Jakub Gąsowski (28 l.) z powodzeniem podąża dziś śladami swoich niezwykle popularnych rodziców, Hanny Śleszyńskiej i Piotra Gąsowskiego. Aktor i reżyser związany z Teatrem 6. piętro ma na swoim koncie role m.in. w takich produkcjach, jak "Belfer 2", "Mecenas Porada", "Wesele", czy "Listy do M. 4". Brawurowo wystąpił na scenie rozrywkowego show "Twoja twarz brzmi znajomo". Niedawno podbił serca widzów rolą Marwitza w serialu TVP "Dewajtis" będącym adaptacją powieści Marii Rodziewiczówny.

Reklama

Jak Pani zareagowała na wieść o tym, że syn idzie w ślady rodziców?

Kiedy Kuba powiedział nam o swoich planach… Z jednej strony fajnie, że te same geny, że to samo czuje, a z drugiej strony taka obawa chwyta za serce, że jak to będzie, bo przecież zdajemy sobie sprawę, jakie są blaski i cienie tego zawodu. Marzenia są, wiadomo, wspaniałe, myślimy, że nam się wszystkim uda fantastycznie, ale te z obawa, jak to się wszystko potoczy.

Śledzi pani teraz jego karierę?

Rodzinie aktorskiej nie jest łatwo. Nie możemy być na premierze syna, bo też wtedy gramy. Nie mogłam oglądać jego występów w "Twoja twarz brzmi znajomo", bo w piątki gramy z Piotrem w teatrze. Udało mi się chyba jeden odcinek zobaczyć w telewizji, a tak to oglądałam po prostu skróty w Internecie. Raz byłam w programie na żywo, bo w końcu Kuba powiedział "mamo za chwilę się kończy program, jeszcze nie byłaś" i jakoś się udało ten jeden raz dotrzeć na nagranie. Kiedy w niedzielę nadawany był serial "Dewajtis" też nie mogłam oglądać. Niestety, nie mogę jako matka w tym jego życiu zawodowym uczestniczyć tak, jakbym chciała.

Rozmawiacie prywatnie o sprawach zawodowych?

Sytuacja na pewno dla niego jest niekomfortowa, tym bardziej że myśmy tak nie mieli, ponieważ pochodzimy z rodzin, gdzie nasi rodzice nie byli aktorami, więc jak byłam w kabarecie Olgi Lipińskiej, to mama każdy kabaret oglądała, potem mówiła "ale fajne, pięknie wyszła ta piosenka", a Kuba tego nie ma. Oczywiście, rozmawiamy często o sprawach zawodowych, czy w ogóle o pracy, teatrze, rolach, także tutaj jest pełne porozumienie. Poza tym nikt go tak nie rozumie przed premierą czy tuż po niej i zawsze mam dla niego pod ręką tabletki na gardło, czy nadwyrężony głos.

Reklama

Jak pani ocenia twórczość syna?

Jestem dumna z niego, oczywiście. Pękałam z dumy, kiedy Kuba w czasie pandemii napisał scenariusz, na podstawie którego powstał grany do dziś spektakl "Sinatra 100 +". Kuba od lat interesował się Frankiem, znał jego życie, jego wszystkie piosenki, co chwile nam je puszczał, co chwilę mówił "o zobaczcie jeszcze to a to". To była jego pasja. Pandemia, wiadomo, byliśmy bez pracy, Kuba usiadł i napisał scenariusz, potem namówił Piotra Kostrzewę, dyrygenta Chopin University Big Band, kolegów (niektórzy byli jeszcze studentami Akademii Teatralnej), był casting, długie przygotowania i w końcu projektem zainteresował się Eugeniusz Korin z Teatru 6. Piętro. Chodziłam, jak tylko mogłam na każdy spektakl, bardzo to przeżywałam i tak byłam dumna z nich wszystkich, tych młodych wykonawców, których Kuba zaprosił do projektu.

Jakub Gąsowski brał udział m.in. w programie "Twoja twarz brzmi znajomo" / AKPA

Występy Kuby doceniają także widzowie…

Ostatnio zaczepia mnie na ulicy mnóstwo ludzi i mówi: "Gratulujemy syna, jaki fajny, jaki sympatyczny, jaki zdolny". Kiedy 1 listopada brałam udział w kweście na Powązkach, też ludzie podchodzili i mówili: "Proszę pozdrowić syna, kibicujemy mu". To jest bardzo, bardzo miłe, że to nie ja go chwalę, tylko inni go chwalą. Potem Kubie to przekazuję.

Jakub od dziecka chciał być aktorem?

Pierwszy garniturek Kuba dostał do komunii. Wtedy też szałem były telefony komórkowe i Kuba strasznie chciał sobie zrobić zdjęcie, oprócz takiej normalnej, klasycznej sesji komunijnej, to chciał zdjęcie w tym garniturze i z telefonem komórkowym. Mówił wtedy, że będzie biznesmenem, bo tak sobie wyobrażał, że tak właśnie wygląda biznesmen.

Pierwsze kroki stawiał w Teatrze Syrena, jeszcze jak był dzieckiem. Miał 10 lat, gdy zagrał w spektaklu Cezarego Harasimowicza "Pecunia non olet", który reżyserował Wojciech Malajkat. Odkąd tylko zaczął grać w teatrze, to tak jakby się w tym teatrze urodził. Przychodził, witał się ze wszystkimi paniami, ze wszystkimi pracownikami teatru. Przedstawiał się: "Jestem Kuba". Robił wrażenie dobrze wychowanego dziecka, ale on po prostu taki zawsze był. Często się śmiejemy, że Kuba za późno się urodził, bo on ma taki styl i lubi taką muzykę - Sinatra, Dean Martin, Tony Bennett. Jakby był nie z tych czasów.

Jakub Gąsowski podbił serca widzów rolą w serialu "Dewajtis" / AKPA

Dobrze poszło mu także ze śpiewaniem…

Talentem wykazywał się też w szkole podstawowej, gdzie był w klasie z programem muzycznym. Grał na pianinie, zawsze robił też takie prawdziwe show. Kiedyś wszedł na przykład na egzamin w ciemnych okularach, bo akurat film "Blues Brothers" oglądał. Kiedy tańczył kankana, cała szkoła biła mu brawo. Przed Frankiem zafascynowany był też Freddie Mercurym. Wystąpił w szkolnym "Mini Playback Show". Miał od znajomej charakteryzatorki wąsik à la Freddie, spodnie z lampasami, biały podkoszulek bez rękawów i do tego pożyczony statyw od mikrofonu i biegał z tym patykiem mikrofonem tam i z powrotem. Chyba Agata Młynarska, jak go obejrzała, powiedziała, że to jest niewiarygodne, on słowo w słowo, każdy oddech dokładnie oddawał na tej małej scenie.

Geny syn odziedziczył po równo?

Kuba ma chyba bardziej Piotrka charakter. Jest jakby taki odważniejszy w sensie podejmowania wyzwań. Piotrek na przykład lubi prowadzić na żywo programy, czego ja bym się bała. I Kuba chyba po Piotrku ma taką właśnie przebojowość, odwagę i wdzięk — cechy dobrego showmana.