Weronika Rosati od dawna dzieli swój czas pomiędzy dwa domy - rodzinny w Warszawie oraz ten związany z amerykańską karierą zawodową w Los Angeles. Kiedy większość państw zaczęła zamykać swoje granice w związku z pandemią koronawirusa, aktorka wraz z córką przebywały w Kalifornii.
Dwa tygodnie temu Weronika żaliła się na Instagramie, że ma już dość kwarantanny i tęskni za Polską. Teraz doszło jej dodatkowe zmartwienie. Od ponad tygodnia amerykańskie miasta są areną protestów i brutalnych zamieszek. Przyczyną tej sytuacji była śmierć ciemnoskórego Georga Floyda spowodowana przez policjanta. Protesty przeciwko dyskryminacji rasowej szybko wymknęły się spod kontroli i przerodziły w chaos i niszczenie miast.
W rozmowie z "Super Expressem" Weronika Rosati wyznała, że bardzo boi się o bezpieczeństwo swoje i córeczki:
Sytuacja w Los Angeles, gdzie mieszkam, jest bardzo napięta. Od paru dni wprowadzona jest godzina policyjna, obowiązuje od godz. 16 lub 18. Demonstrujący niestety jej nie respektują i pokojowy protest wieczorem i nocą każdego dnia zamienia się w agresywne zamieszki i wandalizm. Podpalane są budynki, sklepy, komisariaty, lokalne gangi plądrują sklepy, rabują samochody. Boję się o nas, bo nigdy nie wiadomo, czy nie zaczną okradać domów lub nie spowodują pożarów również w osiedlach mieszkaniowych.
Aktorka od pewnego czasu próbuje dostać się do Polski, niestety nikt nie jest w stanie jej w tym pomóc:
Linie lotnicze LOT anulowały mi już trzeci lot, więc nie wiem, co będzie dalej. Polski konsulat w LA mi nie pomógł, choć próbowałam radzić się, co zrobić, by móc wrócić razem z malutkim dzieckiem do kraju.
Na szczęście Rosati może liczyć na przyjaciół, którzy zaoferowali, że może się u nich schronić, gdyby poczuła się zagrożona.