Katarzyna Glinka pożegnała swojego ojca Kazimierza w 2014 roku.
Jakiś czas temu wspomniała we wpisie na Instagramie, że nie mogła pojechać do umierającego ojca, bo musiała wejść na scenę i bawić publiczność.
Teraz Glinka zdobyła się na kolejne aczkolwiek niezbyt łatwe wspomnienia z nim związane. Wyznała, że nigdy nie usłyszała słów "kocham cię".
Miałam bardzo silnego ojca. Z jednej strony to były cechy człowieka, którego podziwiałam za to, bo był bardzo sprawczy, bo był przy okazji bardzo inteligentny, bardzo samosterowny i to są piękne cechy. Był taki decyzyjny, który miał wizje i za nimi podążał, tylko to się bardzo kłóciło z posiadaniem rodziny, bo on miał wizję taką, że właściwie on decyduje, że robi tak, a cała reszta musiała robić tak samo - powiedziała w rozmowie z Anną Zejdler.
Przyznała, że chodziła na terapię, by poradzić sobie z trudnymi emocjami i przepracować tę relację.
Był bezwzględny w sensie takim, że mój tata robił tak, jak czuł i uważał, ale niekoniecznie patrzył na nasze dobro, w tym sensie czy wszyscy tego chcemy. Wyrastając w takim domu niestety człowiek się uczy takich wzorców - powiedziała.
Glinka zapytana o to, czy ojciec byłby z niej dumny, stwierdziła, że z jego ust nigdy nie padły takie słowa.
Nigdy tego nie powiedział. Nigdy też nie powiedział, że mnie kocha. Ciekawe czy odrobiłby lekcję, gdyby żył dzisiaj, ale być może ja bym umiała mu to powiedzieć, bo to nie ma co innych rozliczać - stwierdziła.