Z perspektywy czasu wiem, że otarłem się o śmierć. Nie chciałbym tragizować, ale lekarze powiedzieli mi, że było bardzo kiepsko - powiedział Barciś w rozmowie z Gazeta.pl.
Jak pisał później w swojej książce "Aktor musi grać, by żyć", pewnej nocy rozważał wezwanie pogotowia, ale tego ostatecznie nie zrobił.
Któregoś dnia o czwartej rano saturacja spadła mi do 93, a wtedy – jak zalecał mój przyjaciel – powinienem do niego zadzwonić, by wezwał karetkę. Biorąc pod uwagę, że był środek nocy, nie miałem sumienia go budzić. Postanowiłem wytrzymać - mówił.
Kiedy mu o tym powiedziałem, wściekł się, bo gdyby mój stan jeszcze się pogorszył, nie miałbym już siły na telefonowanie po pomoc - opowiadał.
Aktor po tym, co go spotkało, namawia wszystkich do szczepień i nie ma litości dla antyszczepionkowców.
Ubolewa nad tym, że procent osób zaszczepionych w Polsce jest na tyle niski, że nie udało nam się wypracować zbiorowej odporności.
Warunkiem koniecznym, żebyśmy opanowali pandemię koronawirusa, jest, aby większość społeczeństwa się zaszczepiła. Wtedy uzyskamy odporność stadną i wirus nie będzie tak groźny, jak dotąd. Dlatego dla dobra wspólnego większość z nas powinna się zaszczepić. Z troski o siebie, o swoich bliskich i o innych - powiedział w rozmowie z wp.pl.
Jeśli ludzi nie można przekonać do tego, aby dla naszego wspólnego dobra się zaszczepili, to trzeba zastosować inne środki, które ich przekonają albo zmuszą do szczepień - stwierdził.
W jednej z rozmów stwierdził, że "przywódcy antyszczepionkowców, którzy kłamią, manipulują i zmyślają, zasługują na największe potępienie".
To są ludzie ideologicznie nakręceni i dla nich kłamstwo jest dozwolonym narzędziem. To, co propagują, jest jednak bardzo szkodliwe dla całego społeczeństwa - podkreślił.