Dwa miesiące temu światło dzienne ujrzała twoja nowa piosenka „Hejnał”. Śpiewasz w niej: Mieliśmy włosy blond i ten pamiętny blok, beztrosko było tam, bez czerwonych flag. To utwór o młodości? Wspomnieniach z dzieciństwa?

Już tłumaczę. To jest piosenka o tym, że przenosimy się w czasie do tych chwil, kiedy byliśmy dziećmi, dojrzewaliśmy. Wtedy budowaliśmy swoją tożsamość, chcieliśmy zdobywać świat i ten świat stał przed nami otworem. Jako dzieci wierzymy we wszystko to, co jest dobre, żyjemy ideałami. Jesteśmy w stanie przeskoczyć każdą przeszkodę, pokonać każdą niedogodność, by dążyć do celu. I właśnie o tym jest piosenka "Hejnał”. Myślę, że każdy z nas ma takie swoje miejsce: dom, podwórko, ławkę, gdzie się spotykał z rówieśnikami, rozmawiał... W tej piosence chodzi również o to, byśmy przeżyli życie w pełni. To jest mój apel.

Reklama

Nawiązując do tego, co mówisz, jestem ciekawa, czy Ty masz takie miejsce z dzieciństwa albo takie wspomnienie, które do dziś nosisz w pamięci i pielęgnujesz?

Mam, granie w piłkę z moim psiakiem. Ten pies nazywał się Diana. Kiedy wracałem ze szkoły do domu, grałem z Dianą prawie codziennie w piłkę nożną. I to są takie moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam też, i żałuję, że nie ująłem tego w piosence, zapachy. Bardzo dobrze pamiętam, jak pachnie wiosna. Możliwe, że ta wiosna była okraszona takim beztroskim spokojem dziecka. Kiedyś bardzo lubiłem jesień, nawet jeżeli nie rozumiałem, dlaczego robi się tak nostalgicznie, szczególnie w okolicach 1 listopada, ale zawsze lubiłem ten czas. Nawet go myliłem ze smogiem, który tutaj na Śląsku jest wszechobecny.

W Warszawie też ten smog bywa…

To Śląsk jest usprawiedliwiony (śmiech). Ten zapach jesieni był dla mnie czymś budującym. Doświadczałem go mocniej niż dziś, podobnie jak zmian pór roku. Świat wokół mnie się zmieniał, podobnie jak ja sam. To jest znowu odwołanie do refrenu w piosence, żebyśmy brali nasze życie „na hejnał”, brali garściami, nie bali się go i wychodzili mu naprzeciw.

Wspominasz już drugi raz o tym piciu na hejnał w kontekście życia, ale wiesz - to picie zawsze się jednak kojarzy z piciem alkoholu, więc, jak to jest z tym piciem alkoholu u ciebie? Teraz wiele osób nie pije go wcale. A Ty?

Reklama

Bardzo lubię mieć dyscyplinę na scenie. Czuję się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale też chłopaków z zespołu, za muzykę, którą piszemy, za koncert i jego prowadzenie, za kontakt z publicznością. Nie lubię być na scenie pod jakimkolwiek wpływem. Odpowiadając zupełnie szczerze - nie piję alkoholu podczas koncertu i przed koncertem. On zabiera pole widzenia, taką ostrość widzenia i myślenia i mi alkohol bardzo źle służy.

Trwa ładowanie wpisu

To przed i na koncertach. A co po godzinach? Kiedy już schodzisz ze sceny?

To zależy. Jestem piwoszem. Bardzo lubię piwo, szczególnie czeskie piwa. Czasami po koncercie zdarzy mi się wypić takie piwo, ale coraz częściej w ogóle go nie wypijam.

Chcesz powiedzieć, że człowiek po 40. zmienia punkt widzenia w tej kwestii?

Chyba muszę ci za to zdanie podziękować (śmiech). Może to, co powiedziałem, wyda się komuś smutne, ale faktycznie, kiedy jesteś 20-latkiem czy nawet 30-latkiem zupełnie inaczej patrzysz na życie. Kiedy masz 40 lat, nabierasz dystansu. To, jak teraz funkcjonuję, czy w życiu prywatnym, czy w życiu zawodowym, to jest przepaść w porównaniu do tego, jak żyłem kilkanaście lat temu.

