W rozmowie z Dariuszem Maciborkiem piosenkarka opowiedziała o wydarzeniach z przeszłości, które były dla niej bardzo trudne. Jednym z nich był ten, gdy śpiewała jeszcze w zespole O.N.A. Chylińska przyznała, że zachłysnęła się sławą.
Pamiętam taki bolesny moment, kiedy osiągnęliśmy ogromny sukces jako O.N.A. Pamiętam, że miałam takie poczucie, że właściwie no to nic mi się już nie stanie. To już będę po prostu wpisana we wszystkie możliwe mury i że będą ulice mojego nazwiska, że już mogę iść na emeryturę. Nagle to wszystko, jak takie magiczne światło: "pyk" - nie ma prądu, nie ma nic i zaczynam wszystko od początku" - mówiła.
Myślę, że to doświadczenie też w relacjach ludzkich dużo mnie nauczyło. Myślę, że trzeba Bogu dziękować za 10 minut, potem za godzinę, potem za dzień świętego spokoju. Od jakiegoś czasu z tym żyję i jest mi bardzo dobrze - stwierdziła.
Chylińska o swoim życiu osobistym: Przede wszystkim polubiłam i zaakceptowałam siebie
Padło także pytanie o jej życie osobiste. Czy Agnieszce udaje jej się "trzymać miłość"?
Trzymam miłość. Już pod tym względem rzeczywiście jest taka pełnia - cudowny moment. Polecam wszystkim, którzy tej miłości ciągle desperacko poszukują. Przede wszystkim polubiłam i zaakceptowałam siebie. Ja wiem, że to jest wyświechtany frazes, ale kiedy on się dzieje w danym, konkretnym życiu danego człowieka, to dla mnie osobiście jest to odkrycie Mount Everest. Jestem bardzo szczęśliwa, że los mi pozwolił przeżyć ten moment, kiedy cieszysz się i jesteś wdzięczny - powiedziała.
Jestem ogromnie wdzięczna, że dzisiaj po tylu latach mogę się cieszyć takim zaufaniem publiczności, że mogę na swoich koncertach gościć taką publiczność, że ciągle jestem witana z otwartymi ramionami i milionem czekoladek - wyznała.