W "Trybunie Robotniczej" z 1967 roku można znaleźć taką wzmiankę: "Znany polski aktor filmowy Zbigniew Cybulski zginął tragicznie w niedzielę rano na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Z. Cybulski zjawił się w ostatniej chwili na peronie i usiłował wskoczyć do znajdującego się już w ruchu pociągu expresowego Odra, kursującego między Wrocławiem a Warszawą. Skok zakończył się tragicznie".

Reklama

Ulubionym powiedzonkiem Zbigniewa Cybulskiego, które powtarzał po rzeźbiarzu Xawerym Dunikowskim było to, że "trzeba umieć wąchać czas". Mawiał, że "aktor powinien umieć wąchać widza, przejść przez rampę i wyczuć jego reakcję". Właśnie tak podchodził do swojej pracy. Z niebywałą perfekcją, wkładając w nią całego siebie.

Zbigniew Cybulski we wszystko co robił, wkładał duszę

Gdybym miała powiedzieć, co najbardziej zaskoczyło mnie w postaci Cybulskiego, którego większość z nas kojarzy głównie jako aktora legendę kina, w którym kochały się tysiące kobiet, a mężczyźni chcieli się do niego upodobnić, to byłoby to z pewnością to, że był człowiekiem aktywnym na wielu polach. We wszystko, co robił, wkładał swoją duszę, czy to było aktorstwo, czy harcerstwo, czy praca przy teatrzyku Bim-Bom, który reżyserował, czy też zwykła pomoc ludziom. Był takim człowiekiem, czułym na to, co dzieje się wokół, bardzo mocno zaangażowanym – mówiła w rozmowie z Tygodnikiem TVP Dorota Karaś, autorka biografii Cybulskiego "Podwójne salto".

Reklama

To właśnie to "wkładanie duszy" sprawiło, że szybko stał się gwiazdą polskiego kina. Jego talent dostrzegli zarówno reżyserzy powierzając mu kolejne role, z których robił filmowe i teatralne majstersztyki, ale i widzowie, którzy chcieli być tacy jak bohaterowie, których grał, jak chociażby Maciek Chełmicki z filmu "Popiół i diament".

Reklama

To właśnie ta produkcja sprawiła, że Cybulski zaczął być postrzegany jako amant. Aktor nie lubił jednak grywać scen miłosnych. Gdy w 1964 roku kręcił szwedzki film „Kochać”, dobitnie sugerował reżyserowi, żeby ten zrezygnował z większości scen erotycznych. Teresa Zwierzchowska, która znała go z lat szkolnych w Dzierżoniowie, wyznaje w książce Doroty Karaś, że za podrywacza i amanta uchodził brat Zbyszka, czyli Antek. Cybulski wiedział, jak zrobić wrażenie na płci pięknej, ale miał spore kompleksy.

Za duża głowa, nie takie nogi. Kompleksy Zbigniewa Cybulskiego

Twierdził, że ma za dużą głowę. - Koledzy robili mu kawały i pod jego nieuwagę zmniejszali obwód czapki, wmawiając przy tym, że rzeczywiście głowa mu wciąż rośnie. Dopiero po dłuższym czasie zorientował się, że to żart. Gdy na zdjęciach próbnych usłyszał, że ma nieruchomą górną szczękę i aktora z niego nie będzie, próbował z tym walczyć - mówiła Dorota Karaś.

Jego największym kompleksem były jednak…nogi. W tej kwestii znajomi także nie szczędzili mu żartów. Sugerowali mu, by nosił spodnie ze "specjalnymi szelkami", aby "d… nie zwisała". Cybulski latami nie pojawiał się na plaży bez szlafroka, bo był przekonany, że zarówno nogi, jak i zwisający tyłek są jego defektem. Na jego prośbę żona uszyła mu nawet specjalne spodnie, które optycznie wydłużały mu nogi. - Gdy w połowie lat 60. okazało się niespodziewanie, że Cybulski ma zagrać u Wojciecha Hasa w "Rękopisie znalezionym w Saragossie", jego pierwsza reakcja była taka: "Ja z tą d… przy kolanach? Taką rolę?" – wspominała Karaś.

Nazywali go "polskim Jamesem Deanem"

Za rolę Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" otrzymał 50 tys. złotych, a recenzenci zaczęli nazywać go "polskim Jamesem Deanem". On sam w rozmowie z fińskimi dziennikarzami pięć lat później powiedział: "Byłoby mi przyjemniej, gdyby nazywano mnie polskim Zbigniewem Cybulskim".

Po sukcesie tego filmu przybywa młodych ludzi ubranych w dżinsy, wojskowe kurtki i w przyciemnionych okularach. Aktor staje się ikoną, zyskuje popularność. Przenosi się z Gdańska do Warszawy, ale tu środowisko filmowców nie jest dla niego bardzo przychylne. Swoje smutki i rozterki coraz częściej topi w alkoholu.

Trwa ładowanie wpisu

Nowe otoczenie go uwierało. Nazywał je "księstwem warszawskim". Reżyserzy obawiali się, że każda zagrana przez niego rola będzie kojarzona z „powrotem” Maćka Chełmickiego. Oczywiście on sam grając w "Giuseppe w Warszawie", "Jak być kochaną" czy w "Salcie", próbował wyjść z tej szufladki, ale recenzenci i krytycy, na których był bardzo wyczulony, wciąż przywoływali tamtą postać. Prozaicznym powodem tego, że Cybulski nie dogadywał się z reżyserami, było też to, że próbował zarobić na utrzymanie rodziny, o której tak marzył. Nie miał specjalnych stawek, zarabiał tyle, co inni, a czasem w ogóle - wspominała Karaś.

Jak zginął Zbigniew Cybulski?

