>>>Tysiące zdjęć z fotoradarów na śmietniku
To, co porobiliśmy z fotoradarami w Polsce, to delikatnie mówiąc przesada. Można by powiedzieć, że nasz kraj to Polska fotoradarowa. Pytanie jest takie: dlaczego one nie są skuteczne? Większość z tych radarów jest pustych, więc działają tylko i wyłącznie na psychikę. Fotoradary mają swój sens w miejscach szczególnie niebezpiecznych, kiedy naprawdę występuje ryzyko, że mogą tam zginąć ludzie. Natomiast ustawianie ich w tak dużej ilości jest po prostu chore, jest schizofrenią, dlatego że ludzie przyzwyczajają się do nich i jeżdżą falami. Nie oszukujmy się, na fotoradary wpadają zazwyczaj ludzie obcy, którzy jadą daną drogą pierwszy raz. Wszyscy miejscowi wiedzą, gdzie one stoją i jeżdżą falami - przed fotoradarmi hamują, a kiedy je przekroczą, dodają gazu.
Znacznie bardziej sensowne jest ustawianie normalnych patroli radarowych w miejscach, gdzie jest naprawdę niebezpiecznie. Ludzie, którzy tamtędy jeżdżą, mają zakodowane, że tam może stać radar, i wtedy zwalniają. Wydaje mi się, że jest to znacznie bardziej sensowne niż stawianie niezliczonej ilości fotoradarów.
U naszych północnych sąsiadów w Skandynawii ludzie jeżdżą powoli, mimo że nie ma u nich takiej ilości fotoradarów. Wszystko dzięki temu, że kary były nieuchronne. To tzw. prewencja ogólna - nie trzeba było złapać wszystkich przestępców, wystarczyło zatrzymać kilku i bardzo dotkliwie ich ukarać. Najprostszą rzeczą jest wprowadzić zakazy, które do niczego nie prowadzą. Teoretycy prawa karnego twierdzą, że sama surowa kara nie odsuwa od przestępstwa. Wyniki są znacznie lepsze, gdy jest konsekwentnie realizowana.
Taka ilość radarów na naszych drogach sprawia, że kierowcy, gdy jadą samochodem, nie uważają na to, żeby nie przejechać człowieka, ale na to, żeby tylko nie wpaść na radar. Nie jeździmy ostrożnie dlatego, żeby komuś nie zrobić krzywdy, ale żeby nie dostać mandatu. I to jest całe nieszczęście - odwrócenie moralnego ładu.