To wracając jeszcze na chwilę do tego alkoholu i młodości. Czy ten pierwszy alkohol, to pierwsze piwo wypiłeś z rodzicem?

Z kolegami za kioskiem. To była ćwiartka wódki na czterech.

To się chyba nie upiłeś za bardzo w takim razie?

Byłem nabombiony całkowicie (śmiech).

A ze swoimi synami, bo córki są jeszcze małe, wypiłeś pierwszy, czy też doświadczyli tego pierwszego drinka z kolegami?

Tego nie wiem, bo dzieci można tylko podglądać - takie jest moje zdanie. Z dziećmi można rozmawiać i obserwować je. I tego nauczyłem się od mojego taty, który nas podglądał, ale nigdy nie pokazywał nam palcem. Byłem przez ojca bardziej obserwowany niż strofowany. W dorosłym życiu przejmujemy te wzorce od naszych rodziców czy dziadków i ja też podglądam. Z moimi synami bardzo dużo rozmawiamy, bardzo dużo wyjeżdżamy w różne miejsca, choć głównie to są góry. Tam mamy czas dla siebie, żeby pogadać właśnie na różne tematy, obgadać, jak zmieniają się czasy i sytuacje. Kiedyś młodzież bardziej lubiła piwo, a obecnie popularne są różnego rodzaju używki.

Ja jestem totalnie anty i nigdy takich rzeczy nie biorę. Nigdy mi się nie zdarzyło spróbować narkotyków, ale wiem też, że tak naprawdę to wszystko jest w rękach tego dojrzewającego mężczyzny czy dojrzewającej kobiety. Uważam, że jeśli dziecko cię obserwuje i wie, że takich rzeczy nigdy nie brałeś, to też nie daje się w te używki wciągnąć. A jeśli chodzi o złoty napój, to jak najbardziej mamy za sobą wspólne wypicie browara i to było pozytywne doświadczenie.

Jak to Twoje rodzicielstwo, ojcostwo się zmieniło? Jak Ty byłeś wychowywany przez swojego ojca? Mówiłeś o tym podpatrywaniu, obserwacji.

Ojciec był taką ostoją. Pamiętam, że mama zawsze mówiła, że rachunki są opłacone na czas, a ojciec dba o nas. Kiedy miałem słabszą ocenę z matematyki, ojciec siadał i ze mną robił lekcje, tłumaczył. Pamiętam, jaki byłem z siebie dumny, kiedy z matematyki pierwszy raz dostałem piątkę. Nigdy chyba nie zapomnę tego uczucia, tego zadowolenia z siebie, kiedy ojciec pomógł mi osiągnąć cel. To jest bardzo ważne, nawet, gdy jesteś po rozwodzie, by wiedzieć, co u twojego dziecka się dzieje. Kluczem do dobrej relacji jest też rozmowa. Trzeba bardzo dużo rozmawiać, bo choć wydaje się, że dzieci nas często nie słuchają, moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. To, jak się zachowujesz, co mówisz i jakie treści przekazujesz dziecku, ma na niego i na wasza relację ogromny wpływ.

Inaczej mówi się do synów, a inaczej do córek? Czy tak samo?

Myślę, że trochę inaczej dla synów, trochę inaczej dla córek. Powiem tak, do chłopców się mówi, jak do rycerzy, którzy mają za chwilę wkroczyć i zawojować świat, do dziewczynek się mówi jak do księżniczek.

To, jak teraz funkcjonuję, czy w życiu prywatnym, czy w życiu zawodowym, to jest przepaść w porównaniu do tego, jak żyłem kilkanaście lat temu - mówi Kupicha. / AKPA

To ciekawe porównanie. Wspomniałeś o rozwodzie. Jestem ciekawa jak ty przeszedłeś przez rozstanie, rozwód i w kontekście dzieci, i samego siebie?

To był bardzo długi proces. Prawdą jest, że te trasy koncertowe zespołu, okraszone wszystkimi kolorami świata, były takim pierwszym zapalnikiem do tego, żeby moje małżeństwo się rozpadło. Bywało, że przez dwa tygodnie nie było mnie w domu. To trwało bardzo długo. Do tego dochodził rozrywkowy tryb życia. Powiem szczerze, że święty nie byłem. I żałuję tego.

