Dziennikarka zamieściła na Instagramie wpis, w którym przyznała, że wszystkie Ukrainki, które zna, pomogły jej w wielu rzeczach.
Alanka, Orysia, Maria, Julia – nasze ukochane, nieocenione, niezastąpione panie z Ukrainy. Nasze matki, siostry. Rodzina. Bez nich nie wychowałabym dzieci, nie mogłabym pracować. Zawsze obecne, pomocne, serdeczne. Pilnujące porządku, znające na wylot nasze życie. Wspólnie sobie pomagałyśmy. Nigdy nie pracowały u mnie na czarno. Ich pobyt zawsze był legalny - napisała Agata Młynarska.
Wspomniała, że pierwsza z wymienionych przez nią pań nie może wrócić do Polski. Dziennikarka napisała, że razem z kobietami z Ukrainy, które znalazły zatrudnienie w jej domu, walczyły wspólnie o ich prawo pracy, wizy i legalny pobyt w Polsce.
Wczoraj rozmawiałam z Orysią, jej syn, rówieśnik mojego, dostał powołanie do wojska. Płaczemy przez telefon, rozpacz i bezsilność, lęk i złość mieszają się w naszej rozmowie. Nie możemy się pozbierać - napisała Młynarska.
Alanka, która z pracy w Polsce utrzymuje całą rodzinę na Ukrainie, nie może wrócić do nas. Płacze w telefonie. Nie zostawi przecież chorej mamy, wnuków - dodała.
Dziś jestem sztywna na myśl o tym, co przeżywają. Nasz dom zawsze jest dla nich otwarty. I myślę, że w niejednym polskim domu wdzięczność za to, co otrzymaliśmy od Ukrainek i Ukraińców jest ogromna. Jesteśmy ze sobą związani. Jesteśmy w tym razem. Wojna nigdy nie jest daleko, wojna zawsze jest blisko – tak kiedyś napisał Tata. Dziś jest bardzo blisko. Wali w nasze serca i drzwi! - podsumowała.