Ewa Minge postanowiła wytoczyć proces dr Andrzejowi Sankowskiemu po tym, jak w programie "Na językach" wskazał konkretne poprawki, jakie rzekomo projektantka zafundowała swojej twarzy. Sama zainteresowana konsekwentnie zaprzecza jakoby kiedykolwiek poddała się takim zabiegom, dlatego uważa, że stwierdzenia chirurga stawiają ją w złym świetle i sugerują, że kłamie.
To przeszkadza mi w biznesie, narusza moje dobra osobiste oraz powoduje utratę środków materialnych w różny sposób. - tłumaczyła swoją decyzję projektantka.
Wczoraj Minge pochwaliła się w "Pytaniu na śniadanie", że wygrała proces. Obecny wraz z nią w programie prawnik wyjaśnił, na czym polegał proces:
Biegły sądowy wydał opinię, czy przeprowadzony został zabieg liftingu, bo o to toczył się spór - powiedział.
Z taką decyzją sądu, nie zgadza się jednak pozwany chirurg. Andrzej Sankowski zapowiada, że to nie koniec sprawy:
Wyrok jest kuriozalny - komentuje w tygodniku Twoje Imperium. Dla mnie sprawa nie jest zakończona. Złożyłem wniosek o uzasadnienie wyroku. Będę składał apelację.
Komu wierzycie, lekarzowi, który twierdzi, że Ewa Minge operowała twarz, czy projektantce, która zapewnia, że tego nie robiła?
>>>Czytaj także: Minge wygrała proces. Sędzia uznał, że jej twarz jest naturalna