Mówisz o pokusach w postaci fanek? O tobie w show-biznesie plotkowało się, że jesteś kobieciarzem, że korzystasz z okazji.

Tak to prawda. Bawiliśmy się na potęgę. Osiągnęliśmy sukces, graliśmy setki koncertów. Ludzie mówili prawdę o mnie, ale prawdą było też to, że w pewnym momencie ja i moja była żona mieliśmy już swoje osobne życie, rozwód był tylko kwestią czasu. To jednak nie przeszkodziło nam być cały czas przyjaciółmi, mieć ze sobą bardzo dobry kontakt. Lubić się i szanować.

Nigdy się nie kłóciliście? Agata nie miała do ciebie pretensji?

Nigdy Agata nie powiedziała mi żadnego przekleństwa i ja też nigdy nie powiedziałem jej brzydkiego słowa. Nie kłóciliśmy się, nie wyzywaliśmy. Bardzo ją szanowałem i wciąż szanuję.

A wasi synowie? Pogodzili się z tym, że rodzice nie są już razem?

Mądrzy rodzice potrafią to tak zrobić i nam się udało, że chłopcy wyrośli na wspaniałych ludzi. Nie kłóciliśmy się z Agatą, rozmawialiśmy ze sobą, śmieliśmy się, wspieraliśmy dzieciaki na każdej płaszczyźnie i dzięki temu mieli w tym trudnym momencie większy spokój. Dzieci sobie takie rzeczy bardzo dobrze regulują, tylko rodzice to im bardzo często paskudzą w życiu. Wiem, że tak jest, na szczęście ani ja, ani moi synowie nie musieli przez to przechodzić. Nie rozumiem tego, że ludzie tak strasznie potrafią się gnębić po rozwodzie. Ja tego nie znam. A nawet chciałbym powiedzieć to głośno tym, którzy przechodzą etap rozstania, by przede wszystkim pamiętali o spokoju swoich dzieci.

Spotkała mnie i moją Eweliną taka życiowa fajna przygoda, która ma na imię Laura. Pojawiła się na świecie i dała nam jeszcze większego kopniaka - mówi Kupicha. / Materiały prasowe

Co się w tobie zmieniło? Jakim jesteś obecnie partnerem? Te pokusy koncertowe już cię nie nęcą?

Ustatkowałem się, podchodzę zawodowo do grania. Dopiero teraz po latach jesteśmy dojrzałym, świadomym zespołem scenicznym. Taką maszyną, która jest bardzo chętnie zapraszana na koncerty. Jakiś złośliwiec mógłby powiedzieć, że: „On ma tylko jedną piosenkę”, ale jest ich jednak naprawdę bardzo dużo

Tak jak wspomniałam, w wielu wywiadach podkreślasz, że jesteś już facetem po 40., więc jestem ciekawa, jaka jest twoja definicja "faceta po 40.”

Tak mam 44 lata i głośno się do tego przyznaję. To jest fajny wiek. Spotkała mnie i moją Eweliną taka życiowa fajna przygoda, która ma na imię Laura. Pojawiła się na świecie i dała nam jeszcze większego kopniaka.

Co w sobie lubisz? Czego nie lubisz mając te 44 lata? Przyznajesz się do swoich błędów?

Myślę, że umiejętność przyznawania się do błędów to problem, szczególnie młodych ludzi. Po rozwodzie nie potrafiłem się przyznać do błędów i do tego, że żyłem, jak żyłem... Byłem nieszczery wobec Agaty i teraz to wiem. Przepraszam za to. Po tej magicznej czterdziestce jestem dużo bardziej świadomą osobą. Chyba pierwszy raz powiedziałem to w jakimkolwiek wywiadzie.

Miło mi. Masz na koncie kilka hitów, w przeciwieństwie do tego, co mówią złośliwcy, hejterzy. Czujesz dumę z tego, że przez lata śpiewano i śpiewane są twoje piosenki? A może czasem myślisz sobie „O matko, znowu chcą tego anioła”?

Jako autor tych piosenek odczuwam dumę. Jeszcze większą dumę noszę w sobie, kiedy miałem ogromny zaszczyt zrozumieć, że młode pokolenie, np. Sanah, wychowywała się na naszych piosenkach a ostatnio zaprosiła mnie na Stadion Śląski, żebyśmy razem zaśpiewali piosenkę "Pokaż na co Cię stać" podczas jej wielkiego koncertu. Uświadomiłem sobie wtedy, że miałem spory wpływ muzycznie na młodsze pokolenie. To dla mnie wyróżnienie i zaszczyt, że mogłem wystąpić na Stadionie Śląskim i zaśpiewać właśnie z Sanah.

