Jak podaje gazeta.pl, akt oskarżenie przeciwko Rafałowi M. w środę wpłynął do toruńskiego sądu. Do incydentu, przez który celebryta stanie przed wymiarem sprawiedliwości, doszło w czerwcu, na jednym z toruńskich osiedli. Rafał M. imprezował do rana wraz z grupą przyjaciół. Kiedy zmęczeni hałasem sąsiedzi wezwali policję, właściciel mieszkania, w którym trwała zabawa, nie wpuścił funkcjonariuszy do środka. Policjanci stali więc pod blokiem, spisując protokół z zajścia. Wówczas, z budynku wyszedł Rafał M. wraz z kolegą, obaj skierowali się do taksówki. Funkcjonariusze wiedząc, iż mężczyźni byli mieszkaniu, do którego ich nie wpuszczono, chcieli wylegitymować imprezowiczów. Poproszony o dowód osobisty Rafał M. miał zwyzywać funkcjonariuszy i grozić im wyrzuceniem z pracy:
Wykrzykiwał, że nie wiedzą, z kim mają do czynienia, że jest znany z telewizji - cytuje gazeta.pl osobę znającą kulisy sprawy. Celebryta podczas zatrzymania stawiał opór, więc użyto wobec niego środki przymusu bezpośredniego. Po odwiezieniu na komisariat okazało się, że Rafał M. był pod wpływem alkoholu.
Tancerz nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów.
Kiedy w czerwcu w mediach pojawiły się pierwsze doniesienia o zatrzymaniu Rafał M., tancerz bronił się twierdząc, że nie zrobił nic złego, a funkcjonariusze zatrzymali go bezpodstawnie:
Uważam, że zatrzymali nas za nic, tak naprawdę nic nie robiłem! Byłem na imprezie u znajomych. Wyszedłem z niej o godzinie 6 nad ranem, wtedy policjant do mnie podbiegł i bez żadnej informacji po prostu gaz w oczy psiknął. Nie miałem przy sobie dokumentów, więc nie mogli mnie wylegitymować. I tak naprawdę zostałem obezwładniony przez policjantów. Miałem 0,5 promila alkoholu, jak pojechałem na komisariat. Dokładnie 0,53. O godzinie 13 zostałem puszczony. Uważam, że zatrzymali nas za nic, tak naprawdę nic nie robiłem. Wychodziłem tylko z bloku i chciałem wsiąść do taksówki - relacjonował wówczas w rozmoiwe z "Super Expressem".
Jeśli sąd uzna winę Rafała M., grozi mu grzywna, prace społeczne lub rok więzienia.