Weronika Marczuk była gościem podcastu "Tato, no weź!". W rozmowie z Kamilem Baleją opowiedziała o tym, jak wyglądała jej droga do macierzyństwa.
Okazuje się, że bardzo długo starała się o swoją pociechę i wiele razy poroniła. Nie dopuszczała jednak do siebie myśli, że nigdy nie zostanie mamą.
Jestem typową Ukrainką. Jak się zaprę, to mnie nic nie zatrzyma. Ja umrę, ale zrobię to, co mam zrobić. Ja wiedziałam, że co by się nie stało, to ja doprowadzę do tego. Brałam pod uwagę wszystkie możliwości, łącznie z adopcją – powiedziała.
Weronika Marczuk o poronieniach: Ja tylko cierpiałam strasznie, że tracę dzieci
Marczuk wyznała, że poroniła aż dziewięć razy, chociaż nie liczy poronień "pomiędzy". W jednej z takich sytuacji zabrakło ledwie trzech czy czterech tygodni, by dzieci mogły przeżyć.
Ja tylko cierpiałam strasznie, że tracę dzieci. Traktowałam je jako dzieci, a nie jako część drogi. To było najtrudniejsze, kiedy chowaliśmy bliźniaki. Były w siódmym miesiącu, to już dzieci trzyma się w ręku i to było bardzo, bardzo straszne – opowiadała.
Weronika wyznała też, że na jej cierpienie z trudem patrzył jej ojciec. Prosił ją, by nie narażała się na kolejną stratę.
Marczuk o słowach ojca: Powiedział, że gdy umrze postara się "załatwić" mi dziecko
Córeczko, tym razem ja ciebie poproszę. Nie idź więcej w to, ja nie mogę patrzeć na to, jak moja córka cierpi. Ja nie mogę patrzeć, jak ty się męczysz. Ja wolę ciebie mieć, niż już mieć wnuków - mówiła.
Powiedział jej, że kiedy umrze postara się "załatwić" jej dziecko. Dziś Weronika ma córkę Anię.
On mi po roku umiera i ja po roku mam Anię – wyznała.