Cybulski bał się śmierci. Gdy serce waliło mu po alkoholu, rzucał się na ziemię krzyżem, wołał: "Nigdy więcej, Panie Boże!". Niedługo przed śmiercią wyznał: "Lepiej było zginąć młodym, tak jak Dean, niż doczekać tuszy, oczu jeszcze mniejszych, niż były".

Gdy 8 stycznia 1967 roku doszło do tragicznego wypadku, w którym Cybulski stracił życie, od razu pojawiło się wiele teorii spiskowych. O godz. 4.20 z trzeciego peronu Dworca Głównego we Wrocławiu ruszył Express Odra. Kiedy odjeżdżał na peron wbiegło dwóch mężczyzn. Jeden z nich, Alfred Andrus zdążył do pociągu wskoczyć, drugi próbował, ale nagle na peronie rozległ się krzyk. Pociąg gwałtownie zahamował, zrobiło się zbiegowisko, pojawiła się policja i pogotowie. To właśnie Cybulskiemu nie udało się wskoczyć do rozpędzającego się pociągu.

Autorką jednego z mitów o śmierci aktora jest sama Marlena Dietrich. Łączył ich romans. Mieli wspólne plany filmowe, ona zaprosiła go do Paryża. Gdy tam pojechał, nie odbierała telefonu, więc plany pozostały w sferze marzeń. W swojej wydanej pod koniec życia biografii Dietrich napisała, że Cybulski wpadł pod koła pociągu, którym ona odjeżdżała kilka dni wcześniej do Warszawy. - To była romantyczna wersja, ale nieprawdziwa, bo wypadek miał miejsce kilka miesięcy później - wyjaśnia Karaś.

Teorie spiskowe wokół śmierci Zbigniewa Cybulskiego

Dzień przed śmiercią Cybulski otrzymał telefon od producenta z USA z informacją, że został wybrany do roli Stanleya Kowalskiego w telewizyjnej adaptacji "Tramwaju zwanego pożądaniem". Miał otrzymać za tę pracę 100 tys. dolarów. Wśród plotek, które pojawiły się na temat wypadku, była ta, że przed odjazdem pociągu Cybulski wypił piwo i wskakiwał do wagonu pijany.

Cybulski, jak mówił mi Andrys, był wtedy trzeźwy, bo wybierając się razem, przydzielali sobie coś w rodzaju dyżurów. Gdy jeden pił, drugi był trzeźwy. W wieczór i noc poprzedzającą śmierć Cybulskiego to on dyżurował – tłumaczyła w Tygodniku TVP Karaś. To Andrys zaciągnął hamulec, gdy Cybulskiemu ugrzęzła noga między stopniem pociągu a krawędzią peronu.

Jeszcze jedna wersja dotycząca wypadku na peronie mówi, że aktor spóźnił się na pociąg po upojnej nocy spędzonej z kochanką, którą była Ewa Warwas. Aktor miał się z nią pokłócić, bo zażądała, by porzucił dla niej żonę.

Kolejna, że aktor spieszył się na próbę spektaklu "Tajemnica starego domu" w Teatrze Telewizji, gdzie miał grać główną rolę.

Aktora zabiera z peronu karetka. W drodze do szpitala jeszcze żyje i prosi lekarzy, by nie informowali o wypadku jego matki. Umiera o godz. 5.25. Przyczyną jest pęknięcie wątroby.

Trwa ładowanie wpisu

W teczce Archiwum Państwowego we Wrocławiu opatrzonej adnotacją: "Śmiertelny wypadek przy pociągu nr 6108 na stacji Wrocław Główny w dniu 8 stycznia 1967 roku" znajduje się 81 dokumentów, które przedstawiają dokładną dokumentację okoliczności tragicznego wypadku, w którym śmierć poniósł Zbigniew Cybulski.

Noc przed śmiercią Zbigniew Cybulski nie pił alkoholu

Śledztwo zostało umorzone trzy tygodnie po tragicznym wypadku. Z dokumentów wynika, że w chwili śmierci Cybulski miał trzy i pół promila alkoholu w organizmie. Przeczą temu słowa Andrysa.

- Noc przed śmiercią nie był po alkoholu, jak wszyscy twierdzą. Ludzie często zapraszali go na jednego, a on nie chciał odmawiać, żeby nie uchodzić za zarozumialca. Więc od jakiegoś czasu mieliśmy umowę, że jak jesteśmy razem, to jeden ma dyżur. I w tym dniu on miał dyżur, ja mogłem się napić. Sekcja zwłok nie wykazała obecności alkoholu - mówił sam Andrys cytowany przez "Gazetę Wyborczą".

Cybulski miał dwa pogrzeby - świecki i katolicki, bo tego drugiego domagała się jego matka. Na tym drugim pojawiły się tłumy. Dochodziło do dantejskich scen. Biorący w nim udział przyjaciele Cybulskiego musieli chwycić się pod ręce, by odeprzeć napierający na rodzinę tłum. Podczas uroczystości operator i dwóch fotografów wpadło do grobu.

Co Zbigniew Cybulski miał przy sobie w chwili śmierci?

Brat Cybulskiego po jego śmierci odebrał należące do aktora rzeczy. Był to kożuch, który będzie nosił przez kilka lat, pęknięte okulary, znaczek z Melpomeną ze szkoły aktorskiej, przedwojenna książeczka do nabożeństwa i ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej z Lourdes, który Cybulski nosił przy sobie od wczesnej młodości oraz paczka listów od Barbary Lerczak, które wróciły do nadawczyni.

Wiceminister kultury Tadeusz Zaorski wzniósł na stypie toast za Daniela Olbrychskiego jako "drugiego Cybulskiego".

"Drzewo w tym samym miejscu takie samo nie wyrośnie. Co dopiero człowiek" - odpowiedział Olbrychski.