Antek Królikowski tłumacząc się z opublikowania nagrań z ciężarną żoną, która płacze i zwraca się do ich jeszcze nienarodzonego syna, stwierdził, że ktoś zhakował jego konto na Instagramie.

Aktor wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że nie ma nic wspólnego z publikacjami. Z kolei Opozda odnosząc się do sprawy stwierdziła, że nie wierzy Królikowskiemu w to, co pisze.

Reklama

Wendzikowska o sytuacji Opozdy i Królikowskiego: To są po prostu bolesne sytuacje

Teraz do sprawy odniosła się Anna Wendzikowska.

Bardzo nie lubię oceniać sytuacji innych ludzi, bo nie wiemy, co się tam dzieje. Źle to wygląda, i wygląda to bardzo tak przykro. To są po prostu bolesne sytuacje. Jedyne co mnie pociesza, teraz kiedy patrzę na takie przykre sytuacje, które dzieją się u innych ludzi, to to, że dla mnie, te najpotworniejsze rzeczy takie, spotkanie na swojej drodze przysłowiowego potwora, który doprowadził do ostateczności, do takiego punktu, że mi się wydawało, że albo umrę w tym momencie, albo powstanę jak feniks z popiołów. To dla mnie był takie moment, kiedy na koniec dnia okazał się początkiem nowego życia- powiedziała w rozmowie z Jastrzabpost.pl.

Reklama

Te trudne doświadczenia sprawiają, że my jesteśmy zmuszeniu, żeby się zebrać z tych klęczek, odbudować, zbudować na nowo w zasadzie i odnaleźć w sobie taką siłę. Ja byłam też zmuszona do tego, żeby się zmierzyć ze swoimi traumami, ze swoimi przeżyciami, które mnie doprowadziły do tego miejsca, w którym się znalazłam. I to jest potem taka szansa na to, żeby żyć zupełnie inaczej, podejmować zupełnie inne decyzje, dokonywać innych wyborów i innych ludzi na swojej drodze spotykać, więc kiedy to się dzieje, to jest bardzo trudne - dodała.

Jaką Wendzikowska ma radę dla Królikowskiego i Opozdy?

Anna Wendzikowska uważa, że słabości nie należy się wstydzić.

Mleko się rozlało. Mam takie zdroworozsądkowe podejście, że jeśli coś już się wydarzyło, to nie ma sensu temu dawać za dużo swoich myśli i swojej energii, bo nic się nie da z tym zrobić. My nie lubimy, jak nas luzie widzą w naszych słabościach. Na koniec dnia wszyscy to znamy. Wszyscy popełniamy błędy, wszyscy płaczemy w skrytości swojej sypialni. Wszyscy mamy te same problemy, albo z grubsza te same. Nie wydaje mi się, żeby to było coś, czego należałoby się wstydzić -powiedziała.

Jej zdaniem nie należy z tej afery "robić dalszej historii".

Ja zawsze mówię do środka, bo praca, którą trzeba wykonać, jest do środka, a jak się ją wykona, to wszystkie takie rzeczy, to oczywiście psuje czasem humor, ale one przestają mieć znaczenie, jeśli nauczymy się budować to swoje szczęście tak wewnętrznie. Jesteśmy tak wewnątrzsterowalni. Już nie ma tak, że jakaś sytuacja zewnętrzna jest w stanie nam zabrać to, co mamy, ten spokój, który sami sobie wypracowaliśmy- dodała.