Maja Ostaszewska w rozmowie z wp.pl przyznała, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej wszystkich zaskoczyła.

- Dla mnie, jak dla wielu mieszkańców Polski, było szokiem to, że odmawia się im systemowej pomocy humanitarnej. Od czasu Drugiej Wojny Światowej nie mieliśmy tak granicznej sytuacji. Od tego, jak się wobec uwięzionych w lesie osób zachowamy, może zależeć ich bezpieczeństwo, życie i śmierć. To potwornie wymagająca sytuacja dla mieszkańców i Straży Granicznej - stwierdziła w rozmowie.

Reklama

Maja Ostaszewska o pomocy na granicy polsko-białoruskiej: Trudno być na to obojętną

Wyznała, że będąc wolontariuszką Grupy Granica "była w lesie i spojrzała w wiele oczu".

- Znalazłam w nich morze cierpienia. Trudno być na to obojętną - powiedziała.

Reklama

Maja Ostaszewska stwierdziła, że to, co działo się na granicy polsko-białoruskiej dla nikogo nie było proste.

- Myślę, że dla wielu funkcjonariuszy był to dramatyczny moment. W filmie pokazujemy, jak złożony jest to problem. Sytuacja graniczna, w której znaleźli się wszyscy. Możemy zobaczyć, jak różnie ludzie reagują - stwierdziła.

Maja Ostaszewska o pracy na planie filmu "Zielona granica": Wracały do mnie obrazy i bardzo trudne emocje

- Przeszłam szkolenie Grupy Granica. Po pierwszym wejściu do lasu były kolejne. Nie przestaję mówić o tym problemie. Formą pomocy jest też nasz film. Do Wenecji przyjechałam z ulotkami Grupy Granica i po każdym zagranicznym wywiadzie wręczam je dziennikarzom. Nie tracę kontaktu z Podlasiem i choć teraz rzadziej, co jakiś czas staram się tam pojechać - opowiada o swoim wolontariacie.

Przyznała, że praca na planie filmu Agnieszki Holland "Zielona granica" nie była łatwa.

- Dla mnie praca nad "Zieloną granicą" nie była łatwa. Wracały do mnie obrazy i bardzo trudne emocje. Zdarzało się, że musiałam iść na bok, do lasu, by popłakać. Ten film jest niebywale uczciwy i dobrze udokumentowany - wyznała.

Dodała, że choć "odchorowywała" wyjazd na Podlasie, to było to lepsze od nic nie robienia w tej kwestii.