Jestem zbudowany postawą Polaków, którzy tak licznie i mocno włączyli się w pomoc uchodźcom. Dziękuję wam wszystkim! Zawsze wierzyłem, że jest w nas ta siła. Mój dom ponownie otwarty. Dla tych, którzy uciekają przed piekłem wojny. Niech żyje wolna Ukraina! PUTIN! It’s time to PUT OUT - napisał Maciej Stuhr.

Reklama

Sam zaoferował nocleg potrzebującym rodzinom. To nie pierwsze osoby, którym Stuhr pomógł. Wcześniej przyjął pod swój dach uchodźców z Czeczenii. W listopadzie zapraszał też ofiary kryzysu pod wschodnią granicą. Żona Stuhra w poniedziałek wieczorem potwierdziła, że w ich domu zamieszkała rodzina z Ukrainy. Wrzuciła do sieci zdjęcie z zakupów pościeli, których pilnie potrzebowała dla nowych lokatorów.

Szybkie zakupy, bo w domu nowa rodzina. A pościeli i ręczników tyle nie mamy - napisała.

Napisała też, że goszczący u nich uchodźcy pochodzą z Afganistanu, ale od 20 lat żyli w Ukrainie i czują się Ukraińcami. Ostatecznie mieszkają u nich cztery osoby: rodzice z dwiema córkami, a ich syn pozostał w Ukrainie, ponieważ jest w wieku poborowym do wojska.

Reklama

Z naszych doświadczeń wynika, że nie ma się czego bać. Jeśli spotyka się ludzi, którzy musieli wyjść z domu tak, jak stali, albo z jedną torbą rzeczy i trafiają do nas do domu, to absolutnie nie są ludzie, których należy się bać. Są to ludzie zawstydzeni, że nie mają pidżamy czy ręcznika. Tego się nie bójcie! - powiedziała na zamieszczonym na Instagramie nagraniu.

Stuhr dodał, że też się kiedyś bał przyjmowania pod dach obcych osób.

Oczywiście też się baliśmy, czy ktoś nie naruszy naszego rytmu, naszego poczucia intymności rodzinnej, ale nie doświadczyliśmy tego. Oczywiście warunki domowe nam na to pozwalają, (...) ale niczym to się nie różni od tego, jakbyśmy przyjmowali znajomych. Takie poczucie codzienności jest właśnie takie - stwierdził.

Z kolei jego żona odniosła się do znajomości języka.

W dzisiejszych czasach nie ma problemów, by się porozumieć. Jest np. Google Translator, wystarczy nagrać, co chce się powiedzieć, stojąc obok naszych gości, a oni przeczytają w zrozumiałym dla siebie języku, a później odpowiedzą. Problem komunikacyjny praktycznie nie istnieje - napisała.