla wiernych, a stado ma prawo decydować o swoim kościele. A jak pasterz się myli, to trzeba mu to uświadomić. Czy znajdzie się ktoś odważny, kto powie proboszczowi, że te pieniądze można spożytkować inaczej, że to zbytek i przesada? Że jego wyścigi z innymi proboszczami, kto będzie miał drożej, więcej, wyżej, są szkodliwe i żałosne? Pora powiedzieć: dość!

Wellman podsuwa także proboszczowi pomysły na to, jak inaczej mógłby spożytkować darowizny wiernych. Jej zdaniem bowiem, pomoc dla parafian, którym powinęła się w życiu noga, to znacznie ważniejsza sprawa, niż nowe organy dla kościoła.

Papież Franciszek nawołuje do ubóstwa i skromności. Jak widać, proboszcz go nie słucha, a może nawet woli nie znać. Przecież ten pontyfikat trzeba jakoś przeczekać. - pisze na zakończenie swojego felietonu dziennikarka.