W rozmowie z "Super Expressem" Ewa Minge stwierdziła, że nie potępia kobiet, które zarabiają na luksusowe życie prostytucją. Oburza ją jednak fakt, iż nazywają siebie modelkami:
Nie przeszkadza mi, co kto sprzedaje i jeżeli nikt nikogo do tego nie zmusza, to ciało pozostaje jego prywatną sprawą. Ale podszywanie się pod określoną grupę społeczną niszczy jej opinię i niewinne dziewczyny z modelingu mają natychmiast etykietę puszczalskich. Owszem, znam przypadki, kiedy kobiety sprzedają się swoim panom i pozornie zakochana, cudowna para funkcjonuje na zasadzie oczywistego sponsoringu i dziewczyna ma płacone za towarzystwo. Nawet dziecko urodzi i pozwala sobie zrobić niejeden dziwny numerek, byle rachunek na koncie się zgadzał i liczba markowych gadżetów. Nie potępiam tego. Jest popyt i jest podaż. Jednak nie ma we mnie zgody na produkowanie na ściankach gwiazdeczek, które żyją z bywania i dawania. Marki zanim zatrudnią modelkę do kampanii, sprawdzają jej opinię i moralia - mówi Minge.
Ewa Minge zaapelowała także, by dziewczyny świadomie decydujące się na prostytucję, otwarcie mówiły, czym się zajmują, a nie podszywały się pod modelki.
Przypomnijmy, iż dwa tygodnie temu, w polskich mediach wybuchł głośny skandal, wywołany prze prowokację portalu TagTheSponsor. Jego autorzy, podszywając się pod przedstawicieli arabskich szejków, skontaktowali się z jedną z agencji reprezentujących modelki z Instagrama. Chcieli zamówić kilka dziewcząt na rejs jachtem, podczas którego "modelki" miałyby świadczyć usługi seksualne za pieniądze. Część dziewczyn ponoć potwierdziła chęć udziału w takiej imprezie.
>>>Czytaj więcej: 25 tys. dolarów za wyuzdany seks z polską modelką? GŁOŚNA PROWOKACJA