Joanna Dyrkacz była uczestniczką ostatniej edycji programu "Sanatorium miłości". Jej życie to gotowy scenariusz na film.
Już podczas programu Joanna wyznała, że szybko wyprowadziła się z domu, w którym nie brakowało przemocy a rodzice byli uzależnieni od alkoholu. Udało jej się uciec do Stanów Zjednoczonych i tam zaczynała wszystko od nowa.
Początki były trudne, znałam tylko mojego chłopaka. Wzięliśmy ślub z konieczności, ale wiedziałam, że nie będę chciała z nim spędzić życia. Kiedy się rozwiedliśmy, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić - opowiadała Marcie Manowskiej. Gdy się rozwiedli Joanna spotkała na swojej drodze kolejnego mężczyznę. Choć niby wszystko układało się dobrze, okazało się, że jej partner jest uzależniony m.in. od alkoholu i kokainy. Joanna też zaczęła zmagać się z nałogami.
Joanna z "Sanatorium miłości": Zajęło mi to 20 lat pracy nad sobą
W pewnym momencie powiedziała jednak dość. Czy cofnęłaby czas?
- Gdy patrzę z perspektywy na to, kim jestem wydaje mi się, że jestem wreszcie bardzo świadomą kobietą. Zajęło mi to 20 lat pracy nad sobą - wyznaje.
Jak mówi wszystko to, co działo się w jej życiu "wynikało z pewnych przeżyć i traum z jej dzieciństwa".
- Z drugiej strony pewne sytuacje, związki, które miałam były odpowiednie dla mnie i dla mojego rozwoju personalnego. Także trzeba nie bać się niczego w życiu, korzystać, nawet jak się nam wydaje, że to nie jest to, czego chcemy, ale samo doświadczenie jest dla nas bardzo ważne - uważa.
- Uzależnienia w moim życiu były teoretycznie od dzieciństwa. Każdy członek mojej rodziny miał z tym problem, łącznie z moim synem. Doświadczyłam tego w każdej sferze. Ta choroba jest bliska mojemu sercu, mam dużo empatii, serca dla każdego, kto chce wyjść z nałogu. Z tego, co widzę, każda osoba, którą poznaje otarła się pośrednio czy bezpośrednio o alkoholizm. Jest to problem w naszym społeczeństwie. Teraz, jak wskazują badania, wiele kobiet pije- wyjaśnia Joanna.
Joanna z "Sanatorium miłości": Miałam takim moment, kiedy wszystko mi się zwaliło na głowę
Jej zdaniem na to, że człowiek popada w nałogi, składa się wiele elementów.
- Miałam takim moment, kiedy wszystko mi się zwaliło na głowę, jako ludzie czasami, jest pewna granica, że nie dajemy rady i wtedy jest ucieczka a jak nie mamy nikogo bliskiego obok siebie, to uciekamy w używki. To daje chwilową ulgę. To był u mnie taki moment, gdy chciałam popełnić samobójstwo. Wiele osób ma takie momenty, choć głośno o tym nie mówi. Trzeba zmienić to, że się o tym nie mówi, że to wstyd - wyznaje w rozmowie z dziennik.pl.
Joanna wspomniała także o sytuacji, która spotkała ją jakiś czas temu we Wrocławiu.
- Byłam z koleżanką. Mężczyzna w parku klęczał na kolanach. Nie mógł się podnieść. Podeszłyśmy do niego, był pijany, nie mógł wstać. Podniosłyśmy go. Wszyscy naokoło siedzieli, patrzyli. Gdyby to był ktoś z zawałem serca, to otrzymałby pomoc, a że to był pijak to wiadomo, włączyło się ludziom myślenie, że sobie na to zasłużył. Żeby osoby uzależnione mogły prosić o pomoc, musimy zmienić społeczeństwo, zadbać o tę akceptację a nie stygmatyzację- podkreśla Joanna.