Kilka dni temu dziennik.pl informował o tym, że Prokuratura Rejonowa z Mławy otrzymała zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez znanego youtubera, Sylwestra Wardęgę. Poszło o film, w którym jego pies przebrany za pająka straszył przechodniów na ulicach Warszawy.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ: Wardęga na celowniku śledczych>>>

Informacja o donosie zelektryzowała media. Większość komentarzy była jednoznaczna - prokuratorzy mają dość poważnej pracy, by zajmować się internetowymi żartami. Oberwało się też anonimowemu donosicielowi. Internauci nie zostawili na nim suchej nitki. Sam Wardęga kpił zaś na Facebooku: Informacja o zgłoszeniu sprawy do prokuratury bardzo zasmuciła mnie i Chicę. Martwię się o mojego pieska, ponieważ to on straszył ludzi a nie ja. Chica nigdy nie była w więzieniu i może to być dla niej szok. Mam nadzieję, że prokurator jej odpuści.

W oświadczeniu przysłanym do redakcji dziennik.pl mężczyzna się tłumaczy: Nie jestem żadnym hejterem; nie interesuje mnie także ile pieniędzy Sylwester Wardęga zarobił, zarabia oraz ile zarobi w przyszłości; nie jestem także fanem jego "twórczości". Gdyby nie jego publiczne wypowiedzi, żadnej sprawy by nie było.

Przedstawiający się jako Piotr mężczyzna twierdzi, że zażenowała go wypowiedź Sylwestra Wardęgi w TVP INFO, w której próbował udowodnić, że wzbudzaniem strachu może dla człowieka zrobić coś dobrego, w szczególności "udrożnić komuś żyły z cholesterolu"..

- W moim przekonaniu Sylwester Wardęga winien tych ludzi przeprosić, a nader wszystko publicznie im podziękować, bo to dzięki nim zawdzięcza swoją popularność i to dzięki nim zarabia hajs. Mimowolnie stali się wykonawcami w jego filmikach. Bez nich, nikt by o nim nigdy nie usłyszał - czytamy w oświadczeniu.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Piotr argumentuje, że Wardęga nie widzi różnicy pomiędzy podniesieniem poziomu adrenaliny przy skoku na bungee czy ze spadochronem, a nagłym podniesieniem poziomu adrenaliny u przypadkowej, niczego nie spodziewającej się osoby, zaskoczonej nocą, sytuacją rodem z filmów Hitchcocka. - Różnica bowiem ma charakter zasadniczy. Ludzie skaczą na bungee z własnej i nieprzymuszonej woli; na skok adrenaliny są mentalnie przygotowani i chętni na jej przyjęcie, bo przecież o to w tym chodzi. Tymczasem akcja filmiku Mutant Giant Spider Dog dzieje się nocą, w miejscach nocą mało uczęszczanych, gdzie panuje błoga cisza i spokój; nikt się nie spodziewa, że za chwilę przeżyje chwile grozy, na które wcale nie musi mieć ochoty - pisze mężczyzna.

Jego zdaniem pieniądze i sława nie są warte tego, aby podejmować ryzyko narażenia człowieka na jakikolwiek uszczerbek kosztem "dobrej zabawy".

Jednocześnie publicznie przyznaję, że popełniłem błąd składając doniesienie na Sylwestra Wardęgę. Biję się w pierś i przeto... apeluję do prokuratorów z Mławy, żeby zostawili Sylwestra Wardęgę w spokoju, ponieważ to nie on straszył ludzi, tylko jego pies. Psa się k... czepcie - pisze z ironią na koniec.