To dla mnie wyróżnienie i zaszczyt, że mogłem wystąpić na Stadionie Śląskim i zaśpiewać właśnie z Sanah - mówi Kupicha. / Media

Podobają Ci się ci młodzi artyści? Czy patrzysz z przerażeniem: " O Jezu, jaki już jestem stary. Nie zawsze wiem, o co im chodzi”.

Fajne pytanie. Lubię podglądać młode pokolenie. Trzymam za wszystkich bardzo mocno kciuki, ponieważ oni funkcjonując w tym samym świecie artystycznym, w którym i ja jestem. Są młodzi, mają swoje rozterki, sukcesy, popełniają błędy, a ja im bardzo mocno, z całego serca, kibicuję, żeby przeżyli życie na hejnał, żeby grali, żeby im się udało, żeby próbowali, bo wiem, że na pewno będą się przejmowali, czy piosenka jest grana w radiach, odsłuchiwana w streamingu. Powiem im tak: "Jedźcie i grajcie swoje". Bardzo mi się podoba to młode pokolenie. Wiem, że jest inne, inaczej komunikuje się ze swoimi rówieśnikami, mówi innym językiem, ale naszą rolą jest udzielać im dobrej rady i wsparcia.

Kto z tych młodych zrobił na tobie wrażenie w ostatnim czasie? Możesz wymienić kilku takich artystów?

Na pewno z moją starszą córką, czyli Jagodą zapoznaliśmy się z całą twórczością Sanah. Bardzo mi się podoba jej wrażliwość, ten look sceniczny i sposób bycia. Na pewno mega podejście do muzyki ma też Mery Spolsky, Sarsa, Natalia Nykiel. To jest dla mnie istotne, że one także piszą swoje piosenki. Ogromne wrażenie robi na mnie też Kuba Szmajkowski i Kwiat Jabłoni, który ma bardzo ciekawe kompozycje. Wychowałem się na piosenkach ich ojca, czyli Kuby Sienkiewicza. Moja pierwsza piosenka, którą zagrałem i zaśpiewałem to był ich hit, czyli "Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły". To była bodajże druga albo trzecia klasa technikum.

Był taki moment w twojej karierze, kiedy wychodziłeś i mówiłeś: " O nie, znowu muszę to zaśpiewać"?

Nigdy nie mam takiego odczucia. Kiedy piszesz piosenki samodzielnie, czujesz, że są trochę jak twoje dzieci. Będziesz o nie zawsze walczył, będziesz zawsze nosił je w sercu. Potrafię "Jak anioła głos" zaśpiewać na kilkadziesiąt sposobów i za każdym razem mam schowane gdzieś głęboko myśli, które towarzyszyły mi, gdy pisałem ten utwór. Bardzo ważne jest dla mnie, by ze sceny biła prawda, to jest klucz do publiczności. Inaczej „Feel” już dawno by nie istniał. Schowałbym mikrofon w futerał i zajął się inną robotą.

Po 15 października, a więc po wyborach mamy w Polsce nową rzeczywistość, nowy rozkład sił na scenie politycznej. Czego ty oczekujesz od tej zmiany? Masz jakieś życzenia, marzenia? Będziesz mówił nowej władzy - sprawdzam?

Żeby coś sprawdzać, moim zdaniem trzeba zacząć od siebie. Warto sobie postawić pytanie: „Czego ty oczekujesz od siebie?” świadomie do tego dążyć. Dać z siebie coś na maksa, po to, żeby później nie narzekać. Wydaje mi się, że to jest klucz do spokojnego życia - dawać z siebie tyle, ile można, nie oglądać się za siebie, nie przeżywać za bardzo spraw politycznych. Polityka jest jak żywa materia, spolaryzowana. Dla spokoju ducha nie oglądam więc w nadmiarze tych wszystkich informacyjnych kanałów. To kompletnie do życia nic nie wnosi.

To czego Ci Piotrek życzyć tak na koniec naszej rozmowy?

Zdrowia, wytrwałości i mądrości.