Monika Richardson w najnowszym wywiadzie wróciła wspomnieniami do śmierci swojego brata Filipa.

Dziennikarka wprost powiedziała, że zabił go nałóg.

Filip wyszedł z uzależnienia - cztery i pół roku nie ćpał. Zmarł od tzw. "złotego strzału", za stare czasy. Był po operacji przegrody nosowej i się udusił - powiedziała otwarcie Richardson.

Dziennikarka została zapytana, czy miała wyrzuty sumienia związane z tym, że brat zmarł. Richardson opowiedziała, że jego śmierć byłą ogromnym ciosem dla rodziny, to wierzy w to, że przynajmniej jej brat nie musi się już dłużej męczyć z problemami tego świata.

Reklama

Richardson o zmarłym bracie: On się tu męczył, był nieprzystosowany do życia

Nie miałam nigdy do siebie żalu o tę śmierć. Myślałam, że tak miało być. On się tu męczył, był nieprzystosowany do życia, nie do końca był częścią czegokolwiek, wspólnoty, grupy. (...) Jak Filip zmarł, to oprócz tego, że to mi złamało serce i sprawiło, że jestem jedynaczką i moją mamę złamało życiowo, to dało mi poczucie, że teraz już się nie męczy - powiedziała.

Reklama

Współuzależnienie to jest taki moment, kiedy twoja miłość do tej osoby jej nie uratuje. Tylko on/ona może siebie uratować. Mimo że zdajesz sobie z tego sprawę, to wydaje ci się, że jak "jeszcze trochę porozmawiamy", albo "ja się z tobą napiję" i będziemy tak razem pili, to ty nie będziesz chciał pójść i zniknąć na tydzień. Może zróbmy coś takiego, żeby nie myśleć o piciu. Wtedy ten ktoś nie myśli o piciu, ty też nie myślisz o piciu. Potem wraca temat i sobie walniemy kielicha. Moim zdaniem współuzależnienie jest tak samą straszną chorobą, jak uzależnienie. Tak samo trzeba się z niej leczyć - dodała.